Jan Żaryn: Polacy w "Strachu" - recenzja książki J. T. Grossa

Komentarzy: 2

KAI/J

publikacja 18.01.2008 22:12

Z powodów zasadniczych w książce Grossa nie ma miejsca tak na źródła nie pasujące do tez, jak i na wielostronny opis konkretnych zdarzeń i kontekstu historycznego - pisze prof. Jan Żaryn na temat książki Jana Tomasza Grossa. „Autor „Strachu" kategorycznie wymaga od Polaków cnoty heroizmu. Każda inna postawa wywołuje u niego oskarżenie o antysemityzm" - dodaje.

Tym razem się udało i Niemcy odjechali z niczym. Tych dwóch malców również było jakąś tajemnicą owianych - nikt nie wiedział, kto je nocą podrzucił, skąd one pochodzą. (...) wiosną 1944 r. pewnego ranka zjawiają się dwie osoby ubrane w wojskowe ubrania z karabinami i plecakami, i idą wprost do naszej stodoły, gdzie schroniliśmy się z dziećmi. Strach nas ogarnął, może chcą nas aresztować lub zabić. Siostra Konstancja pierwsza się do nich odezwała, czego sobie życzą i kogo szukają. Odpowiedzieli – szukamy swoich dzieci, tych, co na ganku były podrzucone.(...) wszystkie dzieci jeszcze spały na sianie w stodole. Siostra Konstancja obudziła dwóch Antków i przyprowadziła do nieznajomych. Dzieci były już zdrowe i sporo podrosły. Rodzice ogromnie cieszyli się widząc swoje dzieci. Okazało się, że rodzice Żydzi ukrywali się w lesie, a dzieci podrzucili siostrom i tak udało im się przetrwać.”. W sumie, wg niepełnych danych, spośród 74 zgromadzeń zakonnych, pomocy Żydom udzielało 49 (w ok. 200 klasztorach uratowało się ponad 1200 dzieci, głównie dziewczynek). W dodatku wszystko to działo się w czasie, kiedy okupanci przejmowali budynki klasztorne, zamykali szkoły, przedszkola i ośrodki opiekuńczo-wychowawcze. Zgromadzenia były nękane przez donosicieli i częste rewizje domów zakonnych dokonywane przez hitlerowców. Postacie, które swoim zaangażowaniem w dziele niesienia pomocy, urosły do rangi symbolu, to m.in. s. Maria (Matylda A.) Getter ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi i ks. Marceli Godlewski z parafii Wszystkich Świętych w Warszawie - świątyni znajdującej się na terenie getta. Ks. Antoni Czarnecki, wikary z tejże parafii został mianowany przez abp warszawskiego Antoniego Szlagowskiego opiekunem duchowym dla Żydów – katolików mieszkających w getcie; przez dom parafialny świątyni przeszło co najmniej kilkaset osób, wychodząc na stronę aryjską. Katolicka nauka, przykazania, stanowiły dla wielu Polaków fundament pozwalający dokonać im w chwili krytycznej właściwego wyboru: „Pomimo skrupulatnie strzeżonego obozu [pracy dla Żydów] w tych warunkach podawaliśmy codziennie, dosłownie codziennie: chleb, tłuszcz, mięso, cebulę oraz lekarstwa i opatrunki narażając się pod groźbą utraty własnego życia. – pisał w swojej relacji Janusz Wesołowski, przedwojenny harcerz – Do zbierania tych artykułów w dużej mierze przyczynił się proboszcz parafii Leszno [gmina Kampinos pod Warszawą] ks. Stefanowski Marian, który udzielał nam także wsparcia duchowego”. Gross kilkakrotnie podkreśla – podobnie jak propaganda komunistyczna po Kielcach – udział harcerzy w pogromie. Wiadomo skądinąd, że Bierut miał fobię na punkcie ZHP, jego zdaniem organizacji „sklerykalizowanej”, nie poddającej się indoktrynacji marksistowskiej. Włączenie wątku harcerskiego do propagandowo nagłośnionego procesu rzekomych sprawców pogromu kieleckiego miało na celu skompromitowanie organizacji w oczach Polaków (do dziś nie wiadomo, ilu ze skazanych rzeczywiście uczestniczyło w mordach, a ilu zostało aresztowanych przypadkowo – według klucza „stanowego”). Ostatecznie, władzom udało się zastraszyć niektórych harcerzy, innych (a także ich kapelanów) wtrącić do więzienia i ostatecznie w 1950 r. rozwiązać organizację, by następnie w nowej formule – Organizacji Harcerskiej, włączyć ją do ZMP. Jest liczna literatura, m.in. Bogumiła Grotta i Krzysztofa Kawalca, w której dowodzi się, iż polski nacjonalizm czasów II RP nie nabrał form patologicznych, właśnie z racji jednocześnie akceptowanego przez nacjonalistów dekalogu i systemu wartości opartego na przykazaniu miłości. Wszystkie te doświadczenia tworzyły klimat zdecydowanej niechęci do Żydów jako do narodu niewdzięczników „W związku z prowokacyjnym zachowaniem się Żydów istnieje antysemityzm i nawet nasilenie się jego wzrasta wśród Polaków. Nie wyłączając PPR, MO i funkcjonariuszy UB często słyszy się rozmowy, świadczące o oburzeniu i zazdrości, spowodowanej faktem, że Żydzi zajęli najlepsze stanowiska”. Dodajmy od razu, że ten jednostronny wizerunek – Żyda – komunisty i niewdzięcznika - choć oparty na realnym doświadczeniu był zdecydowanie niesprawiedliwy. W aktach Wojskowych Sądów Rejonowych, które w latach 1946 – 1955 skazywały na wieloletnie więzienie (lub dożywocie i karę śmierci) m.in. działaczy niepodległościowych, znajdują się dokumenty świadczące o solidarności polskich Żydów z represjonowanymi. Otóż, bardzo często się zdarzało, że żołnierz AK, NSZ, lub innej formacji zbrojnej, a także działacz polityczny Polskiego Państwa Podziemnego, prosił poprzez swego adwokata o pomoc rodzinę żydowską, której – z narażeniem swego życia – pomagał w czasie wojny. I zdarzało się, że skutecznie – jak w przypadku Edwarda Kemnitza z NSZ, którego CKŻP uratował przed niechybną szubienicą.