Nielegalna aborcja z sieci

Brak komentarzy: 0

Dziennik/jk

publikacja 29.08.2008 10:45

Temat dostępności aborcji podejmuje także Dziennik anonsując: Holenderska organizacja rzekomo broniąca praw kobiet przez internet sprzedaje Polkom nielegalnie środki aborcyjne. Dostarczane pigułki wywołują u kobiet poważny krwotok. W sieci może kupić je każdy, nawet nastolatka.

Dziennikarka DZIENNIKA bez najmniejszego problemu zamówiła pigułkę, po której zażyciu – według obliczeń lekarzy – ponad 10 proc. pacjentek trafia w stanie ciężkim do szpitali. Wypełnienie ankiety na stronie zajmuje około 10 minut. - alarmuje Dziennik. Ankieta zawiera 25 pytań, dotyczących zdrowia kobiety, odległości do najbliższego szpitala, a także tego, czy robiła badanie USG. "Cokolwiek by się nie napisało i tak pojawia się na koniec wynik, że można dokonać aborcji. System co najwyżej prosi o poprawienie odpowiedzi." - relacjonuje dziennikarka. - Potem jeszcze wystarczy przelać 70 euro na amsterdamskie konto organizacji i po kilku dniach nadchodzi przesyłka - sześć tabletek przeciwwrzodowego mizoprostolu i jedna mifepristone, który jest zakazanym w Polsce środkiem aborcyjnym. Do tego test ciążowy zapakowane w kopertę opieczętowaną jako przesyłka z Indii. Środki do domowej aborcji kupiło już kilkaset Polek. Długi fragment tekstu poświęcony jest ofiarom tych leków. "Zabieg mnie przerażał, więc uznałam, że pigułka będzie mniej inwazyjna" - mówiła Dziennikowi jedna z kobiet. Zamiast tego trafiła do szpitala. Inna dziewczyna "nie poroniła, ale uszkodziła płód". Jeszcze inna "na wszelki wypadek wzięła tabletkę doustnie i dopochwowo. W szpitalu ratowano ją trzy dni." "Z badań opublikowanych w specjalistycznym czasopiśmie "British Journal of Obstetrics and Gynaecology" wynika, że aż 11% ze zbadanych 400 pań, które zażyły polecane przez Women on Web środki wymagało zabiegu chirurgicznego." - relacjonuje Dziennik, i komentuje: "Praktyki holenderskiej organizacji wywołują sprzeciw nie tylko przeciwników aborcji, ale też znacznej części jej zwolenników. Eleonora Zielińska, profesor prawa medycznego, która popiera prawo do aborcji, sprzeciwia się internetowej metodzie. - To bardzo niebezpieczne, tych lekarstw nie wolno przyjmować bez kontroli lekarza." Czy można jakoś tej sytuacji zapobiec? "Sprzedaż lekarstw poza aptekami jest karalna. Mimo to nikt dotąd nie opatentował panującego w internecie chaosu sprzedaży leków wywołujących ubocznie poronienie. Policja monitoruje sieć, ale zajmuje się tym jeden wydział. Służba celna nie widzi problemu. - W UE na własny użytek każdy może sprowadzić lekarstwa - mówi Dziennikowi jej rzecznik. Krajowy konsultant w dziedzinie ginekologii prof. Stanisław Radowicki poprzestał na rozesłaniu do aptek ostrzeżeń. Poza tym nie zrobił nic." - tak kończy się obszerny artykuł. Obok znajdujemy jeszcze "świadectwo" jednej z młodych kobiet pod tytułem: "Zażyłam tabletkę, o mało nie umarłam".

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona