Włochy: Ksiądz na każdy miesiąc

Wysokie Obcasy/Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 01.08.2005 13:53

O wydanym we Włoszech kalendarzu na przyszły rok ilustrowanym zdjęciami księży informują Wysokie Obcasy. Przyślij swój komentarz pod adres **wiara@wiara.pl**

Zgorszenie budzi zwłaszcza "ksiądz na marzec", który, idąc w procesji z krzyżem na białej komży, odwraca głowę, żeby - wprost z kobiecej ręki - wygarnąć owoc Kiedy zobaczyłem go na ruchliwej, migotliwej via del Corso, wśród sklepów z bikini i pamiątek ze Schodów Hiszpańskich, wydał mi się tylko dziwacznym pomysłem. Ale widząc, jak pyszni się w sklepikach przy via di Porta Angelica biegnącej wzdłuż murów Watykanu, nie miałem wątpliwości, że to co najmniej lekkie bluźnierstwo - świecka uciecha w duchownym przebraniu. Pomiędzy wizerunkami niedawno zmarłego Jana Pawła II i dopiero co wybranego Benedykta XVI, w sąsiedztwie Chrystusa i Madonny "Calendario Romano 2006" - czyli "Kalendarz rzymski na rok 2006" - wyglądał wyzywająco. Od młodych, przystojnych księży na styczeń, luty i każdy miesiąc przyszłego roku mniej niepokojąco wyglądaliby nadzy kulturyści, jakieś profanum, które nie ociera się o świętego Piotra... Kupiłem (6 euro) jako ciekawostkę, przywiozłem do Warszawy i reakcje tych, którym pokazałem kalendarz, były podobne - zaskoczenie, rozbawienie, delikatne zgorszenie. Zwłaszcza "księdzem na marzec", który, idąc w procesji z krzyżem na białej komży, odwraca głowę, żeby - wprost z kobiecej ręki - wygarnąć owoc. Albo "ksiądz kwietnia", ten z trzydniowym zarostem, na tle inskrypcji "IHS", pod znakiem krzyża. Twarze niewinne, jakby wbrew sobie wciągnięte w dziwne skojarzenia przez samo to, że znalazły się w kalendarzu, i twarze świadome własnej urody, upozowane na Banderasa (listopad) lub Hugh Granta (grudzień) w sutannie. Ktoś z oglądających kalendarz zauważył, że pikanterii dodają mu didaskalia: na drugiej stronie - pełna lista papieży od św. Piotra do Jana Pawła II, na końcu - "Wstępne wiadomości o Watykanie" po włosku, angielsku, francusku i hiszpańsku. "To udawanie, że chodzi o rzetelny przewodnik - mówił znajomy". I tak przez miesiąc nawet nie zajrzałem do informacji, zakładając, że są bezwartościowym, przewrotnym uzasadnieniem na użytek sklepikarzy przy Bazylice, którym ktoś mógłby zadać pytanie, czy godzi się sprzedawać taki kalendarz w centrum chrześcijaństwa. Moja pewność zachwiała się, kiedy ktoś, przeglądając kalendarz, otworzył go na "Wstępnych wiadomościach..." i tak pozostawił na moim biurku. "Turysta, zwłaszcza cudzoziemiec, który znajdzie się w Rzymie, nie posiadając pełnych informacji o oglądanych zabytkach, często myli pewne pojęcia..." - tak zaczyna się tekst. "Nie, w ten sposób nie pisze się informacji, które mają być tylko pretekstem do wyzywającego kalendarza" - pomyślałem i przeczytałem do końca: precyzyjne informacje o państwie papieskim, o paktach laterańskich, pełen wykaz budynków watykańskich na terenie Rzymu, kalendarz audiencji, wiadomości o muzeach, poczcie watykańskiej, aptece...

