Podobno są w Europie diecezje, w których zanim się księdza mianuje proboszczem, sprawdza się, w jaki sposób odprawia Mszę świętą. Czy z wiarą, zgodnie z mszałem, czy nie udziwnia, nie zamienia Najświętszej Ofiary w jakąś parodię.
Obserwując dość przypadkowo, co się dzieje w polskich świątyniach katolickich (no i patrząc też na siebie, co tu kryć...), coraz częściej mam wrażenie, że również u nas przydałoby się nie tylko skontrolowanie, ale również w wielu sytuacjach zainterweniowanie, aby Msza święta odzyskała swój sens i kształt. To moje subiektywne odczucie, ale wydaje mi się, że coraz więcej mamy przy ołtarzach nadużyć i... niekompetencji. Sprawujący Eucharystię niejednokrotnie nie znają podstawowych zasad i przepisów. Nie wiedzą, co należy do tego, który przewodniczy, a co powinni robić koncelebrujący. Nie wiedzą, które funkcje powinni wykonywać w czasie Mszy św. świeccy, a których nie. Pojęcia nie mają, jakie teksty w czasie celebracji Mszy św. wolno zmienić, a których nie wolno tknąć, co i kiedy wolno dodać, jakie gesty wykonują wszyscy celebrujący, a których nie. Zdarza się, że jeśli przewodniczący wybierze bardziej skomplikowaną Modlitwę Eucharystyczna, niż druga, koncelebransi bezradnie szukają wzrokiem po kartach mszału tekstów, które do nich należą. O przyjmowanych przez celebransów postawach, o wykonywanych przez nich zdumiewających czasem gestach, można by zrobić cykl programów telewizyjnych. Niezły byłby też odcinek o tym, co się dzieje, gdy niespodziewanie na Mszy w parafii pojawi się diakon...
Kilka dni temu rozmawiałem z kobietą, która skarżyła się na sposób odprawiania Mszy św. w jej parafii. Stwierdziła między innymi, że wierni w tej parafii nie mają możliwości złożenia wyznania wiary. Chodziło o to, że zbyt wcześnie rozpoczyna się tam zbiórka ofiar pieniężnych. Nie dopiero w czasie przygotowania darów, ale natychmiast po zakończeniu kazania. Mówiła też o braku dziękczynienia i uwielbienia po Komunii świętej. Swoje żale uzasadniała, powołując się na konkretne zasady i przepisy. „To nie jest liturgicznie” - mówiła. Było mi głupio, więc nie znalazłem niczego mądrego do powiedzenia poza żartobliwym odnotowaniem, że wielu księży nie zdaje sobie sprawy z tego, jak głęboka jest świadomość liturgiczna świeckich.
Jakiś czas temu jeden z miesięczników poświęcił sporo miejsca sposobowi celebrowania Mszy św. Jeden z autorów napisał, że wielu księży zachowuje się, jakby Msza była ich własnością. Twierdził, że widać to nawet w pierwszych słowach, jakie celebransi wypowiadają po znaku Krzyża. Najpierw się zirytowałem, bo odniosłem wrażenie, że autor przesadza, ale potem przypomniała mi się stara (z roku 1969) instrukcja Kongregacji Kultu Bożego o Mszach dla grup specjalnych „Żadnej Mszy św. nie można uważać w sposób ekskluzywny za czynność własną zebrania partykularnego, lecz trzeba ją uważać za czynność Kościoła, w której kapłan wypełniając swoją funkcję przewodniczy całej akcji liturgicznej jako sługa Kościoła”. Te słowa przypominają, że nie tylko ksiądz nie ma prawa „zawłaszczać” Najświętszej Ofiary.
Wielokrotnie zdarzyło mi się (i wciąż mi się zdarza) spotykać duchownych, którzy traktują celebrowanie Eucharystii po prostu jak pracę. Mniej więcej tak samo, jak udział w jakimś nudnym zebraniu albo wykonywanie rutynowych czynności w warsztacie. To widać w czasie celebracji. Nie tylko księża to widzą, ale również wierni świeccy. Oni chyba bardziej niż duchowni. Pewnie dlatego można potem usłyszeć od nich takie opinie: „Ten to przynajmniej wie, o co chodzi w czasie Mszy św. Bo tamten po prostu odbębnia swoje i tyle”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.