Dla świata nie jestem matką

Za trzy dni mama wróci z braciszkiem albo z siostrzyczką – powiedziała na pożegnanie swoim dzieciom Hania. Wróciła sama. Maja została w szpitalu, owinięta w kawałek papieru.

Zobaczyłam go tylko z daleka, w inkubatorze. Zmarł po dwóch dniach. Nie dane mi było trzymać go na rękach. Był pokropek, trumienka, którą niósł brat męża. – Jak wam pomóc – to były pierwsze jego słowa po śmierci Dawida, jakie usłyszeliśmy. Tego właśnie potrzeba rodzicom po stracie. Zrozumienia, wysłuchania, pomocy. Śmierć dziecka zbliżyła nas do siebie. Nauczyła pokory. Rozpacz była wielka, ale wytrwaliśmy, bo już wcześniej oddałam życie Jezusowi. To dało siłę. Wiedziałam, że Bóg nie chce mi zrobić krzywdy. Że ma plan. Kiedy trafiłam na informację o Grupie Wsparcia, wiedziałam już jaki. Muszę pomóc takim jak ja.

Hanna z Turzy Śląskiej i córka Maja

Najpierw było długie oczekiwanie na upragnione dziecko. Wizyty u ginekologa sprawiały mi wielkie cierpienie psychiczne, widziałam kobiety w ciąży, a ja nic. W najmniej oczekiwanym momencie, przed planowaną operacją ginekologiczną, zaszłam w ciążę. Dziś córka ma już 10 lat. Dwa lata później urodził się syn. Gdzieś tam w głowie tliła się myśl o kolejnym dziecku. No i szczęście przyszło nieoczekiwanie. Ciąża nie należała do łatwych, Maja okazała się niezwykle ruchliwa. Dzień przed porodem pokonała w moim brzuchu chyba parę kilometrów. Skurcze zaczęły się dwa tygodnie przed terminem. Telefon do szpitala i spokojny ton położnej, że nie musimy się spieszyć. To jeszcze potrwa. Kiedy podpięto mnie do urządzenia monitorującego akcję serca dziecka, twarz położnej zrobiła się sina. Powiedziała, że nie może znaleźć tętna, a potem, że dziecko nie żyje. Chciałam wyskoczyć przez okno, krzyczałam, że mają rozciąć mi brzuch, by dać jej powietrze. Lekarz powiedział, że akcja porodowa już trwa i muszę urodzić sama. Miałam nadzieję, że usłyszę płacz dziecka. Ale Maja nie żyła. Musiałam zdecydować się na jej kremację lub na pochówek. Dziecka nie widziałam, a kartkę miałam już przed nosem. Myślałam, że pęknie mi serce. Chciałam zobaczyć moje dziecko. Przyniesiono ją zawiniętą w papier! Nikt nie dał mi jej przytulić. Do dziś nie mogę im i sobie tego wybaczyć. Kapelan szpitalny pojawił się na cztery minuty i powiedział: „Będziesz mieć jeszcze dziecko”. Po pogrzebie nagle przestałam mówić. Trafiłam na neurologię. Tam zaś na wspaniałego kapelana szpitalnego. Zapytał, wysłuchał, dał nadzieję, dał odpowiedź. Po raz pierwszy ktoś ze mną pogadał. Do tej pory każdy rzucał: „Skończ już o tym mówić”, ale ja nigdy nie skończę. To moje dziecko, takie jak te żyjące.


Przy parafii św. Jerzego w Rydułtowach działa Grupa Wsparcia dla Rodziców po Stracie Dzieci. Spotkania odbywają się w I i III środę miesiąca w Domku Maryi (na rynku). Początek o godz. 18.00. Mogą tu przyjść wszyscy, którzy przeżyli poronienie, martwe urodzenie dziecka oraz stracili je po urodzeniu. Grupa wspiera rodziców nie tylko dobrym słowem. Tu dowiesz się, jakie masz prawa. Grupa organizuje też wykłady dla personelu medycznego, kapelanów szpitalnych, rozmowy z psychologiem. Można też pisać na adres: osieroceni@wp.pl.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| DZIECI, DZIEŃ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
20°C Czwartek
noc
15°C Czwartek
rano
23°C Czwartek
dzień
23°C Czwartek
wieczór
wiecej »