Media walczą z prałatem

Dziennik Bałtycki/Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 09.08.2004 11:03

Nie tylko prasa brukowa, ale także tzw. poważne media angażują się w rozpowszechnianie negatywnych informacji na temat ks. prałata Henryka Jankowskiego.

„Ksiądz Henryk Jankowski kontratakuje” - tytułuje swój poniedziałkowy materiał Dziennik Bałtycki. Dalej w gazecie można przeczytać: Gorzkie to słowa, ale mówię je z pełną świadomością i ogromnym smutkiem w sercu, gdyż widzę jak przypuszcza się kolejny atak na Kościół, na wiarę, na ludzi wierzących. Atak perfidny, szatański i bolesny w swej metodzie - tak zaczął wczoraj kazanie prałat Henryk Jankowski, odpowiadając na toczącą się od ponad tygodnia wokół niego burzę. W kościele św. Brygidy zebrało się około 300 osób. Zdecydowana większość udzielała prałatowi poparcia, przerywając co chwilę oklaskami czytane przez niego słowa. Atak na media - Obiektem ataku zawsze jest kapłan, najlepiej taki, który jest znany, ma stanowisko w hierarchii Kościoła i którego poglądy co do obecnej rzeczywistości są jasne i sprecyzowane. Taki kapłan jest tradycjonalistą, "nie płynie" wraz z nurtem tzw. nowoczesności, nie popiera libertyńskich pseudowolności, związków partnerskich, aborcji, eutanazji - grzmiał z ambony ksiądz Jankowski. Prałat skupił się głównie na ataku wobec mediów, zarzucając im zmyślanie i fabrykowanie dowodów, "przemilczanie niektórych faktów" oraz 'reinterpretację i takie naświetlanie sprawy, aby osiągnąć z góry określony cel, który w takim wypadku jest ważniejszy niż dociekanie prawdy". Dostało się też "Dziennikowi" Na koniec ksiądz zaapelował do swoich wiernych, aby nie dali sobą manipulować. Oświadczył też, że nie będzie się odnosił do 'medialnych zarzutów" oraz że nie zamierza udowadniać, iż "nie jest wielbłądem". Po mszy świętej na placu przed plebanią odbył się wiec poparcia dla księdza Jankowskiego. Uczestniczyło w nim około 200 osób. Swoje przemówienia głosiły m. in. Komitet Obrony Polskości, Kościoła i ks. Henryka Jankowskiego, Solidarny Komitet Obrony Księdza Prałata Henryka Jankowskiego, a nawet Koło Kaszubów z Bawarii. Jeden z komitetów ogłosił swój protest przeciwko "Dziennikowi Bałtyckiemu", który jako pierwszy podał informację o toczącym się w prokuraturze postępowaniu. Nikt z atakujących nie wziął pod uwagę faktu, że "Dziennik" jest jedyną gazetą, która do tej pory bezpośrednio nie wskazała adresata zarzutów. Około południa grupa około 20 zwolenników księdza prałata otoczyła trzech sprzedawców niedzielnego wydania "Dziennika". Ludzie ci wyzywali ich, poszturchiwali oraz zabrali i wyrzucili kilkadziesiąt egzemplarzy gazety.

Więcej na następnej stronie

Wolność i polityka Podczas wiecu ksiądz Jankowski nie wyszedł do zgromadzonych. Słowom poparcia przysłuchiwał się z plebanii. Tymczasem treści przemówień coraz bardziej odbiegały od obrony prałata przeciwko rzekomym oskarżeniom, a kierowały się w stronę kwestii wolnościowych oraz politycznych. - Jestem przedstawicielką młodego pokolenia. Tu, na moim rękach siedzi moja 17-miesięczna córeczka. Chcę, aby wychowywała się w kraju bez zakłamania i pełnym wolności - krzyczała Barbara Wasiołka, zwolenniczka prałata. - Mamy coraz mniej polskich mediów. W polityce zaczyna żądzić żydo-komuna. Trzeba to przerwać - wtórował kobiecie inny przedstawiciel komitetu obrony Henryka Jankowskiego. Gazeta Wyborcza na pierwszej stronie umieściła duże zdjęcie ks. Jankowskiego, tytuł „Ks. Jankowski, pedofilia i spisek juedokomuny” oraz zatytułowany „Prawdziwa sprawa prałata” komentarz Jana Turnaua. Jan Turlał napisał: Od kilkunastu dni ciągnie się w mediach bardzo przykra sprawa. Środki przekazu obficie informują o rzekomym molestowaniu nieletnich przez ks. Henryka Jankowskiego. Trzeba podkreślić, że nie ma na to żadnych dowodów. Śledztwo toczy się "w sprawie", a nie "przeciwko". Jest natomiast z gdańskim duchownym inny problem moralny. Ksiądz Jankowski gorszy nie tylko swym głupim antysemityzmem. Także swoim zamiłowaniem do przepychu, najdroższymi samochodami, bankietami dla setek osób. To umiłowanie bogactwa demoralizuje także współpracującą z księdzem młodzież, która nie powinna dostawać drogich prezentów, a tym bardziej nie wolno odciągać jej od rodziny. Nie jest też dobrze, gdy prałat ośmiesza stan duchowny, strojąc się jak panna na wydaniu. A najgorzej, gdy całym stylem życia tworzy obraz polskiego księdza jaskrawo różny od chrześcijańskiego ideału, również zresztą od polskich realiów. Czy nie ma na to żadnej kościelnej rady? Czekamy na głos biskupów. Natomiast w obszernym materiale poświęconym całej sprawie czytamy: Perfidny, szatański spisek judeokomuny wymierzony w Kościół - tak ksiądz Henryk Jankowski podsumował podczas niedzielnej mszy w kościele św. Brygidy w Gdańsku ukazujące się od 12 dni publikacje na temat śledztwa w sprawie pedofilii, których jest głównym bohaterem. Matka 16-latka oskarżyła prałata, że wykorzystywał chłopca seksualnie. Chłopak wszystkiemu zaprzecza, a prokuratura nie zdobyła dowodów.

Więcej na następnej stronie

Ale przy okazji śledztwa wyszły na jaw dziwne związki ks. Jankowskiego z nastolatkiem. Dawał mu pieniądze (kwoty rzędu tysięcy złotych), pozwalał nocować na plebanii. Chłopiec przyznał prokuratorom, że za te pieniądze kupował alkohol i narkotyki. Twierdzi, że na plebanii zdarzały się alkoholowe libacje. Kilku świadków opowiedziało o "pocałunkach w usta na pożegnanie", którymi duchowny obdarowywał nastolatka. - Skoro nie potwierdza się molestowanie, to może deprawowanie - grzmiał podczas mszy prałat. Zakończył ją apelem: - Wyjdźmy z bagna Żydów i judeokomuny. Po mszy ok. 600 wiernych zorganizowało na dziedzińcu plebanii wiec poparcia dla prałata. Były transparenty i przemówienia. Mówiono, że oskarżanie księdza to spisek, za którym - organizatorzy nie mieli wątpliwości - stoi żydokomuna. Sygnałem zapowiadającym atak miał być felieton Pawła Huelle w "Rzeczpospolitej", krytykujący księdza Jankowskiego. Gdańscy duchowni nie wierzą w informacje o gorszących scenach, które miały mieć miejsce na plebanii kościoła św. Brygidy, ani w podejrzenia o pedofilię. - Ale prałat popełnił w przypadku swojego ministranta niewybaczalne błędy pedagogiczne - twierdzą O narkotykach, alkoholowych libacjach na plebanii, wizytach księży w burdelach powiedział prokuraturze 16-letni były ministrant Sławomir R., który według matki mógł być wykorzystywany seksualnie przez prałata. Śledztwo w tej sprawie trwa od dwunastu dni. Przypomnijmy - ksiądz nie jest podejrzany, a śledczym nie udało się dotąd zdobyć dowodów pedofilii. Sam Sławomir R. zaprzeczył w środę, że był molestowany seksualnie. Ale jednocześnie oddał wstrząsający obraz życia na plebanii: "My tam rządzimy, ksiądz daje pieniądze, które wydajemy na alkohol, czasem narkotyki" - powiedział o sobie, innych ministrantach i kilku osobach świeckich z otoczenia prałata. Czy mówił prawdę, oceni obecny podczas przesłuchania psycholog. Dowiedzieliśmy się, że ma wątpliwości w tej sprawie - opinia miała być gotowa w ubiegłym tygodniu, ale psycholog poprosiła prokuratora o dodatkowe dni na jej sporządzenie. Natomiast księża, z którymi rozmawialiśmy, nie mają wątpliwości, że chłopak konfabuluje. Trzech duchownych (dwóch starszych zna dobrze prałata, młodszy słabiej) zgodnie argumentuje za odrzuceniem rewelacji Sławomira R. Na plebanii wciąż jest pełno ludzi, odwiedza ją mnóstwo gości, gorszące sceny nie uszłyby ich uwagi. Stale przebywa tam kilka dorosłych osób, w tym siostra prałata, która nigdy by do takich rzeczy nie dopuściła. Sam prałat, chociaż "rozpuszcza" swoich ministrantów, ma też taki charakter, że nie pozwoliłby wejść im sobie na głowę. I właśnie stosunek prałata do nastolatków nasi rozmówcy poddają największej krytyce. - Jeśli ksiądz widzi, że dziecko oddala się od rodziców, woli nocować na plebanii, i zezwala na to, to popełnia niewybaczalny błąd pedagogiczny - mówi najmłodszy z księży. - I nie mówmy, że robi to w dobrej wierze, bo duchowny musi wiedzieć, że związek między matką a synem jest święty.

Więcej na następnej stronie

- Chora opiekuńczość, odciąganie od rodziny mogą zdemoralizować dziecko tak samo, jak zły przykład - dodaje inny ksiądz. Na łamach "Gazety" ksiądz Jankowski skrytykował stosunek matki do Sławomira R. - jego zdaniem zbyt surowy. Potwierdził, że dawał chłopcu prezenty i pieniądze (kwoty rzędu kilku tysięcy złotych), zezwalał na nocowanie na plebanii. - Nam nie zależy na pieniądzach, chodziło tylko o to, żeby uwolnić Sławka od księdza, który dawał mu za dużo pieniędzy i go psuł - powiedziała "Gazecie" matka Sławomira R. W swoich zeznaniach w prokuraturze przyznała, że podejrzenie o molestowaniu syna przez księdza przyszło jej do głowy ostatnio - pod wpływem medialnych doniesień o przypadkach pedofilii. Wiosną podzieliła się swoimi obawami o zły wpływ księdza na syna z gdańskim arcybiskupem Tadeuszem Gocłowskim (ten odbył rozmowę z prałatem i usłyszał, że obawy matki są nieuzasadnione - potem o tej sprawie już nie rozmawiali). Do grudnia ub. roku, kiedy matka Sławomira R. pracowała na plebanii jako sprzątająca, nie widziała w relacjach syna z księdzem nic niepokojącego. Zdaniem naszych rozmówców-księży to również dowodzi, że gorszących scen tam nie było. Ale kłopoty z chłopakiem zaczęły się co najmniej od września ub. roku, gdy zaczął wagarować. Prałat potwierdził "Gazecie", że bezradnie przyglądał się, jak jego ministrant wpada w kryminalne towarzystwo i sięga po narkotyki. W dalszym ciągu próbował na własną rękę mu pomóc - m.in. wbrew woli matki zaczął załatwiać mu w kuratorium indywidualny tok nauczania. Podczas ostatniego przesłuchania były ministrant opowiadał o imprezach na plebanii w wyzywający, arogancki sposób. Jaka część jego zeznań może być prawdą? - Kiedy kilku nastolatków nocuje razem, to mogą przemycić na wieczór alkohol - mówi jeden z księży. - Przebywając w tym środowisku chłopak mógł się też dowiedzieć o jakichś duchownych, którzy korzystają z usług prostytutek, bo takie rzeczy, niestety, zdarzają się w Kościele. Ale reszta jego opowieści to bzdury. Ksiądz Henryk Jankowski już w czwartek zaprzeczył, że na jego plebanii działy się gorszące sceny. - A co chłopcy robią poza plebanią, tego nie wiem - przyznał prałat. Gdańska prokuratura nie zdobyła jak dotąd dowodów na pedofilię prałata. Śledczy dowiedzieli się jedynie o "pocałunkach w usta na pożegnanie". Sławomir R. miał zeznać, że nie godziłby się na nie, gdyby nie pieniądze, które dawał mu ksiądz. Chłopak potwierdził też - o czym pisały już media - że list w obronie prałata, który wiosną wysłał do arcybiskupa Gocłowskiego tak naprawdę napisał ksiądz, a on go tylko przepisał. Zdaniem śledczych, takie zeznania to jednak za mało, żeby oskarżyć ks. Jankowskiego o molestowanie seksualne. Policjanci zabrali kasety wideo i twardy dysk komputera w mieszkaniu prałata, ale nie znaleziono na nich żadnych kompromitujących materiałów. Nie zgłosił się też do nich nikt, kto oskarżałby księdza o pedofilię w przeszłości. Trwają przesłuchania kolejnych osób z otoczenia prałata, on sam ma złożyć zeznania za ok. dwa tygodnie. W niedzielę wieczorem telewizja TVN cytowała fragmenty zeznań Sławomira R. sugerujące, że na gdańskiej plebanii działy się gorszące sceny.