Kraków: Pamięci kard. Sapiehy

Dziennik Polski/a.

publikacja 25.07.2005 13:05

Kolejne rocznice śmierci ks. kard. Adama Stefana Sapiehy przechodzą praktycznie niezauważalnie. O pamięć dla wielkiego metropolity krakowskiego upominał się Jan Paweł II.

54 lata temu Polacy - a zwłaszcza krakowianie - po śmierci kardynała Adama Stefana Sapiehy przeżywali podobne dni, jak w kwietniu tego roku. Obaj byli arcypasterzami diecezji krakowskiej. Obaj wybitnymi Polakami. Umarli, mając prawie tyle samo lat. Świeża jest pamięć o śmierci Jana Pawła II. Stosunkowo niewielu natomiast zostało już ludzi, którzy mogą świadczyć o ostatnim okresie życia i pogrzebie Adama Stefana Sapiehy, metropolity krakowskiego, duchowego przywódcy Polaków w najcięższych czasach dla naszej ojczyzny, czyli od roku 1939 przez kolejnych 12 lat. - Boli mnie, że o tak wielkiej postaci moi rodacy zapominają. Nie powinni. Nie wolno zagubić nam pamięci o nim, bo książę kardynał był kimś absolutnie wyjątkowym w dziejach Polski. Gdyby nie on, być może nie byłoby Jana Pawła II, bo to książę arcybiskup zainteresował się Karolem Wojtyłą, gdy ten był jeszcze młodzieńcem - mówi Danuta Łączyńska, krakowianka, prawniczka, która domaga się należnego miejsca w naszej pamięci dla Księcia Niezłomnego. Przypomina ona początki znajomości obu wielkich Polaków. W 1938 r. arcybiskup Sapieha odwiedził wadowickie gimnazjum. Karol Wojtyła, szkolny prymus, został wybrany, by wygłosić przemówienie powitalne. Wywarł wrażenie na ówczesnym metropolicie, bo ten zapytał księdza Edwarda Zachera, czy nie można by z młodzieńca zrobić księdza. Ks. Zacher odpowiedział, że jest to mało prawdopodobne, bo młodzieniec ma zamiar studiować filologię polską, a nie teologię. - Szkoda - miał powiedzieć arcybiskup. Jak wiemy, Karol Wojtyła zmienił zdanie, wstąpił do seminarium i jeszcze w czasie wojny służył księciu arcybiskupowi do porannej mszy świętej.

***
23 lipca 1951 r. zmarł ówczesny metropolita krakowski. 28 lipca odbył się jego pogrzeb. Lapidarnie, ale jakże celnie, o tamtym czasie sprzed 54 lat (czy szerzej - sprzed około sześciu dekad) - napisał prof. Adam Vetulani (1901-1976), światowej sławy prawnik, w "Analecta Cracoviensia" (rocznik 1976): "Nowe dostojeństwo nie odmieniło go (w roku 1946 ks. Adam Sapieha został kardynałem, w wieku 79 lat - red.). Nadal, chociaż już mniej często i mniej żwawym krokiem kroczył po ulicach Krakowa w swej czarnej sutannie z niemal niewidoczną purpurową wypustką, w starym czarnym kapeluszu o szerokim rondzie. Niemiłościwie zbliżał się kres ofiarnego i świątobliwego żywota. Aż przyszedł dzień śmierci, a potem pogrzeb, iście królewski, manifestacja uczuć całego duchowieństwa polskiego i całego społeczeństwa krakowskiej diecezji. Kto pamięta ów dzień i rozmodlone tłumy towarzyszące ostatniej drodze doczesnych szczątków Kardynała do krypty na Wawelu, nie zapomni go nigdy. Tak wielka była miłość i cześć dla wielkiego metropolity krakowskiego, którego pamięć czci całe społeczeństwo katolickie naszego kraju".
Więcej na następnej stronie

Dzisiaj niewiele osób oddaje hołd i czci ks. kard. Sapiehę. Kolejne rocznice jego śmierci przechodzą praktycznie niezauważalnie. O pamięć dla wielkiego metropolity krakowskiego upominał się Jan Paweł II. Ale i ta prośba czy apel papieża-Polaka nie zostały powszechnie wypełnione. Na brawach skończyło się np. w 1999 r., gdy z "papieskiego okna" Jan Paweł II wskazał na pomnik kard. Sapiehy i przypomniał swojego duchowego ojca. - Kardynał Sapieha w czasie okupacji dawał nam poczucie, że jest ktoś, kto nad nami czuwa. Dzięki niemu wierzyliśmy, że dopóki on jest, tak naprawdę z Polską i z nami nic strasznego stać się nie może - opowiada Danuta Łączyńska. Nasza rozmówczyni podkreśla, że siła duchowa, jaka biła od księcia arcybiskupa, była tak potężna, że pojawiało się wiele legend i mitów. W część z nich do dzisiaj wierzą nawet niektórzy historycy, choćby w to, że kiedy metropolita krakowski przyjmował u siebie w kurii Hansa Franka, generalnego gubernatora, poczęstował go czarną kawą i przydziałową marmoladą. - Frank nigdy w kurii nie był - podkreśla pani Danuta. Faktem jest, że 28 lutego 1940 r. abp Sapieha zwrócił się do generalnego gubernatora o spotkanie i rozmowę. Doszło do niej, ale dopiero 5 kwietnia 1944 r., na Wawelu. Nie znamy dokładnego jej przebiegu, a jedynie jej stwierdzenie - twierdzi biograf Księcia Niezłomnego Jacek Czajowski. Frank miał przekonywać metropolitę krakowskiego, że "jeżeli Niemcy nie byliby tu wkroczyli, jeśliby nie zatroszczyli się o porządek, to dzisiaj naród byłby zdruzgotany. Niemcy sprowadzili (do Polski) lekarzy, zatroszczyli się o wyżywienie...". Książę arcybiskup milczeniem pominął te kosmicznie fałszywe stwierdzenia. Niecały rok później Frank w panice uciekał z Wawelu, a po kilku następnych miesiącach zginął na szubienicy.

***
Więcej na następnej stronie
***
Adam Stefan Sapieha urodził się 14 maja 1867 r. Był zatem o 53 lata - czyli o dwa pokolenia - starszy od Karola Wojtyły. Miał zaledwie 45 lat, gdy - 3 marca 1912 r. - objął diecezję krakowską (bp Wojtyła ordynariuszem został w wieku 43 lat). Ale choć miał za sobą wiele lat działalności u boku Piusa X (w 1905 r. Pius X powierzył mu funkcję swojego szambelana), jednak "był społeczeństwu krakowskiemu zupełnie nieznany, gdy objął katedrę wawelską" - pisze prof. Adam Vetulani, który w kręgach prawniczych cieszy się opinią niezrównanego mistrza. Zaufajmy zatem wspomnieniom profesora, zwracającego uwagę na to, że inteligencja krakowska z podejrzliwością patrzyła na nowego włodarza diecezji. "Po nielubianym księciu Puzynie stolicę obejmuje dostojnik, który również mitrę książęcą ma w herbie" - pisał prof. Vetulani. Krakowianie nie wiedzieli jednak choćby tego, że arystokrata Adam Stefan Sapieha był zwykłym wikarym w diecezji lwowskiej. W swoim pierwszym liście pasterskim zażądał od kapłanów odnowy wewnętrznej, wzmożenia działalności duszpasterskiej i wyrzeczenia się pogoni za dobrami materialnymi. Wybuch I wojny światowej spowodował, że zamiast egzekwować nałożone wymagania, nowego biskupa krakowskiego pochłonęła praca na rzecz ofiar wojny. Obecnie wiedza na temat koszmaru I wojny światowej jest minimalna, gdy tymczasem był to straszny czas. Pomocy wymagały wszystkie warstwy polskiego społeczeństwa, ale w największym stopniu dzieci. W tym celu powstał Komitet Książęco-Biskupi, któremu przewodniczył biskup Sapieha i który miał na swoim koncie wiele osiągnięć. "Krakowianie wiedzieli, co zawdzięczają swemu biskupowi, i gorąco go pokochali. Byli dumni, że właśnie wielki i miłosierny jałmużnik Adam Stefan Sapieha jest ordynariuszem ich diecezji" - pisał profesor Vetulani. Metropolita krakowski kierował się miłosierdziem i prawością przez całe swoje życie. Dlatego w II Rzeczypospolitej nie bał się krytykować władzy, gdy źle czyniła. Potępiał m.in. bezprawie w czasie zamachu majowego (1926 r.), hańbę Brześcia, czyli uwięzienie i znęcanie się nad politykami, mimo że poglądy wielu z nich były dlań nie do przyjęcia. Nazwisko jego stało się głośne, gdy w 1937 r. polecił przenieść zwłoki marszałka Józefa Piłsudskiego do przygotowanej krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów w katedrze wawelskiej. To nie była demonstracja polityczna, ale wyraz troski o powierzone jego pieczy miejsce. Trzeba przypomnieć, że nim podjął taką decyzję, metropolita krakowski protestował przeciwko zamienianiu katedry w miejsce biwakowania tłumów. Sarkofag Piłsudskiego kazał przenieść dopiero, gdy nie pomogła interwencja u prezydenta Ignacego Mościckiego, któremu przypomniał, że to, iż Marszałek ma spoczywać pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, zostało wcześniej uzgodnione z władzami II RP. Gdy Niemcy napadli na Polskę we wrześniu 1939 r., a potem podzielili się nami z Rosją Sowiecką, metropolita krakowski ani myślał o ucieczce z kraju, mimo że - bo jak inaczej to nazwać - uciekli: rząd, wódz naczelny, a także prymas Polski i nuncjusz papieski w jednej osobie, czyli kard. August Hlond. (Tadeusz Wyrwa w 82. numerze "Zeszytów Historycznych", rok 1987, pisze, że gdy 22 października 1948 r. zmarł prymas Hlond, wówczas kard. Sapieha, komentując jego śmierć, miał powiedzieć: "Hlond popełnił w swoim życiu dwa błędy: był nieobecny w Polsce podczas wojny i zbyt wcześnie umarł").
Więcej na następnej stronie

Od tamtego momentu, aż do swojej śmierci, kardynał Adam Stefan Sapieha był duchowym ojcem Polaków. Był nim również dla Karola Wojtyły, czego nigdy papież nie krył. Nigdy wcześniej ani nigdy później nasz kraj nie znajdował się w tak dramatycznym położeniu, choć ciemna stalinowska noc trwała jeszcze przez kilka lat. Dokumenty i wspomnienia dotyczące czasów okupacji są jednoznaczne. A mówią one, że metropolita krakowski żył takim samym życiem, jak wszyscy Polacy, tak samo niepewny swojego losu. Hans Frank był panem życia i śmierci w Generalnej Guberni. Mógł, niczym Piłat, ocalić lub wydać na śmierć. Arcybiskup Sapieha choć miał świadomość tego, jak postępują Niemcy wobec rodaków, także wobec duchowieństwa (z rąk Niemców zginęło prawie 3 tys. duchownych, w tym 4 biskupów, a trzynastu biskupów zostało uwięzionych), nie zaprzestał swojej patriotycznej działalności. Był nieformalną głową tolerowanej przez Niemców Rady Głównej Opiekuńczej oraz krakowskiego oddziału PCK. Koniecznie trzeba pamiętać, że wszelkie informacje dotyczące zachowania i postawy księcia arcybiskupa w okresie okupacji nie są w stanie nawet w niewielkiej części oddać tego, czym był on wówczas dla Polaków.

***
Opoką był też dla narodu po wojnie. Komuniści byli jednak równie niemiłosierni jak hitlerowcy. 6 marca 1950 r. 83-letni kard. Adam Sapieha napisał własnoręcznie oświadczenie: "W razie gdybym był aresztowany, stanowczo niniejszym ogłaszam, że wszelkie może tam złożone wypowiedzi, prośby i przyznania się są nieprawdziwe. Nawet, gdy one byłyby wygłaszane wobec świadków, podpisane, nie są wolne i nie przyjmuję je za swoje" (fragment publikacji ks. Jerzego Wolnego w drugim tomie "Księgi Sapieżyńskiej"). Z pewnością książę kardynał miał nieco inne zdanie niż prymas Stefan Wyszyński w sprawie relacji państwo komunistyczne a Kościół. 14 kwietnia 1950 podpisane zostało porozumienie, które składało się z 19 punktów i nakładało na Kościół rzymskokatolicki wiele zobowiązań, m.in. zobowiązywało Episkopat do wezwania duchowieństwa, by w pracy duszpasterskiej zgodnie z nauką Kościoła nauczało wiernych poszanowania prawa i władzy państwowej. W chwili podpisania porozumienia kard. Sapieha był w Rzymie i miał być - według raportów dyplomatycznych - wyraźnie zaskoczony informacjami z Warszawy, bo był zwolennikiem odwlekania zawarcia porozumienia z komunistami. "Mimo to, podczas audiencji u Piusa XII bronił decyzji podjętej przez prymasa Wyszyńskiego oraz zapewniał o wierności polskiego Kościoła wobec Ojca Świętego" - przekonuje dr Antoni Dudek w pracy "Komuniści i Kościół w Polsce". Nie należy się lękać stawiać kard. Adama Stefana Sapiehę obok kard. Karola Wojtyły - twierdzi Danuta Łączyńska. - Byli zupełnie różnymi ludźmi. Jan Paweł II był wylewny, serdeczny, dusza człowiek, o czym zresztą wszyscy doskonale wiedzą. Książę kardynał, choć nie był ponury, jednak nie był też wylewny. Znajdując się obok niego, odczuwało się jego siłę, ale i troskę oraz opiekę ojcowską. Chociaż był księciem, nie wywyższał się. Każdemu pomagał. Kiedyś na Plantach wpadłam na niego. Przeprosiłam od razu, a on objął mnie czule, powiedział z uśmiechem, jednocześnie błogosławiąc: "Nic nie szkodzi, dziecko" - wspomina pani Danuta.