Polak-katolik wśród protestantów

Rzeczpospolita/a.

publikacja 15.11.2006 06:16

Polacy narażają się na ataki protestantów, nosząc krzyże i posyłając dzieci do katolickich szkół - zalarmowała Rzeczpospolita.

Sobota, godzina druga w nocy. Do domu przy Charcoal Way w Cullybackey w hrabstwie Antrim ktoś wrzuca dwa koktajle Mołotowa. W środku mieszka trzech Polaków. Na szczęście wszyscy wychodzą bez szwanku. To jednak nie pierwszy atak na naszych rodaków. Przykłady z ostatnich miesięcy można mnożyć - napisała Rzeczpospolita. Belfast, grupa kilku mężczyzn atakuje kijami bejsbolowymi 51-letniego murarza z Polski, wybijają szyby w jego mieszkaniu. Nieznani sprawcy podpalają polski dom. - Wracałem z kolegami z pracy, gdy podeszło do nas pięciu Irlandczyków, potem dołączyli kolejni i zaczęli nas bić, czym popadło - opowiadał jeden z Polaków pobitych w miejskim parku. Czy to przypadek? Kilka tygodni temu Irlandią wstrząsnęła wiadomość o okrutnym gwałcie i mordzie. Dopiero w ostatni piątek policja ujawniła, że mordercą jest Polak. Na polską społeczność padł blady strach. - Obawialiśmy się odwetu. Ale szczęściem w nieszczęściu było to, że ofiara okazała się katoliczką. To złagodziło nastroje wobec nas - mówi "Rz" jeden z Polaków, który w Irlandii mieszka od roku. W Irlandii Północnej pracuje około 30 - 40 tysięcy Polaków. Większość z nich, szukając najtańszego mieszkania, trafia do dzielnic protestanckich. Za trzypokojowe mieszkanie w osiedlu Donegall zapłacą 350 funtów miesięcznie. W innych dzielnicach cena wyjściowa to 400 - 450 funtów. Przy zarobkach rzędu 800 funtów to duża różnica. Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy, że mieszka właśnie w dzielnicy protestanckiej, a Irlandia Północna - z powodu waśni religijnych - jeszcze osiem lat temu znajdowała się w stanie permanentnego wrzenia. - Jako katolicy i najliczniejsza grupa imigrantów jesteśmy bacznie obserwowani przez protestantów - przyznaje w rozmowie z "Rz" Maciej Bator ze Stowarzyszenia Polskiego w Irlandii Północnej. Z tego powodu polskie dzieci, które chodzą do katolickich szkół, w lecie wkładają kurtki, by w ten sposób zasłonić szkolny mundurek. Pretekstem do ataku może być duży krzyż na szyi. Ale też np. koszulka z emblematem Celtic Glasgow. Polacy nie mają świadomości, że w dzielnicy protestanckiej lepiej się nie afiszować z sympatią dla drużyny katolickiej. - Czasem sami gotują sobie swój los. Przyjeżdżają na dwa, trzy lata, nie integrują się z sąsiadami, nawet nie myślą o tym, by zapoznać się z miejscową ludnością. Nie znają tutejszych zwyczajów - mówi Bator, który sam mieszka w dzielnicy mieszanej i nigdy nie miał żadnych problemów. To drażni Irlandczyków. Oni na przykład dużo czasu spędzają w pubach. Polacy, wynajmując dwupokojowe mieszkania dla sześciu osób, wolą organizować imprezy w domu. O drugiej w nocy sąsiedzi tracą cierpliwość. Jak powiedział nam jeden z Polaków mieszkających w Belfaście już kilka lat, Irlandczycy rozwiązują spory sąsiedzkie jak Kargul z Pawlakiem: - Nie wzywają policji, ale najpierw ostrzegają. Rzucają kamieniem w okno albo podrzucają kartki z ostrzeżeniami. Policjanci nazywają takie incydenty rasistowskimi. W Irlandii Północnej nie ma polskiego konsulatu. Od 10 października sprawy Polaków przejął konsulat w Edynburgu. - Co miesiąc będziemy organizować dyżury konsularne, żeby zapewnić Polakom pomoc - deklaruje konsul generalny Aleksander Dietkow.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona