Tyniec: Nie ma już lekkoduchów, którzy chcą tylko kontemplować

Komentarzy: 7

Gazeta Wyborcza/k

publikacja 23.04.2009 12:09

Zarzucają nam komercjalizację klasztoru. Takie czasy - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" o. Bernard Sawicki, opat tyniecki. - Zanim powstał sklepik z naszymi produktami benedyktyńskimi, wstawiliśmy je do księgarni. I co? Ludzie woleli kupić dżemik niż książkę. A teraz, jak już sklep działa, pomaga książkom.

Niektórzy bracia mają mi za złe, że poszedłem w stronę komercji - mówi tyniecki opat. - Ale powoli dojrzewają do tego, że bez promocji i strategii nie pociągniemy za długo. Nasze wydawnictwo wydaje świetne rzeczy, ale niszowe - np. ożyciu i tradycji dawnych mnichów. Z tego byśmy się nie utrzymali. O. Sawicki został wybrany na opata, jak sam przyznaje "w konkretnej sytuacji ekonomicznej klasztoru". - Ludzie myślą, że Kościół śpi na pieniądzach. W Tyńcu mamy do czynienia z zabytkiem, kosztownym w utrzymaniu. Nie mamy kamienic, z których wynajmu moglibyśmy żyć. Ziemię straciliśmy jeszcze podczas zaborów. Niewielki kawałek odzyskaliśmy. Ani tego sprzedać, ani z tego żyć, a zmiany ekonomiczne wokół nas zachodziły. Rosły opłaty, koszty ogrzania klasztoru, utrzymania współbraci. Cztery lata temu było dramatycznie. Nie bardzo miałem ochotę się tym zająć, ale nie było wyboru. Zacisnąłem zęby i wziąłem się do szukania solidnej bazy finansowej dla klasztoru Zmiany jakie zachodzą w tynieckim klasztorze nie zniechęcają odwiedzających: - Działamy od 11 lipca i obłożenie pokoi mamy ponaddwudziestoprocentowe. Nieźle. Utrzymujemy Dom Gości i jeszcze zarabiamy. Prognozy są dobre: mamy już rezerwacje na grudzień". Za swoją działalność klasztor dostał nawet Odysa 2008 - nagrodę Krakowskiej Izby Turystyki. Zdaniem opata "Klasztor jest jak rodzina. Matka zrobi wszystko, żeby dzieci naleśniki dostały..." stąd potrzeba odważnych kroków i promowania wizerunku zakonu. - Szukamy różnych rozwiązań. Z funduszy ochrony środowiska dostaliśmy prawie 3 mln zł na system grzewczy. Sięgnęliśmy do środków unijnych - przyznaje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" o. Sawicki. - Doszliśmy do wniosku, że trzeba zarabiać. Mamy tyle ciekawych tradycji, które trzeba tylko ładnie zaprezentować, a nabywcy się znajdą. Tak powstały Produkty Benedyktyńskie (konfitury, miody, nalewki, grzyby marynowane, makarony, biszkopty, szampony). Opactwo nie może prowadzić działalności gospodarczej, dlatego powstała oddzielna jednostka - Benedicite. Nawiązując do filmu na jaki zgodzili się Kartuzi, żeby - jak podaje "GW" - podreperować swój budżet, opat tyniecki odpowiada. - Nie zgodziłbym się na taki film o benedyktynach. To byłoby upokarzające, gdyby kamera zaglądała do łazienki i filmowała golącego się brata. O. Sawicki przyznaje też: - Nie ma już lekkoduchów, którzy chcą tylko kontemplować. Mam kilku młodych adeptów życia benedyktyńskiego. Oni żyją tym, jak kanalizację przeprowadzić, jaki traktor kupić. Może trudniej jest przekonać średnie i starsze pokolenie współbraci, ale komu zależy na dobru klasztoru, nie może pewnych rzeczy nie zauważać.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona