Abp Michalik o sprawie abp. Wielgusa: Etyka jedna dla wszystkich

KAI/a

publikacja 10.01.2007 19:32

- Nie ma innej etyki dla chrześcijanina, prezbitera czy biskupa, jest jedna etyka. Kłamstwo zawsze jest złem. Złem jest współpraca z nieprawymi ludźmi, w nieprawej sprawie - mówi w rozmowie z KAI nt. wydarzeń związanych z abp Stanisławem Wielgusem przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik.

KAI: Czy Episkopat Polski mógł zapobiec temu, co się wydarzyło w związku ze sprawą abp Stanisława Wielgusa? Abp Józef Michalik: Zapobiec czemu? Ujawnieniu prawdy o przeszłości abp Wielgusa? Przecież gdybyśmy próbowali "zapobiegać" i coś ukryć, bylibyśmy nieuczciwi wobec prawdy, ludzi i swojego sumienia. Przyjmując w sierpniu ubiegłego roku na Jasnej Górze "Memoriał Episkopatu Polski w sprawie współpracy niektórych duchownych z organami bezpieczeństwa w Polsce w latach 1944-1989" Episkopat bardzo jasno i wyraźnie opowiedział się za drogą prawdy. Patrząc na to, co się wydarzyło w związku z abp. Wielgusem powinniśmy podziękować pokornie Bogu, że jednak prawda zwyciężyła. Trzeba podziękować Bogu za decyzję abp Wielgusa, że po trudnych zmaganiach wewnętrznych i zewnętrznych, zdobył się na rezygnację, a także za decyzję papieża Benedykta XVI, który tę rezygnację natychmiast przyjął, co uzdrowiło całą sytuację. KAI: Mówi Ksiądz Arcybiskup, że mamy dziękować Bogu, iż prawda zwyciężyła. Jaka prawda: o przeszłości abp Wielgusa i jego nieumiejętności przyznania się do niej w ostatnich miesiącach, czy też prawda, którą przedstawił w niedzielę w homilii w warszawskiej katedrze Prymas Polski kard. Józef Glemp stwierdzając, że abp Wielgus został niesłusznie osądzony przez wątpliwe sądy? - Kościół od swego początku nauczał, że nie wolno mieszać dobra i zła, prawdy i fałszu, tchórzostwa i heroizmu. Naucza też, że grzechy prywatne wyznaje się i odpokutowuje prywatnie, a za grzechy publiczne należy publicznie przeprosić i zadośćuczynić. W przypadku abp Wielgusa mamy sytuację, że w pewnym okresie swojego życia miał moment słabości, bowiem w bardzo trudnym czasie prześladowań Kościoła nie umiał się odciąć od nagabujących go funkcjonariuszy Służb Bezpieczeństwa. Abp Wielgus nie zaprzecza temu, ale wyraźnie mówi, że nikogo nie skrzywdził i na to stwierdzenie nie ma dowodów. Dlatego Ksiądz Prymas mówi, że w sytuacji, w której prasa dokonuje sądu, trzeba podawać sprawdzone fakty, a nie ma żadnego dowodu na to, że abp Wielgus kogokolwiek skrzywdził. Działająca z ramienia Episkopatu Polski Kościelna Komisja Historyczna wydała komunikat, w którym stwierdziła, że nie można zaprzeczyć faktowi współpracy abp Wielgusa z wywiadem PRL. Ten komunikat został podany do publicznej wiadomości 5 stycznia, a więc przed ingresem i kanonicznym objęciem diecezji przez abp Wielgusa. Wracając do homilii Księdza Prymasa musimy pamiętać, że znalazł się on w trudnej sytuacji, zaraz po informacji o odwołaniu ingresu musiał mówić kazanie, którego nie miał nawet czasu wcześniej przygotować. Do tego w katedrze była bardzo napięta atmosfera, po ogłoszeniu decyzji abp Wielgusa pojawiły się głośne okrzyki bólu i kontestacji, które zapowiadały groźne napięcia. Ksiądz Prymas swoją homilią rozładował to napięcie, choć rzeczywiście potem przydałyby się jeszcze jakieś słowa ku uspokojeniu, ale nie można też było zbytnio przedłużać homilii. KAI: Rzeczywiście nie możemy ocenić, czy abp Wielgus poprzez współpracę z SB uczynił komuś krzywdę, bo nie ma akt, które by na to wskazywałyby. Jednak wierni w Polsce oczekiwali ze strony Episkopatu oceny moralnej samego faktu współpracy, a przede wszystkim postawy abp Wielgusa w ostatnim miesiącu, który, wbrew prawdzie, tej współpracy zaprzeczał. W odczuciu wiernych zabrakło ze strony Episkopatu, ze strony naszych pasterzy, jednoznacznej oceny moralnej postawy abp Wielgusa. Przeciwnie, można było usłyszeć głosy niektórych biskupów usprawiedliwiające tę postawę, głosy które dla wielu wierzących były po prostu gorszące... - Według mnie ta ocena, której dokonuje Pan Redaktor, jest z gruntu niesprawiedliwa i tendencyjna. Na szczęście nie wszyscy biskupi dali się wciągnąć na wezwanie kamer i mikrofonów. Informacja ze strony biskupów została podana, tylko w zgiełku medialnym umknęła. Chcę, przy okazji, bardzo wyraźnie powiedzieć, nie ma innej etyki dla świeckiego chrześcijanina, prezbitera czy biskupa, jest jedna etyka. Kłamstwo zawsze jest złem. Złem jest współpraca z nieprawymi ludźmi, w nieprawej sprawie. Złem też jest nieposłuszeństwo biskupom, którzy w tym czasie wydali zarządzenia wyraźnie takiej współpracy zakazujące. Myśmy to wszystko mówili. Co więcej, sam abp Wielgus przyznał się do tego w odezwie do diecezjan, w której napisał, że boleje nad tym, iż wyrządził krzywdę Kościołowi i Panu Boga. Wyznanie winy więc było. Natomiast rzeczywiście wydarzenia tygodnia poprzedzające rezygnację z urzędu pokazują jak trudną sprawą jest dochodzenie do prawdy, to jest cały proces. KAI: Wypowiedzi abp Wielgusa z ostatniego miesiąca wyraźnie wskazują, że jego problem polegał właśnie na braku umiejętności obiektywnego spojrzenia na swoje przeszłe czyny i aktualną postawę. Dlaczego nikt z jego otoczenia, np. braci biskupów, w tym procesie stanięcia w prawdzie mu nie pomógł? Przecież taką rolę katalizatora prawdy odegrały właśnie media, którym przypisuje się jak najgorsze intencje. - Być może rzeczywiście był on w tym okresie osamotniony. Niewątpliwie media odegrały tu rolę w dochodzeniu do prawdy, ale w wielu przypadkach nie zachowały właściwej postawy. Proszę pamiętać, ze pierwsza wiadomość prasowa w tej sprawie nie zawierała faktów, a piętnowała "Judasza". To było jednak niegodne. Chirurg, który z krzykiem i wrzaskiem zwraca się do pacjenta chorego na wstydliwą chorobę nie może odegrać zbyt dobrej roli, bo ten chory się przestraszy i zamknie w sobie. Natomiast pomóc może lekarz, który idzie do pacjenta z życzliwością i miłością. Mogę sobie wyobrazić, że abp Wielgus czytając i słuchając mediów na swój temat przeżywał to samo, co w kontaktach ze służbami specjalnymi, których funkcjonariusz zastraszył go krzykiem. Po tym wszystkim, co się stało, dalsze analizowanie postawy abp Wielgusa byłoby pastwieniem się nad człowiekiem już poniżonym. Zresztą przyznanie się publiczne do współpracy z SB, a potem przyjście na ingres i osobiste ogłoszenie rezygnacji z urzędu było z jego strony aktem dużej odwagi moralnej. KAI: Dlaczego w tym całym procesie dochodzenia do prawdy w sprawie abp Wielgusa zabrakło wyraźnego głosu Episkopatu Polski? Wydarzenia w warszawskiej archikatedrze pokazały, że