Więcej na następnej stronie

Spojrzałem na podpis i ruszyło mnie jeszcze bardziej - wydawca Piero Pazzi to jeden z najbardziej znanych włoskich fotografów, człowiek poważny, moralista o wyrazistych poglądach, w których politycznej degrengoladzie współczesnych Włoch przeciwstawia wzniosłe wzorce z przeszłości, chwałę sztuki i wiecznych wartości... Nie, coś się tu nie zgadzało. Wykręciłem numer zamieszczony na pierwszej stronie. - Dzień dobry, chciałbym rozmawiać z Piero Pazzim... - To ja. - Czy to Pan robił zdjęcia do "Kalendarza"? - Wszystko - robiłem zdjęcia, wydałem, zajmuję się dystrybucją. - Pomysł też był Pański? - Mój. - Przepraszam, ale o co Panu chodziło? - Chciałem przekazać trochę wiedzy o Rzymie. - A tak naprawdę? - Przecież mówię. Mnóstwo osób, które przyjeżdżają do Rzymu, nie ma pojęcia, na co patrzy. Przyjeżdżają, bo wypada, patrzą, bo wypada. I nie wiedzą, co widzą. - Jest Pan rzymianinem? - Nie, jestem z Wenecji i mieszkam w Wenecji. I przed kalendarzem rzymskim zrobiłem kalendarz z gondolierami. - Nie wydaje się Panu, że kalendarz z księżmi to prowokacja? - Owszem, to jest prowokacja. Do myślenia. - Miałem na myśli co innego - prowokację jako bluźnierstwo. - Bluźnierstwo nie było moim zamiarem, ale kilka osób mówiło mi, że zdjęcia w kalendarzu mogą tak zostać odebrane. Zdziwiłbym się, gdyby tak było. - Ja tak to odebrałem. - No to dziwię się panu. Jakie miał pan podstawy, żeby tak uważać? - Po pierwsze, dziwny wydaje mi się sam nośnik - kalendarz. W kalendarzach są ogół same zabytki albo nagie kobiety. Kiedy pojawia się młody ksiądz, można pomyśleć, że chce Pan, żeby się komuś spodobał, tak po męsku. - Nic podobnego. Młody ksiądz to znak żywotności Kościoła. Ludzie myślą o Kościele jako o czymś zamkniętym, starym, tymczasem młodzi mężczyźni wciąż wstępują do seminariów. Studiują teologię, ale mają młode oczy, młode uśmiechy. Ponadto proszę zwrócić uwagę, że za plecami tych chłopców, księży lub jeszcze seminarzystów widać zabytki, obiekty o antycznym rodowodzie, które ściśle wiążą się z chrześcijaństwem: Bazylika św. Piotra, Koloseum, gdzie ginęli chrześcijanie... Zestawienie odwiecznego trwania Kościoła z wizerunkami młodych ludzi, którzy mu służą, pokazuje, że krąg wciąż się toczy, że chrześcijaństwo ma stare korzenie i młode pędy.

