Po polsku poproszę

ks. Włodzimierz Lewandowski

blog.wiara.pl/celnik |

Być może ktoś nazwie mnie dinozaurem. Mimo to, pisząc i mówiąc o Wielkim Poście, wolę posługiwać się językiem tradycyjnym.

Po polsku poproszę

Słuchając w różnych porach dnia radia coraz częściej zastanawiam się, czy to jest rozgłośnia polska. Wtrącanie angielskich słów i zwrotów staje się normą. Znam chyba tylko jednego redaktora, zamiast sms używającego z uporem określenia krótka wiadomość tekstowa. Bywa po takiej audycji, że muszę pytać ministrantów o co tak właściwie chodziło. Oni – na szczęście dla mnie – też czasem nie wiedzą. Na szczęście, bo niby wykształcony i redaktor, a takich rzeczy nie wie. Wstyd, prawda?

Niestety, wtrącanie angielskich, często niezrozumiałych zwrotów, nie jest tylko problemem rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych. Coraz częściej wkrada się do kościelnego przepowiadania i tekstów autorów, o sprawach wiary piszących. Wczoraj na przykład dowiedziałem się, że Wielki Post to reengineering duszy. I to z gazety w tytule dookreślającej się jako Polska. Nie pozostało nic innego, jak szukanie. Okazało się, że niektóre słowniki internetowe nie potrafiły przetłumaczyć. Wreszcie znalazłem. Słownik naukowo-techniczny angielsko-polski: proces restrukturyzacji i rekonstrukcji firmy; reinżynieria procesów biznesowych. Mądrość mądrością poganiana. Jakby prościej nie można było…

Restrukturyzacja. Dusza jak firma. Nie mam dobrych skojarzeń. Przypomina to jedną ze wschodnich opowieści de Mello. Jak  młody adept życia duchowego uczynił z pustelni niemalże firmę rodzinną. A wszystko po to, by mieć więcej czasu na modlitwę. Zaczęło się od krowy, a skończyło na żonie i dzieciach. W dodatku pachnie duchowym narcyzmem. Moja dusza, mój interes, inwestycja w siebie. Znów bożek własnego „ja”. Jak w słynnym oazowym krzesełku księdza Blachnickiego, obrazującym człowieka naturalnego i człowieka duchowego. Różnica polega na umiejscowieniu „ja” i krzyżyka. Człowiek naturalny siedzi na tronie, a krzyżyk pod tronem. Pismo święte nie gwarantuje duchowej radości i pokoju inwestującym w siebie. Zapewnia je spoglądającym na Pana. Nie na próżno w pierwszym tygodniu Wielkiego Postu śpiewaliśmy Psalm 34.

Być może ktoś nazwie mnie dinozaurem. Mimo to, pisząc i mówiąc o Wielkim Poście, wolę posługiwać się językiem tradycyjnym. Przekreślanie własnego egoizmu za cenę Chrystusowego krzyża (znów kłania się ksiądz Blachnicki i Drogowskazy Nowego Człowieka). Zaparcie się siebie. Wąska i stroma droga pod górę. Że młody nie zrozumie…? Zabierzcie go w góry i każcie zdobywać szczyt po pierwszej nieprzespanej, przegadanej nocy. Zrozumie.

Wracając do języka. W seminarium jeden z doświadczonych kaznodziejów radził, byśmy od czasu do czasu wtrącali do homilii jakieś niezrozumiałe słowo. Wówczas – twierdził – słuchacze będą mieli pewność, że przemawia do nich mądry ksiądz. Jeden z jego kolegów zastosował się do rady i wygłosił kazanie językiem kapiącym teologicznym żargonem. Skutek natychmiastowy. Wychodząc z kościoła można było usłyszeć zwierzenia starej gospodyni wikariuszy. Aj, aj – tłumaczyła śpiewnym językiem sąsiadce – pani, jaki to mądry ksiądz. Jak mądrze kazał. Nic żem nie zrozumiała.  

To ja będę mądry po staremu. Żeby pani Zosia zrozumiała…

 

Od redakcji wiara.pl

W Wielki Poście słuchamy między innymi słów:  "Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu". Nawiązując do tego wezwania postanowiliśmy pokolorować sobie twarze. Czarno-białe twarze na zielonym tle odchodzą w przeszłość :)

TAGI: