Piętnowanie ludzi jest złem. Prawdziwym złem

Gazeta Wyborcza/J

publikacja 02.06.2006 22:56

O swoich refleksjach związanych z wizytą papieża w Polsce, problemie współpracy księży z służbami PRL i swoim stosunku do ujawniania materiałów z teczek bezpieki mówił w swoim wywiadzie dla Gazety Wyborczej metropolita górnośląski, arcybiskup Damian Zimoń.

Aleksandra Klich: Co Ksiądz Arcybiskup najmocniej zapamiętał z wizyty Benedykta XVI w Polsce? Arcybiskup Damian Zimoń, metropolita górnośląski: Bardzo chciałem być w Auschwitz. Zobaczyć na własne oczy papieża w tym potwornym miejscu. Nie zapomnę, jak szedł samotny przez bramę, z tym złowieszczym napisem, że praca czyni wolnym. Skupiony, w białej sutannie, na tle szarości obozu, to było przejmujące. Potem modlitwa przy ścianie śmierci. I przede wszystkim ogromne wrażenie zrobiła na mnie modlitwa. Także przemówienie w języku włoskim, by uniknąć emocji i nie skrzywdzić tych, którzy przeżyli obóz. To było bardzo głębokie przesłanie. Pojawiły się już głosy krytykujące papieża za to, że zamiast przeprosić za to, co zrobili Niemcy podczas wojny, mówił o pojednaniu i grupie zbrodniarzy, którzy zawładnęli niemieckim narodem. Nie zgadzam się z tą krytyką. Nie można całego narodu winić za zbrodnie hitlerowskie. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Papież przekazał swoim zachowaniem, swoją przejmującą pokorą, znacznie więcej, niż wypowiedzenie słowa przepraszam. Zresztą warto przypomnieć, że to on zdecydował o ascetycznej formie spotkania w Auschwitz. Miała być Msza święta, mnóstwo ludzi, ale Benedykt chciał, by było skromnie i pokornie. By nikogo nie urazić. By nadać swej myśli uniwersalną głębię w przemówieniu, wspomniał też o Armii Czerwonej. Totalitaryzm rozlał się przecież na cały świat i nie kończył się na nazizmie. Dotyczył również komunistów i każdego innego systemu totalitarnego. Było to jednak przede wszystkim odważne i ważne przesłanie teologiczno-moralne dla współczesnego świata. Zauważył Ksiądz Arcybiskup tęczę podczas uroczystości w Auschwitz? Tak, to było niezwykłe. Musiał spaść deszcz, by pojawiła się tęcza. Tęcza przymierza i Bożej obietnicy pokoju, jak za czasów Noego. To było trochę jak wiatr, który zamknął księgę podczas pogrzebu Jana Pawła II. Jakiś niespodziewany znak działania Ducha Świętego. Ktoś może tego nie przyjmować do wiadomości, ale dla wierzących to ma wyraźną wymowę. Porównywał Ksiądz Arcybiskup zachowanie, słowa Benedykta XVI z Janem Pawłem II? Benedykt XVI jest kontynuatorem linii pastoralnej poprzednika. Tak jak wszyscy inni papieże kontynuuje świadectwo Chrystusa. Każdy jest jednak inny. Każdy ma inne wykształcenie, pochodzenie, osobowość. Byłem ciekawy, czym Benedykt będzie się różnił od Papieża Polaka. Sądzę, że ma rację profesor Wojciech Roszkowski, który mówi, że przemówienia Jana Pawła II w Polsce zawsze miały charakter narodowo-teologiczny, a przemówienia Benedykta było wyłącznie teologiczne. Po pierwsze: ma z Polakami z oczywistych względów inne relacje, a po drugie: jest naukowcem, teologiem, jednym z najwybitniejszych. Niezwykle mnie poruszyło, jak Benedykt w sposób niezwykle prosty potrafił zabrać głos na temat trudniejszych współczesnych problemów. Ta wizyta to był znak nadziei, przejście Ducha Świętego. Trzeba też pamiętać, że obdarowaliśmy się wzajemnie. Papież przyniósł nam głęboką wiarę, przemyślaną teologię, a my mu przekazaliśmy nasze emocje. Zobaczył, że obok teologii są jeszcze prości ludzie, którzy przechowują wiarę w sercu. Podczas homilii na Błoniach papież przypomniał, że Polacy są powołani do misji ewangelizacyjnej w Europie. I skonkretyzował: pomagajcie ubogim cierpiącym, zrozpaczonym, ubogim. Misja społeczna wynika z wiary i jest obowiązkiem katolika. Pierwsza encyklika papieża jest poświęcona misji charytatywnej Kościoła prowadzonej w imię Tego, który jest Miłością. Świetnie realizują ją niemieccy katolicy. Tamten Kościół ma wiele wad, tak jak wiele wad ma Kościół polski, jednak zadania charytatywne realizuje w sposób doskonały i wiele powinniśmy się od niego jeszcze uczyć. Tym bardziej że my, Polacy, mamy Niemcom bardzo wiele do zawdzięczenia, choćby z czasów stanu wojennego. Podczas tej pielgrzymki ważny też był temat ekumenii. Papież modlił się w protestanckiej świątyni razem z prawosławnymi i mówił nam wszystkim: bądźcie razem. Dla Ślązaków ważne też było, że w Warszawie zatrzymał się i modlił przy gronie pochodzącego ze Śląska prymasa