Tobie nie dam Komunii

Komentarzy: 2

ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka

publikacja 24.11.2009 10:49

Są sytuacje, w których właśnie biskupi powinni okazać stanowczość i zdecydowanie. Jeśli oni tego nie zrobią, zawsze znajdą się tacy, którzy będą ich chcieli w tym wyręczyć. I zło, zamiast maleć, będzie rosło.

Kilka lat temu moja Mama zwróciła uwagę współpacjentce ze szpitalnej sali, że skoro - jak zdążyła już wcześniej opowiedzieć - ma za sobą dwa rozwody (pierwsze małżeństwo zawierała w kościele) i właśnie mieszka z trzecim facetem, to nie powinna przyjmować Komunii św. w czasie porannej wizyty księdza. Współpacjenka, doskonale wykształcona prawniczka, była szczerze zdumiona. Nie dowierzała do tego stopnia, iż domagała się ode mnie, księdza, potwierdzenia. Gdy kiwnąłem głową, nadal nie kryła zaskoczenia. „Jak to, przecież mój proboszcz doskonale wie, jaka jest moja sytuacja rodzinna, i nigdy nawet mu ręka nie zadrżała, gdy klękałam razem z innymi na stopniu ołtarza” - powiedziała patrząc na mnie nieufnie.

Czy ten proboszcz miał prawo ostentacyjnie ją ominąć w czasie udzielania Komunii?

Panuje przekonanie, że Komunii świętej odmawiać nie należy. Zwłaszcza nie należy tego czynić manifestacyjnie, piętnując w ten sposób człowieka. Przecież żaden ksiądz, diakon czy nadzwyczajny szafarz nie siedzi w sumieniu drugiego człowieka i nie wie, jak naprawdę wygląda jego sytuacja. Kodeks Prawa Kanonicznego mówi wyraźnie, że „święci szafarze nie mogą odmówić sakramentów tym, którzy właściwie o nie proszą, są odpowiednio przygotowani i prawo nie wzbrania im ich udzielania” (kan. 843 par.1). Jeśli ktoś podchodzi do stopnia ołtarza, generalnie zakłada się, że wie co robi i spełnia wszystkie warunki, aby do Komunii św. przystąpić. Poza tym zachodzi obawa, że ostentacyjne odmówienie Komunii św. może być równocześnie zdradą tajemnicy spowiedzi. W przypadku katolików żyjących „na ślubie cywilnym” może się zdarzyć na przykład sytuacja, że wbrew pozorom wcale nie „trwają oni w grzechu”.

Dlaczego więc w USA katolicki biskup stanu Rhode Island, Thomas Tobin, właśnie przyznał się, że dwa lata temu zaapelował do demokratycznego kongresmana Patricka Kennedy’ego, aby nie przyjmował Komunii św.? Swoje wezwanie uzasadnił faktem, że stanowisko członka znanej z demokratycznych poglądów i deklaracji katolicyzmu rodziny w sprawach moralnych nie zgadza się z naukami Kościoła. Poszło o to, że Patrick Kennedy popiera prawo kobiet do przerywania ciąży i twierdzi, iż to kobieta decyduje, czy urodzić dziecko.

Patrick Kennedy twierdzi, że biskup nie ograniczył się do apelu, ale pouczył podległych mu księży, że gdy kongresman zjawi się u stopni ołtarza, należy go ostentacyjnie ominąć i Komunii nie udzielić. Jak to dokładnie jest nie wiadomo, ponieważ Michael K. Guilfoyle, rzecznik biskupa Tobina, stwierdził, że jego przełożony nigdy nie zajmuje się sprawami związanymi z udzielaniem komunii urzędnikom publicznym.

Czyżby biskup Tobin podjął mocno ryzykowną decyzję, sprzeczną z praktyką Kościoła? Nic podobnego. Kodeks Prawa Kanonicznego daje taką możliwość. „Do Komunii nie należy dopuszczać ekskomunikowanych lub podlegających interdyktowi, po wymierzeniu lub deklaracji kary, jak również innych osób trwających z uporem w jawnym grzechu ciężkim” - czytamy w kanonie 915. Czynne popieranie prawa do aborcji jest grzechem ciężkim. W przypadku polityka, który tego typu deklaracje składa publicznie, chyba nikt nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z grzechem jawnym. Wszyscy (albo przynajmniej większość zgromadzonych na Mszy) widząc przystępującego do Stołu Pańskiego kongresmana, który kilka godzin wcześniej ostentacyjnie popierał zabijanie dzieci w łonach matek, zaczną mieć mętlik w głowie, wątpliwości co do nauczania Kościoła w tej materii albo przynajmniej podejmą rozważania, czy wszyscy grzesznicy są w Kościele mierzeni tą samą miarką. No i będą zgorszeni.

Biskupa Tobina wsparł człowiek, którego niektórzy lubią kojarzyć z liberalizmem w Kościele katolickim - kard. Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Komentując sprawę Patricka, jednego z synów niedawno zmarłego senatora Tedda Kennedy’ego (który też w kwestii aborcji nieprzesadnie trzymał się nauczania Kościoła, a jednak na jego pogrzebie nie zabrakło purpurata) i bratanka prezydenta USA, J.F. Kennedy’ego kard. Kasper oświadczył, że działania każdego polityka katolickiego muszą być zgodne z zasadami wiary. „Istnieje niewątpliwie ścisła więź między działaniem jako polityka a sytuacją osobistą, zezwalającą na przyjmowanie sakramentów” - powiedział.

Problem w tym, że nie tylko amerykańscy politycy, uważający się za katolików, mają problem z kierowaniem się w swych działaniach zasadami wiary, której wyznawanie deklarują. Polscy również. Nie chodzi mi tylko o budzące rozbawienie oświadczenia liderów lewicy, ale o wiele bardziej o działania i decyzje mocno podkreślających swój katolicyzm reprezentantów innych partii, którzy w sytuacjach granicznych nie potrafią wcisnąć guzika zgodnie z tym, czego uczy Kościół, do którego często i chętnie się odwołują.

Zjawisko pod hasłem „Ja decyduję, na czym polega katolicyzm” nie jest zastrzeżone dla polityków. Realizują je w praktyce całkiem spore zastępy katolików na świecie i w Polsce. Trudno oczekiwać, że biskupi zaczną masowo kierować do nich listy z wezwaniem, aby w czasie Komunii św. zostali w ławce. Ale są sytuacje, w których właśnie biskupi powinni okazać stanowczość i zdecydowanie. Po to, aby nie powodować zamieszania wśród powierzonych ich trosce wiernych. Bo jeśli oni tego nie zrobią, zawsze znajdą się tacy, którzy będą ich chcieli w tym wyręczyć. I zło, zamiast maleć, będzie rosło.
 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..