Indiana Jones i szczyty infantylizmu

Brak komentarzy: 0

Piotr Drzyzga

publikacja 19.12.2008 11:39

Czytając dramatyczne doniesienia prasowe z odległych, egzotycznych miejsc, człowiek dostrzega, jak bardzo zmieniły się jego wyobrażenia oraz wiedza na temat owych krain, w porównaniu z tym, o czym wiedział w czasach dzieciństwa.

Za sprawą książek Karola Maya, czy Alfreda Szklarskiego, wydawało się, że te zamorskie i orientalne terytoria, nie tylko kuszą niespotykanymi u nas cudami natury (osobliwymi gatunkami fauny i flory), ale też mają nam do zaoferowania niewyczerpalne pokłady mądrości życiowych, którymi raczyli nas indiańscy tropiciele śladów, plemienni przewodnicy po afrykańskich dżunglach i im podobni buszmeni i szamani. Po blisko 20 latach patrzy się już na te wszystkie „Tomki w krainach kangurów”, „Winnetou” i „Kopalnie Króla Salomona” nieco inaczej. Zachwycające krajobrazy tych odległych kontynentów, które w dzieciństwie tak wpływały na naszą wyobraźnię, zachwycają nas nadal. Z czasem jednak, dowiedzieliśmy się także i o rozgrywających się na Czarnym Lądzie tragediach. O tym, że w Zimbabwe z głodu, ludzie mieszają krowie odchody z resztkami jedzenia, aby pozostało go na dłużej, czy też o sytuacji Aborygenów, którym australijski parlament nadal odmawia wielu praw, nie chcąc nawet słyszeć o zadośćuczynieniu wyrządzonych im krzywd z czasów, gdy polowania na nich uchodziły w pewnych kręgach, za „modne”... Jednak fakt, że owo wyłącznie idealistyczne wyobrażenie z młodości zmieniło się - nie boli. Może to za sprawą późniejszej już lektury (księdza Tischnera), który powtarzał przecież, że „lepszo gorzko prowda, niż słodko iluzja”. Jeśli nawet prawda o tamtych egzotycznych krainach bywa też i trudna, „gorzko”, to fakt, iż ją znamy, pozwolić może nam na podjęcie próby zaradzenia temu złu, które tam się rozgrywa. Aktywność Caritas jest na to najlepszym dowodem. Gorzej, gdy tej drugiej strony medalu się nie ujawnia i nadal, z uporem forsuje wyłącznie wizję owianej tajemniczością Afryki, czy Azji, rodem ze wspomnianych tu już powieści przygodowych. A czymże innym, jeśli nie tym właśnie, jest postawa twórców rozrywkowego kina z zza Oceanu? Weźmy takiego Indianę Jonesa – przyznam się w tym miejscu bez bicia: mojego wielkiego idola z czasów podstawówki. Zaczynał „z wysokiego C”, poszukując biblijnej Arki Przymierza. Fikcja, swego rodzaju popkulturowy apokryf, ale jednak jakieś treści odnoszące się do Starego Testament ten film zawierał, jakieś bardziej ambitne tematy starał się poruszać, choć może tylko pretekstowo. Jak skończył bohater wykreowany przez Spielberga i Lucasa, przekonałem się i przy okazji załamałem w tym roku, kiedy IV część jego przygód weszła na nasze ekrany, a od niedawna dostępna jest już też na DVD. Może fani gatunku science-fiction, czego im życzę, są zadowoleni - mnie natomiast wiadomość o tym, że doktor Jones ugania się teraz za UFO po amazońskich lasach tropikalnych zdruzgotała kompletnie... Ale też z drugiej strony, czegóż mogłem się spodziewać, po parze tych twórców, nieprzypadkowo chyba zwanych cudownymi dzieciakami Hollywood? Oni tymi dzieciakami pozostaną już pewnie do końca. Ważne natomiast, żebyśmy my spojrzeli trzeźwo na obecną sytuację w niektórych krajach trzeciego świata i być może postarali się dla wegetujących tam w skrajnym i nieludzkim ubóstwie bliźnich coś zrobić...

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..