Ks. Zaleski powininien milczeć

Dziennik/a.

publikacja 20.12.2006 05:27

Wszystko to sprawia, że najlepszą formą obrony będzie dla niego obecnie milczenie. Milczenie to może stać się zresztą wyjściem z lustracyjnego impasu. I właśnie o takie milczenie proszę ks. Zaleskiego, a także innych uczestników lustracyjnej debaty - napisał w Dzienniku Tomasz P. Terlikowski.

Kolejne, nadchodzące często z najmniej spodziewanej strony ataki na ks. Zaleskiego mają – takie mam wrażenie – taki właśnie cel. Wyprowadzić go z równowagi, by nie był w stanie zachować milczenia w sprawach lustracji czy posłuszeństwa biskupowi. I dlatego tak ważne jest, by w najbliższych tygodniach (a kto wie, czy nie miesiącach) krakowski duszpasterz zachował milczenie. Wiem, że będzie to dla niego niezwykle trudne – niełatwo jest przecież milczeć, gdy biskupi negują opozycyjną przeszłość księdza. Jednak może warto to zrobić. Odradzam księdzu Zaleskiemu odpowiadanie na kolejne przytyki kurii krakowskiej, biskupów czy zwykłych księży. To jedynie wzmocni (i tak już wystarczająco mocną wśród duchownych) opinię, że „ten ksiądz chce tylko narobić hałasu wokół siebie”. Proponowane przeze mnie milczenie nie powinno oznaczać jednak rozkosznego nieróbstwa. Najbliższe tygodnie trzeba poświęcić na doskonalenie oddanej do wydawnictwa Znak książki. Najlepszą obroną dla księdza Zaleskiego będzie bowiem właśnie jej publikacja. Jej zawartość (jak pokazują wydane fragmenty – daleka od osądzania, ferowania jednoznacznych wyroków czy inkwizytorska) może udowodnić, że zdecydowana część zarzutów wobec jej autora – by wymienić tylko „fałszowanie obrazu kapłana” – była nieprawdziwa i głęboko krzywdząca - czytamy w artykule Terlikowskiego. Zdaniem publicysty zatrzymanie pędzącej, utrzymanej w medialnym stylu, wymiany ciosów między zwolennikami a przeciwnikami lustracji w Kościele mogłoby też doprowadzić do jej pogłębienia. Kilkumiesięczne milczenie wszystkich uczestników lustracyjnego sporu (nie wyłączając mojej osoby) nie tylko oczyściłoby atmosferę ze zbędnych i niekiedy nadmiernych emocji, ale także pozwoliło na konieczne filozoficzne, teologiczne i duszpasterskie rozważenie toczącej się obecnie debaty. Zamiast utrzymanych w publicystycznym stylu zarzutów czy argumentów, można by wytoczyć o wiele subtelniejsze argumenty teologiczne czy historyczne. Miejsce plotek, insynuacji czy podejrzeń mogłyby zaś w gazetowych polemikach zastąpić (i tak przecież dyskusyjne) fakty. Dzięki temu przestaniemy dyskutować, komu bardziej ufamy: ks. Zaleskiemu czy abp. Józefowi Życińskiemu, a skupimy się na ujawnionych (a dotyczących na razie głównie archidiecezji krakowskiej) dokumentach i tekstach. Zresztą nakaz milczenia dla uczestników szczególnie gorących duszpasterskich czy filozoficznych debat nie jest w historii Kościoła niczym nowym. Podobną metodę ostudzenia gorących głów zastosowali papieże, choćby podczas polemik jansenistycznych. I mam nieodparte wrażenie, że teraz – niekoniecznie z polecenia Watykanu – podobną metodę trzeba użyć w polskim Kościele.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona