Celibat odróżnia człowieka od zwierząt

Życie Warszawy/J

publikacja 06.10.2005 10:17

Celibat poprawia czy niszczy ludzkie charaktery? Dzisiejsze Życie Warszawy nawiązując do ostatnich sensacyjnych doniesień zamieściło wywiad z o J. Augustynem.

Z jezuitą o. Józefem Augustynem, autorem m.in. książki „Celibat. Aspekty pedagogiczne i duchowe”, rozmawia Marcin Szymaniak - Na rozpoczętym Synodzie Biskupów w Watykanie słychać głosy za wyświęcaniem na księży tzw. viri probati, czyli nienagannie prowadzących się katolików, którzy mają żony. Czy to pierwszy krok do zniesienia celibatu? - Nie. To pojedyncze wypowiedzi, które zostały nagłośnione, ponieważ temat jest medialny. Kiedy na Soborze Watykańskim II głosowano nad ostateczną wersją dokumentów, na 3000 delegatów zawsze znalazło się kilkudziesięciu, którzy mieli odrębne zdanie niż reszta. Na tym polega wolność w Kościele. O celibacie można dyskutować, gdyż nie jest on dogmatem. - A co więcej, w Biblii jest na przykład taki fragment: „Biskup powinien być nienaganny, mąż jednej żony”. Cóż zatem przeszkadza, by znieść celibat? - Tradycja, która kształtowała się przez długie stulecia. Takich tradycji nie zmienia się z dnia na dzień. W Kościele zachodnim nie święci się żonatych. Na Wschodzie zaś alumni mający przyjąć święcenia stoją przed wyborem: albo się żenią, albo nie. Po przyjęciu święceń już nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego. Na Zachodzie utarła się tradycja celibatu, i tyle. Oczywiście od czasów chrystianizacji Afryki, Ameryk, wielkich połaci Azji, kontekst cywilizacyjny chrześcijaństwa się zmienił. Wydaje się mniej sprzyjający celibatowi... - I stąd takie przypadki, jak słynnego biskupa Milingo, który się ożenił, wywołując sensację w Watykanie. Papież mu przebaczył i przyjął z powrotem na łono Kościoła przez zrozumienie dla afrykańskiej kultury? - Tu nie chodziło o zrozumienie dla kultury afrykańskiej, ile o miłosierdzie dla brata, który zachowywał się w sposób skandaliczny. Papież okazał się szlachetny. - W Polsce liczba powołań kapłańskich rośnie, ale np. w USA w ciągu ostatnich 20 lat ubyło 20 procent księży, podczas gdy liczba katolików wzrosła o 20 procent. Może gdyby zniesiono celibat, to byłoby po prostu więcej chętnych? - Zniesienie celibatu nie może być traktowane jako „praktyczne rozwiązanie” problemu, jakim jest brak powołań. W Kościele jest wiele rozwiązań „niepraktycznych”, z których się nigdy nie zrezygnuje, np. spowiedź przed kapłanem. Czy nie praktyczniej byłoby wyznać grzechy przed Bogiem? Celibat jest „niepraktyczny”, rodzi cierpienie. Ale z bólu samotności ma się zrodzić głębsza więź z Chrystusem i pełniejsza służba wiernym. Ze względu na erotyzację, jaka istnieje w dzisiejszej cywilizacji, jest to najmniej odpowiedni moment do zniesienia celibatu. Kościół dałby złe świadectwo o sobie: że załamała się jego wiara w ludzką zdolność do panowania nad seksualnością.

- Jest to więc strach hierarchii przed przyznaniem się do słabości kapłanów? - Kościół nie boi się grzechów przeciwko celibatowi. Nie boi się też o nich mówić. Ale wbrew tym grzechom, wierzy w człowieka, w jego zdolność do podporządkowania miłości Boga tego, co ludzkie. Także potrzeb seksualnych. - Ale czy nie jest to dla człowieka zadanie ponad siły? Czy na przykład Ojca nie gnębi samotność? - Aktualnie czytam biografię Rilkego „Dźwięczące szkło” napisaną przez Donalda Pratera. Rainer Rilke co prawda ożenił się, miał córkę, ale nie żył z rodziną, choć utrzymywał przyjazne z nią kontakty. Był przekonany, że jego misją jest sztuka. Geniusz jego poezji zrodził się z samotności, która jest konieczna do wielkiej pracy twórczej. Samotność można traktować nie tylko jako ciężar, ale także niezwykłą szansę. Nie jest wcale źle, gdy człowiek czuje się samotny. Pytanie, co robi on ze swoją samotnością? Uogólniając nieco, myślę, że miałkość wielu dzieł współczesnej sztuki wynika z klejenia się ludzi do siebie, w negatywnym znaczeniu tych słów, czyli z narzucania się jedni drugim. - Nie odczuwa Ojciec żalu, że został duchownym, gdy widzi na ulicy klejące się do siebie parki? - Ja już jestem w takim wieku, że samotność staje się dla mnie coraz większym komfortem. Mogę całe tygodnie być sam. - A jak było tuż po święceniach? - To, że młody mężczyzna chce żyć w małżeństwie i mieć rodzinę, jest rzeczą naturalną. Też miałem takie pragnienie. Ale co innego mieć pragnienie, a co innego „koncentrować się na nim” i robić z niego dramat życia. Celibat wybrałem dobrowolnie i stopniowo dorastałem do zrozumienia jego prawdziwego sensu. Niech pan zauważy, że kiedy człowiek skupia się na twórczej pracy, to nawet tak zwyczajna potrzeba jak jedzenia czy picia, schodzi na jakiś czas na drugi plan. Jest jakby w tle. Bóg dał mi życie twórcze, choć nie mnie oceniać owoce tej twórczości. - Czy jednak warto się poświęcać dla tradycji, które powstały z przyziemnych powodów? Historycy twierdzą, iż celibat wprowadzono w XI wieku, by majątki zmarłych księży przechodziły w ręce Kościoła, a nie ich potomstwa. - Takie spłaszczanie problemu mnie irytuje. Przypomina referaty na religioznawstwie w latach 70. Motyw, o którym pan wspomniał, również istniał, ale nie był pierwszorzędny i jedyny. Nie odzierajmy Kościoła z jego tajemnicy! Pan Bóg daje nam swoje „znaki czasu” i w pewnym momencie dał nam znak dotyczący celibatu.

