To pierwszy taki ujawniony przypadek w Polsce. Zastępcza matka, która wynajęła swój brzuch zamożnemu małżeństwu z Warszawy, po porodzie chciała zatrzymać dziecko - pisze "Dziennik".
32-letnia Bożena K. poznała swoich "zleceniodawców" za pośrednictwem agencji Elizabeth z podwarszawskiego Piaseczna, która kojarzy bezpłodne pary z matkami zastępczymi i pobiera za to słone opłaty. Bożena K. dostała 30 tys. zł. Dzisiaj, 3 tygodnie po urodzeniu chłopca, kobieta jest w depresji. Wprawdzie od początku ciąży tłumaczyła sobie, że nosi cudze dziecko, jednak przed porodem zdecydowała, że chce synka zatrzymać. "Zleceniodawcy" odebrali jej niemowlę siłą. – Wyrwali mi go z rąk! – mówi. Ich adwokat zagroził, że jeśli wystąpi do sądu o prawo do opieki nad urodzonym w wyniku zabiegu in vitro synkiem, straci również pozostałe dzieci. Bożena K. chciała walczyć o prawo do opieki. Ostatecznie zrezygnowała, obawiając się wieloletniej batalii w sądzie. Czy matka zastępcza, która urodziła komuś dziecko za pieniądze i postanawia je zatrzymać, mogłaby wygrać sprawę w sądzie? - pyta "Dziennik" sędziego warszawskiego sądu okręgowego, Roberta Zegadłę. "Najprawdopodobniej dostałaby dziecko z powrotem. Bo to ona z punktu widzenia prawa jest jego matką. Jeżeli mężczyzna, który ją wynajął, jest zarazem genetycznym ojcem dziecka, to na sali sądowej mogliby tylko i wyłącznie walczyć o prawo do opieki nad niemowlęciem. Bowiem oboje są pełnoprawnymi rodzicami" - mówi sędzia Zegadło. Jego zdaniem, macierzyństwo zastępcze powinno być zakazane.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.