Augusta Hlonda. W Niemczech nie brakuje ludzi, którzy twierdzą, że po wojnie prymas wyrządził krzywdę Niemcom, mianując bez zgody papieża na ziemiach odzyskanych polskich administratorów. Ta modlitwa papieża to bardzo ważna sprawa, bo trwa proces beatyfikacyjny kardynała Augusta Hlonda. Jest skomplikowany i trudny, m.in. właśnie ze względu na zastrzeżenia, jakie niektórzy Niemcy mają wobec niego. Ja jednak się z nimi nie zgadzam. Trzeba pamiętać, że to były czasy trudne, powojenne i gdyby kardynał Hlond nie mianował Polaków na stanowiskach administratorów w dawnych niemieckich miastach, to powstałaby na tamtych terenach pustka ewangelizacyjna, pustynia duchowa jak w byłej NRD. Jak Ksiądz Arcybiskup rozumie słowa papieża, byśmy badając przeszłość, unikali aroganckiej postawy sędziów minionych pokoleń, nie biorąc pod uwagę kontekstu historycznego? Przeszłość nie może być interpretowana jednostronnie przez ludzi nieznających wszystkich faktów, gubiących się w okolicznościach, nieżyjących w tamtych czasach. Przypominają mi się tu zawsze słowa Jezusa z Ewangelii św. Jana, rozdział siódmy: "Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, ale wydajcie wyrok sprawiedliwy". Tych słów używam zawsze, gdy ktoś do mnie przychodzi i osądza kogoś powierzchownie. Pozory nas mylą, musimy starać się dotrzeć do pełni prawdy. Historia najnowsza jest dzisiaj w mediach przedstawiana bardzo dziwnie, jednostronnie, bez pogłębienia. W tym kontekście papież bardzo nam wiele powiedział o tym, jak powinniśmy patrzeć w przeszłość. Czyli słowa papieża można odnieść do tego, co działo się w PRL-u? Oczywiście, i w PRL-u, i w okresie okupacji hitlerowskiej. Patrzę na to np. w kontekście wygnania biskupów z Katowic w latach 50. Biskupowi Stanisławowi Adamskiemu postawiono wtedy zarzut, że nie jest Polakiem, bo pozwolił Ślązakom podpisywać volkslistę. A przecież Niemcy wywieźli go ze Śląska, był prześladowany podczas okupacji. Takie zarzuty są tyle warte, ile opowieści o tym, że biskup Bednorz, który walczył o kościoły i bronił robotników współpracował z komunistami. Biskupowi Adamskiemu też się zarzuca, że współpracował tuż po wojnie z nową administracją... To bezsensowne. Żeby zrozumieć tamte czasy, wybory i decyzje, trzeba by albo wtedy żyć, albo być niezwykle przenikliwym i bardzo mądrym człowiekiem. Inaczej tylko krzywdzi się ludzi. Nie powołał Ksiądz Arcybiskup specjalnej komisji diecezjalnej, która miałaby zbadać PRL-owską przeszłość śląskich księży. Zdał się ksiądz na pracę naukowców z Wydziału Teologicznego... Tak. Oni nad tym pracują. Nie osądzają porywczo, ale starają się dojść do prawdy, badając wiele różnych źródeł. Podobnie dzieje się w Krakowie. Nie chcę, by ktoś powierzchownie opisywał te sprawy. Media, które tak robią, szybko stracą wiarygodność w oczach ludzi. Ale ludzie zdają się czekać na kościelne sensacje, doniesienia o kolejnym rzekomym agencie. Normalni ludzie się tym nie zajmują. Żyją nadzieją, nie ludzkimi nieszczęściami. Wierzę w młodych ludzi, dla których to nie ma większego znaczenia. A jeśli zobaczy Ksiądz Arcybiskup w gazecie nazwisko kapłana ze swojej diecezji? Ja dawno wiem, kto co ma na sumieniu. Rozmawiałem z nimi, przeprosili. Dajmy im spokój. Poszedłem też do IPN-u, zajrzałem do swojej teczki. Nic tam nie ma, żadnych rewelacji. Znalazłem tylko dwie rzeczy, które mnie rozśmieszyły. Gdy w latach 60. byłem wikarym w Pszowie, ktoś doniósł, że byłem na wyborach. Ja jednak nie byłem, to było "dzieło" moich parafian. Potem przyszli i tłumaczyli: "Księżoszku, myśmy was tam odkreślili, żebyście nie mieli kłopotów". W mojej teczce jest też wpis, że ktoś opowiadał, że jestem przeciwko państwu, bo głoszę sprzeciw wobec aborcji. No, cóż... To komplement. Ktoś może za chwilę wyciągnąć, że chodził Ksiądz na PRL-owskie wybory... Właśnie, a to nieprawda. Takich kłamstw jest w teczkach wiele. Wie Ksiądz Arcybiskup, kto na niego donosił? Nie interesuje mnie to. Przecież ci ludzie, którzy donosili, czy współpracowali z esbecją, albo już nie żyją, albo stoją nad grobem. Komu to potrzebne? Dlaczego wy, dziennikarze, na pierwszych stronach gazet nie piszecie o tym, jak niszczono księży w czasach stalinizmu, jak wyrzucono z diecezji biskupów? Dlaczego nie piszecie o katach, esbekach, tych, którzy wzywali księży na poniżające rozmowy? Zamiast tego nęka się ofiary, nie mając pewności, czy ci ludzie naprawdę donosili. To piętnowanie ludzi z nazwiska jest złem. Prawdziwym złem.