P. Semka: Błogosławiona decyzja

Rzeczpospolita/a.

publikacja 04.08.2005 14:22

Bez wyjaśnienia dziś przypadków współpracy księży z SB, za jakiś czas nie będzie można odróżnić prawdy od fałszu - twierdzi Piotr Semka na łamach Rzeczpospolitej.

Informacja o ostatecznej decyzji wysłania ojca Konrada Hejmy do jednego z włoskich klasztorów zamyka okres sprzecznych doniesień co do sytuacji byłego opiekuna polskich pielgrzymów w Rzymie. Po ujawnieniu przez IPN raportu na temat współpracy dominikanina z SB i spotkaniu ojca prowincjała Macieja Zięby z ojcem Hejmą, członkowie Rady Prowincji Dominikanów uznali 1 czerwca, że "nie ma podstaw, by kwestionować prawdziwość przedstawionych w raporcie IPN faktów". Przeprosili tych, którym działalność o. Hejmy wyrządziła szkodę. Zaakcentowali "potrzebę ekspiacji ze strony ojca Konrada" i zapowiedzieli "podjęcie przez władze Prowincji w tym celu stosownych kroków". O. Zięba jednoznacznie zaznaczył, że informacje przekazywane przez dominikanina SB "miały swoje znaczenie". Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik odwołał zakonnika z funkcji opiekuna polskich pielgrzymów. Jednak po tych zdecydowanych decyzjach nastąpił okres niejasności co do ich realizacji. ZAKWESTIONOWANY RAPORT Według licznych sygnałów medialnych o. Hejmo nadal przebywał w ośrodku przy Via Monti. Udzielał wypowiedzi dla Radia Maryja i wysłał do mediów list otwarty, odrzucający raport IPN. W jego obronie wystąpiła grupa polskich dominikanów, którzy zaprotestowali wobec Rzecznika Praw Obywatelskich przeciw formie ujawnienia dokumentów przez IPN. Wątpliwości co do rzetelności raportu Instytutu pojawiły się w wielu mediach katolickich. W obronie współbrata wystąpił ojciec Jacek Salij, jeden z najbardziej cenionych dominikanów. Wszystko to stworzyło wrażenie wewnętrznego podziału w polskim Kościele w tej drażliwej kwestii. Surowy osąd Rady Prowincji został pośrednio zakwestionowany przez liczne wystąpienia osób duchownych i świeckich. Najnowsze doniesienia pozwalają domniemywać, że władze zakonu postanowiły zdecydowanie rozstrzygnąć wątpliwości i o. Hejmo zyska okazję do pogłębionej refleksji nad swą przeszłością. Trudno jednak pozostawić bez komentarza dyskusję, jaka nad sprawą rzymskiego zakonnika odbyła się w łonie polskiego Kościoła. To, czy w opinii ludzi Kościoła sprawa ojca Hejmy będzie wspominana jako ostrzeżenie moralne czy też przypadek kapłana skrzywdzonego, nie jest bez znaczenia. Wpłynie to na przyszłe myślenie o sposobie, w jaki Kościół uporać się ma z problemami przeszłości. Ostrych kontrowersji wokół oceny sprawy ojca Hejmy nie byłoby, gdyby nie sposób, w jaki jego teczki ujawnił Leon Kieres. Prezes IPN nie potrafił wyjaśnić, dlaczego tak szybko po śmierci Jana Pawła II wystąpił z zapowiedzią ujawnienia "agenta z otoczenia papieża". Ale sprzeciw wobec trybu lustracji dominikanina szybko zamienił się w kwestionowanie raportu na temat zawartości teczek o. Hejmy.

Więcej na następnej stronie

Historycy IPN - Andrzej Grajewski, Paweł Machcewicz i Jan Żaryn - podkreślali, że nie mieli wpływu na decyzję prof. Kieresa. Ale bardzo starannie opracowali zawartość teczek. Tymczasem raport zaczęto kwestionować mało merytorycznie. Pisano o "publicznej egzekucji", "linczu" i "skazaniu na śmierć cywilną". Ojciec Salij orzekł wręcz, że historycy IPN "swoje postanowienie ukamienowania ojca Konrada będą starali się z całą zaciekłością doprowadzić do końca". Sytuacja, gdy człowiek uważany za autorytet moralny zakonu feruje tak łatwo inwektywy wobec badaczy z IPN - pokazuje w jakiej atmosferze toczył się spór. Grajewski i Żaryn na przestrzeni wielu lat dowiedli swojej lojalności wobec Kościoła. Pierwszy to długoletni wiceszef "Gościa niedzielnego", drugi - autor cenionej historii Kościoła w czasach PRL, obdarzony przywilejem badania archiwów prymasowskich. Bezstronność nawet tych badaczy została publicznie zakwestionowana. Tymczasem bagatelizowany dziś jako "gaduła" zakonnik ujawniał tajemnice zakonu i Kościoła wykorzystywane zapewne potem do intryg i łamania kolejnych kapłanów. W tym kontekście otuchę budzi głęboka refleksja ojca Zięby nad logiką zła, w krąg którego wszedł o. Hejmo. Ale głos prowincjała cichnie w kakofonii sugestii, by o. Hejmo sądownie ścigał IPN za ujawnienie prawdy o karierze TW "Hejnała". OBROŃCY OJCA HEJMY Ojca Hejmę pozbawiono jakoby prawa do obrony. Zabrał jednak głos w licznych wywiadach. Dlaczego jego obrońcy nie komentują absurdów, jak tłumaczenie się przez zakonnika ze swych podpisów na pokwitowaniach pasją jego esbeckiego opiekuna do kolekcjonowania autografów? Ojca Hejmy nie dziwiło nagrywanie rozmów z nim przez Andrzeja M. pod pretekstem, że "ciekawe" wypowiedzi chcą usłyszeć jego żona i dziecko? Sprzeciwu nie obudziło też porównywanie przez o. Hejmę swych ostatnich przykrości z cierpieniami umierającego papieża, czy sugerowanie, że cała sprawa to atak na pamięć o Janie Pawle II. Niezliczeni kapłani pamiętają pośrednictwo o. Hejmy przy organizowaniu audiencji u papieża. Setki tysięcy pielgrzymów nie znały innego o. Hejmy niż życzliwego opiekuna w podniosłym momencie wizyty w Rzymie. Instynktowny szacunek dla kapłana skłonił jednak do reakcji, które niewiele wnosiły do sporu o agenturalność zakonnika. Zaklęcia "nigdy w to nie uwierzę", deklaracje, że "patrzeć trzeba w serce, a nie w teczki", twierdzenia, że funkcja opiekuna pielgrzymek nie mogła dawać dostępu do żadnych ważnych tajemnic i że zmarły papież na pewno przebaczyłby wszystko o. Hejmie. A wobec IPN zbanalizowana sentencja: nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.

Więcej na następnej stronie

Wbrew tezie o osamotnieniu o. Hejmy w jego obronie wystąpili bardzo różni sojusznicy. W obronnych akcjach grupy dominikanów wyczuć można było elementy solidarności zakonnej. Można tylko podejrzewać, że o. Hejmę poparli też kapłani, którzy świadomi własnych potknięć z przeszłości odebrali całą sprawę jako niepokojący precedens. A przecież teczki o. Hejmy powinny być lekturą-ostrzeżeniem dla młodych nowicjuszy. Swoistym memento, jak łatwo w imię "dobra zakonu" wejść na drogę zdrady współbraci i wspierania wrogów wiary. Na dodatek przytoczone przez IPN dokumenty zawierają też fakty, które zakon dominikanów mógłby potraktować jako źródło moralnej siły. Ja wyczytałem z teczek o. Hejmy, zapisy o budzącej najgłębszy szacunek działalności innego dominikanina, o. Ludwika Wiśniewskiego - opiekuna opozycji w latach 70. Dowiadujemy się, jak m.in. przy pomocy o. Hejmy SB działała na rzecz zmarginalizowania odważnego kapłana wewnątrz zakonu. Ze ściśniętym gardłem czytałem uratowaną od niepamięci właśnie przez relacje dokumentów SB odpowiedź o. Ludwika na próby uspokojenia go przez o. Hejmę: "Jestem chłopem, mam 42 lata i swój rozum mam. Nie zmienię się, tylko taka droga, jaką obrałem, jest skuteczna i słuszna. Wszyscy skapitulowali i tylko ja jeden bronię honoru zakonu". Warto, by te właśnie słowa zapadły w pamięć dzisiejszych dominikańskich nowicjuszy. CO TO ZNACZY PRAWDA Nie było mi łatwo napisać ten tekst. Może i mnie zaliczają do tych, którzy krzyżują niewinnego kapłana. Wierzę jednak, że rozliczanie się Kościoła z tymi fragmentami jego przeszłości, które mówią o ludzkiej małości, nie jest osłabianiem Kościoła, ale jego wzmocnieniem. Ks. prof. Remigiusz Sobański stwierdził w wypowiedzi dla KAI: "Nawet jeśli będziemy mówili o prawdzie, to należy postawić pytanie, co to znaczy prawda? Jeśli wiem o czyichś grzechach, to znaczy, że mam je publicznie ogłaszać?" Zdaniem ks. prof. Sobańskiego, o tym, że "o. Hejmo jest agentem, przede wszystkim trzeba było powiadomić władze zakonne". Ale wiara w lustrację za zamkniętymi drzwiami nie wytrzyma próby czasu. Upublicznienie archiwów nastąpi, i pytanie brzmi, czy Kościół będzie do tego faktu przygotowany. W tym kontekście zdecydowane zamknięcie sprawy o. Hejmy przez władze zakonu dominikanów może być pozytywnym przykładem. Jeśli nadal silny pozostanie pogląd o skrzywdzeniu zakonnika, zwyciężyć może pokusa chowania nieprzyjemnej prawdy pod sukno. To krótkowzroczna polityka. Dziś publicyści lewicy demonstracyjnie solidaryzują się z o. Hejmą. Ale za pięć czy więcej lat - uprzedzeni wobec Kościoła historycy mogą z lubością wykorzystywać wiedzę z teczek do kreślenia obrazu Kościoła jako przesiąkniętej agenturą struktury niemającej moralnego prawa do mienienia się sumieniem narodu w czasach PRL. I wtedy już nie da się ustalić niczego, bo dawno już nie będą żyć bohaterowie tych zdarzeń. Bez wyjaśnienia dziś przez kościelne komisje przypadków współpracy za jakiś czas nie będzie można odróżnić prawdy od fałszu. PIOTR SEMKA, Niezależny publicysta Wkrótce w Opiniach - Tomasz Wiścicki: Chodzi o czystość świadectwa. Kościołom w innych krajach mniej zaszkodziły grzechy księży niż ich tuszowanie, wypieranie się i bagatelizowanie. Skomentuj tę wiadomość wiara@wiara.pl Komentarze internautów W artykule pana Semki jest sporo „dziwnych” lapsusów budzących poważne zastrzeżenia. Chociażby to, że dopatruje się jakiegoś łatwego ferowania inwektyw we wypowiedziach ojca Salija, a sam nie widzi nic zdrożnego we swojej jawnej insynuacji obaw obrońcom ojca Hejmy, którym beztrosko imputuje odbieranie całej sprawy jako niepokojącego precedensu przyszłego ujawnienia ich własnych potknięć. Nie potrafię także pojąć, jak można zbanalizować sentencję: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. To „odkrycie” pana Semki również świadczy zresztą o jego „obiektywnych” sądach dotyczących osób odważających się wypowiadać swoją opinię o podejrzanych procedurach IPN-u. Podejrzanie zabrzmiało mi też dufne oświadczenie: „Wszyscy skapitulowali i tylko ja jeden bronię honoru zakonu”. Szkoda mi jednak czasu i zdrowia na beznadziejne próby usilnego doszukiwania się rzetelnych rewelacji we wspomnianym artykule. Ryszard Dezor