Wołanie na puszczy

Komentarzy: 3

Ks. Włodzimierz Lewandowski Ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 23.12.2010 11:45

Od kilku dni ze wszystkich stron można usłyszeć jedno słowo. Ponoć magiczne. Wigilia.

Tytuł pozwoliłem sobie zapożyczyć. Od kogo? Niewielu zapewne pamięta. Jeśli, to dinozaury. W każdym razie była kiedyś taka rubryka na ostatniej stronie jednego z tygodników Katolickich. Wytrwali niech szukają. Będąc licealistą podejrzewałem, że autor pisał o sprawach ważnych ze świadomością niereformowalności opisywanego świata. Zabierając dziś głos mam podobne odczucia. Więcej. Obawiam się tak zwanego świętego oburzenia. Dlaczego? O tym za chwilę.

Od kilku dni ze wszystkich stron można usłyszeć jedno słowo. Ponoć magiczne. Wigilia. Na rynku, w zakładzie pracy, sejmowa, redakcyjna, środowiskowa… Nazw powoli zaczyna brakować. Wczoraj uraczeni zostaliśmy nawet pomysłem, by wigilię uczynić dniem wolnym od pracy. Podobno takie są oczekiwania większości Polaków. To ja jestem mniejszością. I to wcale nie dlatego, że takie uregulowanie w niczym nie zmniejszy ilości zajęć, zaplanowanych na ten dzień. Powód jest jeden. W dodatku zasadniczy. Kalendarz liturgiczny nie pokrywa się ze świeckim, a wigilia nie przynależy do drugiego, ale do pierwszego. Wigilia to przedświąteczne czuwanie, zaczynające się po zachodzie słońca w dniu poprzedzającym uroczystość. Jeśli zatem włodarze jakiegoś dużego miasta urządzili w czwartą niedzielę Adwentu spotkanie na rynku, to można je nazwać na kilka, a nawet kilkanaście sposobów, ale nie można nazwać wigilią. Bo ta nie jest związana ze stołem i okolicznościowymi potrawami. Nie jest związana z najbardziej chlubną akcją miłosierdzia, choinką i kolędami. Jest związana z konkretnym czasem. Gdyby siedem chórów anielskich stanęło pod Kolumną Zygmunta z opłatkiem w ręku i zaśpiewało w piątkowy poranek Lulajże Jezuniu – to nie będzie wigilia. Ta zacznie się dopiero po zachodzie słońca. Do tego czasu uczniowie Jezusa przeżywają ostatni dzień Adwentu.

Liturgia poranka jest cudowna. Ileż w niej tęsknoty i narastającego oczekiwania. Aż się prosi, by zacytować fragment modlitwy: „Panie Jezu, przyjdź szybko i nie zwlekaj, aby radość z Twojego przyjścia podniosła na duchu ufających Twojej dobroci.” I odpowiedź, jaką daje po raz ostatni wykonany w Adwencie śpiew: „Cito veniet” – szybko nadejdzie. Tej tęsknoty i tego pragnienia mamy się pozbawić dla jednego śledzika więcej?

Czepiasz się waść słówek i przesadzasz. Ileż razy słyszałem ten zarzut. A już do szewskiej pasji doprowadzał mnie jeden argument. Że to wszystko jedno, jak nazwiemy. Przecież nic nie umniejszy rangi świąt, wręcz przeciwnie, jeśli poprzedzający je klimat spotkań nazwiemy wielką wigilią Bożego Narodzenia.

Odpowiedzieć może przybrać dwie formy. Teologiczną i humorystyczną. Wielka wigilia jest tylko jedna – Paschalna, w Noc Zmartwychwstania. To spojrzenie teologa. Jeśli chodzi o drugie, to przypomniałem sobie jak Jaś Pawlikowski dyskutował z fiakrem o zapłacie za kurs w górę i dół Zakopanego. Dziwił się zróżnicowaniu za tę samą trasę i też twierdził, że to wszystko jedno. Ze względu na jedno niecenzuralne słowo niech odpowiedź fiakra pozostanie zagadką. Chociaż nie wiem, czy milczenie się opłaca, bo dostał za nią podwójną zapłatę.

Wołanie na puszczy… Cóż po moim pisaniu, skoro jutro w porannych wiadomościach usłyszę: Piątek, 24 grudnia; Wigilia Bożego Narodzenia. A tak bardzo chciałbym usłyszeć: Piątek, 24 grudnia; ostatnie godziny Adwentu…

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..