- Modne stało się ostatnio kwestionowanie bezżenności Jezusa, jak np. w bijącym rekordy popularności „Kodzie Leonarda”. Czy popularność tej książki wśród katolików nie świadczy o tym, że uznają oni celibat za coś nienaturalnego? - Myślę, że o naturalności nie świadczy fakt, że ktoś jest żonaty czy nieżonaty, ale to, czy żyje zgodnie z sobą, w najgłębszym sensie tego słowa. Nie jest przecież naturalne życie w małżeństwie, do którego człowiek został zmuszony. Nie jest naturalne, gdy dziewczyna zmusza chłopaka do małżeństwa, bo zaszła w ciążę. Naturalność tego, co ludzkie, mierzy się rozumem i wolnością. Gdyby zwierzęta zmuszano do życia w celibacie, to byłoby to rzeczywiście nienaturalne. Ale one nie mają przecież rozumu i nie mogą decydować o własnej wolności. Dla człowieka, który zdecydował się dobrowolnie na celibat, staje się on naturalny, czyli zgodny z jego rozumem oświeconym wiarą. - Niektórzy seksuologowie twierdzą jednak, że wstrzemięźliwość seksualna może prowadzić do dewiacji, w tym pedofilii. Czy Kościół nie powinien się nad tym zastanowić? - Jeżeli ktoś opowiada takie rzeczy, to znaczy, że jest po prostu niekompetentny. Podstawy dla głębokich dewiacji rodzą się już w okresie dzieciństwa i dojrzewania, czyli zanim człowiek decyduje się na celibat. Alumni ostatecznie decydują o życiu w celibacie dopiero w wieku 25 lat. Jeśli do tego okresu seksualność człowieka rozwijała się prawidłowo, nie ma obaw. Żyjąc w celibacie, człowiek nie stanie się dewiantem. Księża z dewiacjami to ludzie, którzy ukrywali je skrzętnie w trakcie całej formacji. Gdyby one wyszły na jaw, usunięto by ich. - Już w XVI wieku ksiądz Orzechowski pisał: „Ci, co bronią celibatu, rozpusty bronią”. Może by warto rozpatrzyć problem, przeprowadzić odpowiednie badania wśród księży? - Trzymajmy się tego, co rozsądne, a nie tego, co wypisywali dawno temu różni dziwni autorzy. Absurdalność myślenia, o którym pan mówi, łatwo wykazać, odwołując się, na przykład, do potrzeby posiadania. Ludzie chcą wiele posiadać. Chcą mieć to, czego potrzebują. Ale nie wszyscy mają. Czy to znaczy, że człowiek ubogi, któremu brakuje koniecznych rzeczy, musi być złodziejem? Absurd. - W Stanach Zjednoczonych doszło do serii skandali pedofilskich wśród katolickich księży. Czy nie jest czymś zrozumiałym, że szuka się przyczyny również w celibacie? - Już w końcu lat 70. znany francuski mariolog Rene Laurentin zwracał biskupom amerykańskim uwagę na ten problem. Wtedy nikt niestety nie słuchał. Dopiero kiedy po latach wybuchł skandal, zajęto się problemem. To rzecz bez precedensu w historii Kościoła – specjalne komisje kościelne sprawdzają wszystkie seminaria amerykańskie pod tym kątem. Mężczyźni o wyraźnych tendencjach homoseksualnych nie będą brani pod uwagę jako kandydaci do kapłaństwa. - Przyczyną kłopotów było więc tolerowanie homoseksualistów wśród kleru, a nie celibat? Niestety również w Kościele katolickim bywa tak, że jesteśmy mądrzy po szkodzie. Nie należy jednak zapominać, że miłosierdzie Boga, które głosimy, obejmuje i nas. Najpierw nas.