Różne oblicza misji

Komentarzy: 5

Andrzej Macura Andrzej Macura

publikacja 24.10.2010 06:00

Jak przekonać świat do Chrystusa? A może lepiej zapytać, jak przekonać samych siebie?

Misje kojarzą się chyba głównie z Afryką i dzikimi rejonami Ameryki Południowej.  Z misjonarzem przemierzającym ogromne przestrzenie, by dotrzeć do biednych, zagubionych w tych przestrzeniach wiosek. Z ludźmi prostymi, których religia nie daje odpowiedzi na najważniejsze ludzkie pytania, a każe żyć w ciągłym strachu przed jakimiś duchami. Niesłusznie. Misyjny nakaz Chrystusa przypomina, że Ewangelię trzeba głosić wszystkim, którzy jej nie znają. A więc także wyznawcom wielkich religii Wschodu oraz, co chyba najtrudniejsze, wojowniczo nastawionym do wszystkiego co obce muzułmanom. Niedawana zaś decyzja Benedykta XVI o ustanowieniu Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji przypomniała, że podobne działania trzeba też podjąć wobec obojętnych religijnie i niewierzących mieszkańców sytej Europy i zapatrzonej w siebie bogatej Ameryki.

Każde z tych pól działalności wymaga innego podejścia. Wypracowane przez lata metody szerzenia razem wiary i cywilizacji nie sprawdzą się, gdy mamy do czynienia z ludźmi, którzy już żyją w wysoko zaawansowanej kulturze. Jak trafić do tych, którzy wszelkie próby mówienia im o Jezusie potraktują jak bluźnierstwo przeciwko ich religii? Jak sytym i zadowolonym pokazać, że naprawdę Jezusa potrzebują? Trudno na te pytania znaleźć prostą odpowiedź.

Na pewno wyznawcy Chrystusa muszą dziś głośno i stanowczo domagać się pełnej religijnej tolerancji. Bo na razie nie brakuje takich, którzy o tolerancji mówią, ale mają na myśli sytuację, gdy ich jest na wierzchu. W mocno zlaicyzowanej Europie chrześcijanie bywają traktowani jak zacofani dziwacy. Próbuje się więc ich marginalizować. Znacznie trudniej chrześcijanom żyjącym w świecie muzułmańskim. Tam ciągle bywają zabijani. A w najlepszym wypadku traktowani są jak obywatele drugiej kategorii. Mówili o tym często biskupi obradujący na kończącym się właśnie Synodzie dla Bliskiego Wschodu. Nie wolno się z tym pogodzić. Nie wolno udawać, że nie ma problemu; że można od wyznawców Chrystusa żądać postępowania wbrew sumieniu albo stosować do nich prawo innej religii. Trzeba jasno wskazywać na zło takich praktyk. Nawet jeśli niektórzy poczują się tym obrażeni.

W najtrudniejszej nawet sytuacji chrześcijaninowi chcącemu głosić Chrystusa pozostają dwie rzeczy: modlitwa i świadectwo własnego życia. Rozumieją to ci, dla których Ewangelia nie jest jedynie zakurzoną tradycją, a żywym wezwaniem do nadziei. A może właśnie w tym braku przekonania samych siebie leży przyczyna naszych ewangelizacyjnych porażek?

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..