Oblężone sądy

Komentarzy: 1

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 06.02.2008 17:26

Sądy kościelne przeżywają oblężenie - coraz więcej ludzi ubiega się o stwierdzenie nieważności małżeństwa - pisze Gazeta Wyborcza.

Co ma robić katolik, gdy chce się rozwieść? - pyta GW. - Chociaż Kościół rozwodów nie akceptuje, zostawia furtkę: można ubiegać się o wyrok, że małżeństwo od początku było nieważne. Uwaga: popularnie stosowany termin "unieważnienie małżeństwa" jest błędny - tym właśnie różni się proces kanoniczny od cywilnego, że nie udowadnia się w nim rozpadu małżeństwa, tylko dowodzi, że w ogóle nie zaistniało. A takie przypadki wymienia kodeks prawa kanonicznego. Liczba spraw o stwierdzenie nieważności małżeństwa z roku na rok rośnie. W Sądzie Metropolitalnym w Warszawie w ubiegłym roku rozpatrywano ich dwukrotnie więcej niż w kilku poprzednich. Podobnie jest w innych diecezjach. Zwykle sądy orzekają o nieważności z powodu "niedojrzałości emocjonalnej" jednego z małżonków albo "niezdolności do podjęcia obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej". Małżeństwo nieważnym czynią też - wg prawa kanonicznego - przeszkody, jakie były już w momencie ślubu: trwała impotencja, a także np. ukryte przed żoną święcenia kapłańskie, małżeństwo wymuszone np. uprowadzeniem lub zbyt bliskie pokrewieństwo. Także gdy jeden z partnerów deklaruje, że nie chce mieć dzieci. Ks. Jacek Prusak, jezuita i psychoterapeuta, wyjaśnia: - Często zdarza się, że ludzie pobierają się nie będąc do tego gotowymi, wystarczająco dojrzałymi. To oczywiście nie znaczy, że podjęta decyzja była nieświadoma. Po prostu wyobrażenie na temat tego, czego się podejmuje, i stopień zdolności do wzięcia odpowiedzialności za to nie były adekwatne do rangi samego gestu i zobowiązania. Nie wystarczy powiedzieć "będę cię kochał i szanował do śmierci". Inną podstawą do stwierdzenia nieważności małżeństwa oprócz niedojrzałości jest wykorzystanie drugiej osoby pod pretekstem małżeństwa do realizacji własnych celów, np. w celu przejęcia majątku. Tak też się, niestety, zdarza. Czym tłumaczyć to ogromne powodzenie "rozwodów kościelnych" (byłoby wyjątkiem, gdyby w tekście o stwierdzaniu nieważności małżeństw nie użyto tego fałszującego fakty zwrotu - przyp. Wiara.pl)? Ks. Stefan Kośnik, oficjał Sądu Metropolitalnego w Warszawie: - Trzeba pamiętać, że rozwodów cywilnych też jest teraz więcej, więc to idzie ze sobą w parze. A dlaczego ludzie ubiegają się o stwierdzenie nieważności małżeństwa? Sądzę, że taka refleksja przychodzi z czasem, ludzie uświadamiają sobie, że mają taką potrzebę. Trudno jednoznacznie określić przyczyny, każda sytuacja jest inna. To kwestia odpowiedzialności i większej świadomości religijnej ludzi. Kościół zaczyna jednak mieć obawy, że sędziowie nadmiernie szafują wyrokami stwierdzającymi nieważność małżeństwa. Pod koniec stycznia papież upomniał sędziów Roty rzymskiej, że w tej kwestii trzeba stosować zasadę prudentia iuris - ostrożności, która nie ma nic wspólnego z arbitralnością czy relatywizmem. Sprawa o stwierdzenie nieważności małżeństwa może trwać do dwóch lat. Aby je uzyskać, potrzebna jest decyzja dwóch kościelnych sądów. Na ogół zwracają się do nich osoby, które zawarły już powtórne cywilne małżeństwa i chcą teraz uzyskać zgodę na ślub kościelny. Rozwód kościelny kosztuje w Warszawie tyle, ile zarabia miesięcznie strona wnosząca o stwierdzenie nieważności małżeństwa.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona