5 - 7 dzień wyprawy - 9 - 11 listopada 2009 - Dżebel Nafuza

Jak cztery żółte karawele żeglujemy przez Dżabal Nafusa – masyw górski ciągnący się łukiem aż od Tunezji.

W Libii jego podnóża zaczynają się 100 km na południe od wybrzeża Morza Śródziemnego. Najwyższy szczyt tego łańcucha górskiego – Kaf Tigrinnah – wznosi się na wysokość 837 m n.p.m. My dojeżdżamy na wysokość 788 m. Wokół nas niewiarygodna przestrzeń, aż dech zapiera w piersiach. Jakbyśmy nagle wylądowali na Czerwonej Planecie. Wiatry sieką tu wściekle. Czasem trudno utrzymać kierunek jazdy. Jedziemy typowym kolarskim wachlarzem, czyli pierwszy toruje drogę w wietrze, a pozostali jeden za drugim próbują schronić się w powstającym w ten sposób tunelu aerodynamicznym. Wachlarz rozwija się od prawej do lewej lub na odwrót – w zależności od kierunku wiatru. Wyglądamy jak klucz ptaków lecących na zachód. Dolatujemy do Yafran, w którym eksplorujemy ruiny berberyjskiego miasta. Można się poczuć jak Indiana Jones. Duży kompleks ruin jest kompletnie niezabezpieczony. Znajdujemy pordzewiały rowerek dziecięcy z dwoma kierownicami (?!) i wydmuszkę po lampce rowerowej, zupełnie jak z oryginalnego „nowakowego Brennabora”.

5 - 7 dzień wyprawy - 9 - 11 listopada 2009 - Dżebel Nafuza   Kolejne obozowisko stanęło w oazie, pośród drzew przypominających pinie, na wyschniętej trawie, gdzie ugościł nas jej dozorca – Sudańczyk Powoli integrujemy się z bezwzględnymi siłami natury. Nabieramy doświadczenia. Nie przemy na zabój do przodu. Jedziemy pod szalejący wiatr pokornie, acz konsekwentnie. Popękane od słońca usta smarujemy obficie, ogorzałe od wichury twarze zasłaniamy chustkami lub arabskim hassa. Pijemy wodę – często i dużo. Więcej śpimy, choć zrywamy się o świcie. Szybko zwijamy obozowisko i w drogę. Kończymy etapy zazwyczaj o zmierzchu. Szukamy miejsc osłoniętych od wiatru. Pierwszy obóz rozbiliśmy w głębokim jarze. Namioty ustawiliśmy pod oliwką. Drugi camping postawiliśmy w uedzie (wyschniętym korycie rzeki), na spękanym i wysuszonym piachu, w miejscu osłoniętym kolczastymi akacjami. Kolejne obozowisko stanęło w oazie, pośród drzew przypominających pinie, na wyschniętej trawie, gdzie ugościł nas jej dozorca – Sudańczyk. Zaraz po przyjeździe do oazy przez moment byliśmy sami, ale po chwili czujny dozorca, dziarsko się kolebiąc, przycwałował na osiołku, na lewym przedramieniu trzymając małą kózkę. Uśmiechnął się szeroko, po czym zakreślił dłonią szeroki łuk nad głową, co miało oznaczać – „korzystajcie do woli”.

5 - 7 dzień wyprawy - 9 - 11 listopada 2009 - Dżebel Nafuza   Siedząc w kręgu wokół ogniska, popijając szaj (mocną, słodką jak ulepek, herbatę saharyjską), pod oliwką lub akacją słuchamy, jak Nowak opowiada... Z dnia na dzień nabieramy coraz większego szacunku do Kazimierza Nowaka. Wiatr gwiżdże swoją piosenkę – słyszymy jak szepcze: „Tytan stalowego hartu… Tytan stalowego hartu…” Nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jak on samotnie przemierzył pustynię. Samotnie przez Saharę! Jak w pojedynkę przebył Afrykę? Wieczorami Dominik czyta nam na głos listy Nowaka do Maryś. Słuchamy w zamyśleniu, wpatrując się w niebo, usłane tysiącami gwiezdnych galaktyk. Czyta nam też fragmenty książki. Siedząc w kręgu wokół ogniska, popijając szaj (mocną, słodką jak ulepek, herbatę saharyjską), pod oliwką lub akacją słuchamy, jak Nowak opowiada: „Gdy zbliża się wieczór, rozniecam wesołe ognisko z krzewów cierniowych, które mile wonieje”. Nawracamy również Fadela i Amida (kierowcę pikapa, który za nami podąża) na religię Nowakową. Pokazujemy im prezentacje Łukasza Wierzbickiego, liczne fotografie Kazika, biografie po arabsku i mapy trasy szlakiem Nowaka.

5 - 7 dzień wyprawy - 9 - 11 listopada 2009 - Dżebel Nafuza   Jak cztery żółte karawele żeglujemy przez Dżabal Nafusa – masyw górski ciągnący się łukiem aż od Tunezji... Dyskutujemy też o szansach powodzenia całej wyprawy. Co poprawić sprzętowo? Jak „odchudzić” ekwipunek? Czy wszyscy uczestnicy ekspedycji zdają sobie sprawę z jej trudów? Jak często nadawać relacje? Czy relacja nie powinna być stroną wejściową afrykinowaka.pl? Chcemy nadać poszczególnym „stalowym druhom” imiona. Produkujemy tabelki ze wskazaniami GPS-a, z listą sprzętu i z kosztami.

Tymczasem w Polsce bardzo nam pomaga Norbert Skrzyński. Dosłownie dwoi się i troi. Przypomina o wejściach radiowych, podaje dane dotyczące wiatru, szuka Polaków na trasie naszego przejazdu, rozwiązuje problemy komunikacyjne oraz prowadzi biuro prasowe wyprawy.

5 - 7 dzień wyprawy - 9 - 11 listopada 2009 - Dżebel Nafuza   12 listopada Fadel ma urodziny 12 listopada Fadel ma urodziny. W przeddzień robi sobie prezent w postaci przejechania swojego pierwszego całego etapu, i to jak dotąd najdłuższego – 85,46 km. Fadel w ogóle powoli się rozkręca. Zaskakuje nas m.in. talentem kucharskim. Zbyszek, znany skądinąd degustator (nie tylko wyprawowy), podczas konsumpcji przygotowanej przez Fadela kolacji cmoka zawzięcie i oblizuje paluchy. Jemy smaczne libijskie warzywa i kurczaka z rusztu ogniskowego. Niebo w gębie!

5 - 7 dzień wyprawy - 9 - 11 listopada 2009 - Dżebel Nafuza   Ludzie są przemili. Pomocni i gościnni. Libia bardzo nas zaskakuje. Ludzie są przemili. Pomocni i gościnni. Cywilizacyjnie Libijczykom bliżej jest do Europejczyków niż do pozostałych mieszkańców kontynentu afrykańskiego.

Paradoksalnie wydaje się, że socjalizm i kaddafizm dobrze zrobił Libii – przynajmniej na tle pozostałych państw afrykańskich. Sklepy dobrze zaopatrzone. Drogi asfaltowe zadbane. Nie widać biedy. Ludzie są schludni. Pieczywo, kurczaki, wodę i benzynę dotuje państwo.

5 - 7 dzień wyprawy - 9 - 11 listopada 2009 - Dżebel Nafuza   Dzieciaki w mundurkach szkolnych latają z podręcznikami do nauki języka angielskiego, w którym, o dziwo, czasem nawet w największej dziurze można się dogadać ze starszym pokoleniem Libijczyków Dzieciaki w mundurkach szkolnych latają z podręcznikami do nauki języka angielskiego, w którym, o dziwo, czasem nawet w największej dziurze można się dogadać ze starszym pokoleniem Libijczyków. Jedna rzecz tylko nam się nie podoba – ekstremalny brak rowerów. Z drugiej jednak strony, na tym tle jesteśmy dla autochtonów rowerowymi argonautami, którzy po raz pierwszy przemierzają ich kraj na dwóch kółkach. Nie znają przecież Nowaka, a szkoda… I po to właśnie tu jesteśmy!

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
15°C Sobota
rano
23°C Sobota
dzień
24°C Sobota
wieczór
20°C Niedziela
noc
wiecej »