Kto skorzystał na zamachu na papieża

Dziś - 27 lat po zamachu na papieża Jana Pawła II z maja 1981 roku - nikłe wydają się szanse na wyjaśnienie wszystkich jego kulis nie tylko w bliższej, ale i dalszej przyszłości - pisze w Dzienniku Antoni Dudek, historyk i politolog.

Nawet jeśli - co wydaje się wątpliwe - istniały kiedyś dokumenty jednoznacznie obrazujące proces decyzyjny, który doprowadził Agcę na plac św. Piotra, jest mało prawdopodobne, by przetrwały one do chwili obecnej - pisze Dudek. Zapewne żyją jeszcze ludzie, którzy wiedzą o tej sprawie całkiem sporo. To z ich wyjaśnieniami wiąże nadzieje włoski sędzia Ferdinando Imposimato, który od lat prowadzi śledztwo w tej sprawie. Czy jednak nie stanie się z nimi tak jak z rewelacjami Wiktora Iwanowicza Szejmowa - agenta KGB, który w 1980 roku uciekł do USA. W 10 lat później w wywiadzie dla amerykańskiego dziennika "Washington Post” oświadczył on, że zamach zorganizowało KGB. Szejmow twierdzi, że jesienią 1979 roku przebywał na placówce KGB w Warszawie, gdy dotarł tam rozkaz z Moskwy, w którym zalecano "zdobycie maksimum informacji o środkach fizycznego zbliżenia się do papieża”. "To oznaczało, że chcieli go zabić” - tłumaczył Szejmow, podobnie jak w 18 lat później uczynił to Koehler. Czy jednak ktokolwiek uznał wówczas sprawę za ostatecznie wyjaśnioną? Zamach na papieża Jana Pawła II z maja 1981 roku wciąż budzi zainteresowanie mediów, które raz po raz przynoszą kolejną sensacyjną wiadomość o rzekomo nowym tropie odkrytym w tej sprawie. Zwykle okazuje się później, że ktoś po raz kolejny ogłosił informacje znane już od dawna. Tak stało się z wydaną ostatnio w Polsce książką Johna O. Koehlera "Chodzi o papieża. Szpiedzy w Watykanie”, w której ujawnił on - uzyskane podobno od tajemniczego włoskiego urzędnika - wytyczne Sekretariatu KC KPZR z listopada 1979 r., które zinterpretował jako rozkaz zabicia papieża. Koehler napisał, że dokument został przypuszczalnie wywieziony na Zachód w 1992 roku przez oficera KGB Wasilija Mitrochina. Można się jednak o tym przekonać, sięgając do znanej od lat, a wydanej po polsku jeszcze w 2001 roku książki "Archiwum Mitrochina”, w której wspomniany dokument został już omówiony. Koehler podrasował jedynie tłumaczenie z rosyjskiego i zamiast zalecenia podjęcia "środków aktywnych” wobec Jana Pawła II, napisał o podjęciu działań "wykraczających poza dezinformację i dyskredytację”. Dodatkowych emocji dostarczył fakt, iż pod wytycznymi sowieckiego Sekretariatu podpisał się Michaił Gorbaczow, który nie wiedzieć czemu, jest traktowany - także i w Polsce - jak człowiek urodzony w roku 1985, w którym został sekretarzem generalnym KPZR. Wytyczne sowieckiego kierownictwa z 1979 roku trudno uznać za jednoznaczny dowód potwierdzający, że za strzałami oddanymi przez Alego Agcę stał Kreml. Zarazem jednak z różnych dokumentów wyłania się z trudem skrywana wrogość komunistów, zarówno rosyjskich, jak i polskich, wobec Jana Pawła II, którą w sposób najbardziej dosadny wyraził swego czasu gen. Czesław Kiszczak, mówiąc: "Możemy obecnie tylko marzyć, żeby Bóg powołał go jak najszybciej na swoje łono”. Jednak nawet tego rodzaju zdania w połączeniu z informacją, że w chwili zamachu na placu św. Piotra przebywali funkcjonariusze SB, nie wystarczą, by uznać sprawę inspiracji za ostatecznie wyjaśnioną. Cała koncepcja tzw. bułgarskiego tropu, czyli oskarżenia kierowanego pod adresem dyrektora Balkanair w Rzymie Siergieja Antonowa (faktycznie zaś oficera bułgarskiego wywiadu), załamała się w 1985 roku podczas procesu przed włoskim sądem, gdy Ali Agca niespodziewanie ogłosił się nowym Jezusem, czym definitywnie skompromitował swoje wcześniejsze zeznania obciążające Bułgarów. Czy zrobił to wskutek gróźb, że obciążając Antonowa, wyda wyrok nie tylko na siebie, ale i na swoją rodzinę? Na to pytanie wciąż nie ma odpowiedzi, podobnie jak nie jest do końca jasne, czy rzeczywiście Bułgarzy są do końca szczerzy w twierdzeniach, że w archiwach odziedziczonych po Durzhavnej Sigurnosti nie znaleźli niczego, co wskazywałoby na jej udział w przygotowaniu zamachu. W końcu nie ulega wątpliwości, że dziś, kiedy Jana Pawła II uznaje się za jedną z najwybitniejszych postaci XX wieku, żadne państwo nie jest zainteresowane tym, by przypisano mu - nawet we wcześniejszym, komunistycznym wcieleniu - współodpowiedzialność za próbę zamordowania papieża. W tej sytuacji pozostaje nam zastosowanie starej zasady sformułowanej przez Senekę: cui prodest scelus, is fecit, czyli "ten popełnił zbrodnię, komu miała ona przynieść korzyść”. Odpowiedź na pytanie, kto najwięcej skorzystałby na zabiciu Jana Pawła II w 1981 roku, jest oczywista i była znana, od chwili gdy Agca zaczął strzelać.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
5°C Środa
rano
8°C Środa
dzień
9°C Środa
wieczór
6°C Czwartek
noc
wiecej »