Ukraść święty spokój

Komentarzy: 2

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

publikacja 05.04.2014 06:00

Ostatnimi czasy kontury się rozmywają, barwy bledną, energia młodzieży rozprasza się na tysiące maleńkich spraw. W efekcie rośnie poziom duchowej entropii.

Odmawiałem przede mszą w zakrystii brewiarz. Są ministranci, dziewczęta ze scholi. Jest także organista. Weszły kolejne dziewczyny. Słyszę pytanie organisty: „Jedziesz na Wrzoski?” (Wrzoski to miejscowość koło Opola, co roku odbywają się tam przeglądy liturgicznych zespołów śpiewaczych). Odpowiedź zdecydowanie przebiła się przez gwar głosów: „Nie!” Padło drugie pytanie: „Dlaczego?” Od kilku sekund słuchałem zamiast odmawiać psalm. Odpowiedź nie zaskoczyła mnie, choć niemile uderzyła: „Nie wiem”. Na szczęście i ja nie wiem, która z dziewcząt to była. Słyszałem tylko słowa na tle gwaru, oczu znad brewiarza nie podniosłem. I dobrze, że nie wiem. Bo to nie jest problem tej akuratnie jednej panienki. To jakiś trend, który obserwuję w szerszym aspekcie.

Ale po kolei, najpierw odniesienie do historii. Nieodległej. Powiedzmy dziesięć lat wstecz. Na podobne pytania (także o Wrzoski) odpowiedzi padały według innego schematu. „Jedziesz na Wrzoski?” Odpowiedź: „Kiedy? I jak się ubrać?” Innymi słowy zaangażowanie było większe. Zainteresowanie różnymi sprawami – żywsze. Ciekawość świata i chęć spotkania innych ludzi – silniejsza. Ostatnimi czasy kontury się rozmywają, barwy bledną, energia młodzieży rozprasza się na tysiące maleńkich spraw. W efekcie rośnie poziom duchowej entropii. Czyli zamierania różnych przestrzeni społecznego (a więc i religijnego) życia.

Na szczęście... Podwójne „na szczęście” dostrzegam. Oba te „szczęścia” wzajemnie się dopełniają. A trzeba je dostrzec, przytrzymać i pielęgnować. Po pierwsze – nie wszędzie jest jednakowo. Nasze strony są takim „trójkątem bermudzkim” – nie czas i miejsce to wyjaśniać. Są rejony, gdzie jest o wiele lepiej – są ludzie, jest więcej społecznej energii, coś się dzieje, niejedno się rozwija. Mamy więc szanse od innych się uczyć, do nas importować pomysły, ludzi, inicjatywy. Zresztą – tak zawsze w historii było. Silne i żywe centra ludzkiej aktywności, zwykle różnorodnej, zaczynały w pewnym momencie oddziaływać bardzo szeroko. Bez wątpienia tak i teraz będzie.

A po drugie – nawet u nas nie wszyscy nie wiedzą, dlaczego im się nie chce (tak interpretuję ową odpowiedź z zakrystii). Więcej – nie brakuje tych, którym się chce i nawet nie pytają dlaczego. Całkiem zwyczajnie potrafią chcieć. „Moglibyśmy wiele mieć, gdyby się nam chciało chcieć”. Nadzieja w tych, którym po prostu się chce. Niedawno pisałem o chłopakach i dziewczynach, z którymi można konie kraść. Oni wciąż są, a że koni u nas już nie ma, pewnie znajdą (znajdziemy?) obszary, w których przynajmniej święty spokój niektórym ukraść się uda. Tak mi się zdaje, że mamy w tym względzie dobry i znaczący przykład. Przecież papież Franciszek wyraźnie stara się odebrać nam święty spokój. Nam – chrześcijanom, księżom, zakonnikom i zakonnicom, biskupom... I co ciekawe – to nie młodzieniec burzy święty spokój tym, którym się już nie chce. Zatem choćby innym się nie chciało, pojedziemy na Wrzoski.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..