katolicy w Polsce są głęboko podzieleni co do oceny wymiaru molarnego całej sprawy, a wielu jest tu wręcz zagubionych. - Ponownie powtarzam, że nie zgadzam się, że zabrakło głosu Kościoła, choć mógł on być niedostrzeżony. Być może zabrakło wywiadu w KAI, ale rozmowy cały czas trwały i ich owocem były kolejne teksty Arcybiskupa - Nominata. Uważam natomiast, ze zaangażowani telewizyjnie księża i biskupi zamiast wypowiadać się publicznie w mediach powinni pojechać do Warszawy i powiedzieć abp Wielgusowi swoje uwagi w cztery oczy. Przecież prawdy o tak trudnej sprawie jak współpraca z SB nie przyjmie się słuchając kogoś w telewizorze. Na pewno skrzywdzono wiernych, którzy mają obecnie wielkie zamieszanie w swoich sumieniach, boleję nad tym, ale mam nadzieję, że to jest tylko powierzchowne wrażenie. Osobiście uważam, że nie powinniśmy ze sobą rozmawiać przez radio lub telewizję. To jest poważna nasza choroba i jej skutki już zaczynamy odczuwać. KAI: W najbliższy piątek ma odbyć się nadzwyczajne spotkanie Rady Stałej Episkopatu i biskupów diecezjalnych poświęcone refleksji nad kwestią lustracji i oczyszczania Kościoła. Co według Księdza Arcybiskupa powinien zrobić Episkopat Polski, aby w przyszłości nie dochodziło do takich kryzysów jak ten w przypadku abp Wilegusa? Czy Episkopat ma zamiar wypracować jakieś mechanizmy pomagające biskupom w dochodzeniu do prawdy i oczyszczeniu? - To będzie tematem naszego spotkania. Mam pewne propozycje, ale najpierw podzielę się nimi z innymi biskupami, nie mogę tego uczynić za pośrednictwem mediów, gdyż i one mają swoje kłopoty nie mniejsze niż nasze. Problem trzeba rozwiązać na poziomie całego Episkopatu, bo on nie dotyczy tylko biskupów lub księży, których nazwiska są szeptem podawane w kontekście lustracji. Problem dotyczy oczyszczenia całego narodu. Bez tego pokornego i odważnego opowiedzenia się za wiernością zasadom moralnym, zwyciężać będzie spryt i siła medialno-finansowo-polityczna zamiast siły moralnej, trwałej we wszystkich sytuacjach. KAI: A czy według Księdza Arcybiskupa w procesie oczyszczania może dojść do procesu autolustracji wszystkich biskupów w Polsce? Na pewno byłby to dla Polaków bardzo wymowny gest, wręcz manifestacja pewnej postawy wobec trudnej przeszłości... - Widzę, że i Pan Redaktor hołduje przekonaniu, że to kilku złamanych przez reżym biskupów lub kilka procent księży włączonych w system współpracy, najczęściej przemocą lub naciskiem obietnic wypuszczenia ich zagranicę, na wolny świat zachodni, utrzymywało komunizm, bo taki obraz sytuacji stworzyli nam dziennikarze w ostatnich tygodniach. Raz jeszcze przypominam, że trzeba oczyszczać cały naród, wszystkie środowiska. Zacznijcie o tym mówić. Jeżeli chodzi o środowisko kościelne, to "Memoriał" określił bardzo dokładnie zasady rozliczania się duchownych, w tym biskupów, ze współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL. Być może teraz nadszedł czas, aby te zasady zrealizować i np. określić konkretny termin wypełnieniu postanowień "Memoriału". U podstaw mojej nadziei, na potrzebę i wartość pracy w omawianej sprawie, leży wiara we wstawiennictwo księży - męczenników tego okresu: bł. Władysława Findysza, ks. Jerzego Popiełuszki, ks. Stefana Niedzielaka, ks. Sylwestra Zycha, ks. Stanisława Suchowolca i tylu innych.