Więcej na następnej stronie

- Czy na fotografiach są prawdziwi księża i seminarzyści? - Większość, ale niektórzy to modele. - Jak reagowali na zdjęcia? - Niektóre są reporterskie, jak to z procesji, i w takim przypadku nie pytałem oczywiście diakona, który je brzoskwinię z ręki jakiejś kobiety, czy się zgadza na fotografię. A co do modeli, to niektórzy byli zaskoczeni, ale przyznali, że sutanna to elegancki strój. - Elegancki? - Tak, skromny i dopełniony, niczego w nim nie brakuje. Jak się okazało, sutanna jest również strojem atrakcyjnym, każdy z modeli chciał kiedyś ją przymierzyć, ale nie miał okazji. - Nie boi się Pan ubocznego efektu? Tego, że ktoś uzna Pana za bluźniercę jak Oliviera Toscaniego? - Wtedy, kiedy pokazał zakonnicę całującą się z księdzem? Działanie Toscaniego było głupie, bo niestosowne, nieadekwatne. Jego ujęcie mija się z istotą, bo księża się nie całują, a jeśli nawet zdarzy im się coś takiego, to nie do tego są powołani. Ja pokazuję księży w ich naturalnym kontekście, na tle obiektów sakralnych, w chwili, kiedy oddają Bogu swoją piękną młodość. - Jak sprzedają się kalendarze? - Znakomicie. - Kto kupuje? - Głównie Niemcy i Amerykanie. Zdziwiło mnie, że wśród kupujących wielu to protestanci. - Myśli Pan, że kupują, bo chcą się dowiedzieć czegoś o Watykanie? - Myślę, że kupują, bo poprzez obraz młodego powołania zainteresowali się Watykanem i odwiecznym Kościołem, religią. Nie mam wątpliwości, że większość z nich, przyjeżdżając do Rzymu, miała ochotę pić piwo w sąsiednich zaułkach i pstryknąć sobie kilka zdjęć dla znajomych. Ale zmienili zdanie, bo może coś zrozumieli. - Byli gondolierzy, są księża. Co będzie w przyszłości? - Mam zamiar fotografować zakonnice. Ale takie prawdziwe. - Czyli? - Zakonnic, które sprzedają książki albo prowadzą hotele, nie uważam za zakonnice - to sprzedawczynie i recepcjonistki. Chodzi mi o zakonnice klauzurowe. O te, które się modlą. Albo te, które pielęgnują nędzarzy. - I o co będzie chodziło? - O to, że w ogóle są. I że wiele z nich to młode dziewczyny.

  • Tu można zobaczyć niektóre zdjęcia :.
  • Przyślij swój komentarz pod adres wiara@wiara.pl Komentarze internautów „Król jest nagi” krzyknęło dziecko i wszyscy zwrócili uwagę na króla. Autor wzbudził niepotrzebną sensację i zainteresowanie wskazując „nagość”. Każdy widzi to, co chce widzieć dobry widzi wszędzie dobro. W końcu można i tak jak wskazuje autor artykułu, wszędzie doszukiwać się złej woli i szukania sensacji i mamy „igrzyska” A zbulwersowało go głównie to. cyt. „Zgorszenie budzi zwłaszcza "ksiądz na marzec", który, idąc w procesji z krzyżem na białej komży, odwraca głowę, żeby - wprost z kobiecej ręki - wygarnąć owoc” Jaką to nagość dostrzegł autor [wspierający się opinią kolegów z redakcji] w „kobiecej ręce” podającej owoc księdzu, tego już nie napisał. Proponuje nam za to byśmy domyślali się niewiadomo, czego…… Czy to ma się kojarzyć ze scena z raju? A może jeszcze są inne podteksty Jednak popatrzmy na to inaczej, mniej podejrzliwie. Jakaś kobieta, może matka, z troską i z dobrej woli podaje owoc zmęczonemu księdzu. Przecież to normalny ludzki pozytywny gest. Co by było gdyby ten ksiądz pomyślał tak samo jak autor artykułu ? Może tylko odwróciłby głowę w innym kierunku albo biorąc ten gest jako „bluźnierstwo” czy „zgorszenie” odtrąciłby rękę i dodał kilka cierpkich słów. Czy takie zachowanie diakona było by właściwe ? Dość wymowny jest wywiad przeprowadzony z panem Piero Pazzim. Autor postawił się w roli sędziego i kwestionując intencje wydawcy o którym sam pisze miedzy innymi (cyt.” jeden z najbardziej znanych włoskich fotografów, człowiek poważny, moralista o wyrazistych poglądach ….” ) Kim zatem jest autor artykułu? Czytając niektóre artykuły na łamach prasy mam wrażenie, że piszący je, szukają sobie [a raczej można by to nazwać „łowieniem”] sytuacji, które nadają się do skrytykowania. Szukanie podstępu, zła czy innych poczytnych sensacyjek ubarwia i uatrakcyjnia przyciągając czytelnika. Naszą narodową naturą jest krytykanctwo. Celując „kamieniem” w odpowiednie miejsce poruszamy lawinę – i o to czasami chodzi. A może istotnie pan Piero Pazzi ma racje. Rafał