Homilia Benedykta XVI w drugą rocznicę śmierci Jana Pawła II (cały tekst)

KAI

publikacja 04.04.2007 08:46

Rozrzutna miłość, ofiarne i bezwarunkowe spalanie się - tym charakteryzował się, zdaniem Benedykta XVI, pontyfikat Jana Pawła II. Papież mówił o tym podczas Mszy św. sprawowanej za spokój duszy swego poprzednika 2 kwietnia, w drugą rocznicę jego śmierci.

Na prośbę internautów publikujemy cały tekst kazania Ojca Świętego: Czcigodni Bracia w Biskupstwie i Kapłaństwie, Drodzy Bracia i Siostry! Dwa lata temu, nieco później niż w tej chwili, odchodził z tego świata do domu Ojca umiłowany Papież Jan Paweł II. Tą celebrą chcemy przede wszystkim ponownie podziękować Bogu za to, że dał go nam na prawie 27 lat jako ojca i niezawodnego przewodnika w wierze, gorliwego pasterza i odważnego proroka nadziei, niestrudzonego świadka i żarliwego sługę Bożej miłości. Jednocześnie składamy Ofiarę Eucharystyczną za spokój jego wybranej duszy, z niezatartą pamięcią o wielkim oddaniu, z jakim sprawował on święte tajemnice oraz wielbił Sakrament ołtarza, centrum jego życia i jego niezmordowanej posługi apostolskiej. Pragnę wyrazić wdzięczność wszystkim wam, którzy zechcieliście wziąć udział w tej Mszy św. Szczególne pozdrowienie kieruję do kardynała Stanisława Dziwisza, arcybiskupa krakowskiego, wyobrażając sobie, jakie uczucia wypełniają w tej chwili jego serce. Pozdrawiam innych obecnych tu kardynałów, biskupów i kapłanów, zakonników i zakonnice; pielgrzymów, przybyłych specjalnie z Polski; liczną młodzież, którą Papież Jan Paweł II kochał wyjątkowo gorąco oraz licznych wiernych ze wszystkich stron Włoch i świata, którzy wyznaczyli sobie dzisiaj spotkanie tu, na Placu św. Piotra. Druga rocznica pobożnego odejścia tego umiłowanego Papieża przypada w kontekście, który jak rzadko który sprzyjają skupieniu i modlitwie. Wczoraj, w Niedzielę Palmową weszliśmy bowiem w Wielki Tydzień, a Liturgia pozwala nam przeżywać na nowo ostatnie dni ziemskiego życia Pana Jezusa. Dzisiaj prowadzi nas do Betanii, gdzie, właśnie "na sześć dni przed Paschą" - jak odnotowuje ewangelista Jan - Łazarz, Marta i Maria podejmowali ucztą Nauczyciela. Opowieść ewangeliczna nadaje intensywnej atmosfery paschalnej naszym rozważaniom. Uczta w Betanii stanowi preludium do śmierci Jezusa, w znaku namaszczenia, jakie Maria przygotowała na cześć nauczyciela i na które zgodził się On w przewidywaniu swego pogrzebu (por. J 12,7). Ale jest także zapowiedzią zmartwychwstania dzięki samej obecności wskrzeszonego Łazarza, wymownego świadectwa mocy Chrystusa nad śmiercią.

Oprócz bogatego znaczenia paschalnego, opowieść o uczcie w Betanii ma w sobie rozdzierające echo, pełne miłości i oddania; mieszankę radości i boleści: świątecznej radości z powodu wizyty Jezusa i Jego uczniów, z powodu zmartwychwstania Łazarza, ze zbliżającej się Paschy; głębokiej goryczy, jako że Pascha ta mogła być ostatnia, czego kazały się obawiać knowania Żydów, którzy chcieli śmierci Jezusa oraz pogróżki pod adresem samego Łazarza, którego planowano zgładzić. Jest w tej perykopie ewangelicznej pewien gest, który przykuwa naszą uwagę i który również dzisiaj w sposób szczególny przemawia do naszych serc: w pewnym momencie Maria z Betanii "wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła" (J 12, 3).To jeden z tych szczegółów życia Jezusa, które św. Jan zachował w pamięci w swoim sercu i które kryją w sobie niewyczerpany ładunek ekspresyjny. Mówi on o miłości do Chrystusa, miłości obfitej, hojnej, jak ów olejek "drogocenny", wylany na Jego stopy. Fakt, który w sposób znaczący rozgniewał Judasza Iskariotę: logika miłości starła się z logiką korzyści. Dla nas, zgromadzonych na modlitwie we wspomnienie mego czcigodnego Poprzednika, gest namaszczenia Marii z Betanii bogaty jest w echa i sugestie duchowe. Przywołuje świetliste świadectwo miłości Jana Pawła II do Chrystusa bez zastrzeżeń i bez oszczędzania. "Woń" jego miłości "napełnił cały dom" (J 12,3), czyli cały Kościół. Oczywiście skorzystaliśmy na tym my, którzy byliśmy mu bliscy, i dziękujemy za to Panu Bogu, ale cieszyć się mogli tym także ci, którzy znali go z daleka, ponieważ miłość Papieża Wojtyły do Chrystusa rozlała się, jak byśmy mogli powiedzieć, we wszystkich regionach świata, tak była mocna i intensywna. Czyż szacunek, poważanie i miłość, jaką wierzący i niewierzący wyrażali po jego śmierci nie są wymownym tego świadectwem? Św. Augustyn tak oto komentuje ten fragment Ewangelii Jana: "Dom wypełnił się wonią; to znaczy świat wypełnił się dobrą sławą. Dobra woń to dobra sława… Za sprawą dobrych chrześcijan wysławiane jest imię Pańskie" (In Io. evang. tr. 50, 7). To prawda: intensywna i owocna posługa pasterska, a jeszcze bardziej kalwaria konania i spokojna śmierć naszego umiłowanego papieża pozwoliły ludziom naszych czasów poznać, że Jezus Chrystus prawdziwie był "całym" jego. Owocność tego świadectwo, jak o tym wiemy, zależy od Krzyża. W życiu Karola Wojtyły słowo "krzyż" nie było jedynie słowem. Już w dzieciństwie i młodości poznał on ból i śmierć. Jako kapłan i jako biskup, a przede wszystkim jako Papież, wziął bardzo poważnie ostatnie wezwanie Chrystusa zmartwychwstałego do Szymona Piotra na brzegu Jeziora Galilejskiego: "Pójdź za Mną... Ty pójdź za Mną" (zob. 21,19.22). Szczególnie przez powolny, ale nieubłagany postęp choroby, która stopniowo obnażała go z wszystkiego, jego istnienie stała się w całości ofiarą dla Chrystusa, żywą zapowiedzią Jego męki, w pełnej wiary nadziei na zmartwychwstanie.

Jego pontyfikat upłynął pod znakiem "marnotrawstwa", wielkodusznego spalania się bez reszty. Czym się powodował, jeśli nie mistycznym umiłowaniem Chrystusa, Tego, który 16 października 1978 roku, powołał go słowami ceremoniału: "Magister adest et vocat te - Nauczyciel jest tu i wzywa cię"? 2 kwietnia 2005 Nauczyciel powrócił, tym razem bez pośredników, aby wezwać go i zabrać do domu, do domu Ojca. On zaś, raz jeszcze, odpowiedział z gotowością swoim nieustraszonym sercem i wyszeptał: "Pozwólcie mi odejść do Pana" (por. S. Dziwisz - "Świadectwo", s. 228). Od dawna przygotowywał się na to ostatnie spotkanie z Jezusem, czego dowodzą różne dopiski do jego Testamentu. W czasie długich spotkań z Nim w prywatnej kaplicy rozmawiał z Nim, poddając się całkowicie Jego woli i zawierzał się Maryi, powtarzając: Totus tuus. Podobnie, jak jego boski Nauczyciel, przeżywał swe konanie, modląc się. W ostatnim dniu życia, w wigilię Niedzieli Bożego Miłosierdzia, prosił, aby mu czytano właśnie Ewangelię Jana. Przy pomocy towarzyszących mu osób pragnął wziąć udział we wszystkich modlitwach codziennych i w Liturgii Godzin, sprawować adorację i rozważania. Umarł modląc się. Prawdziwe zasnął w Panu. "A dom napełnił się wonią olejku" (J 12, 3). Powracamy do tej jakże wymownej uwagi ewangelisty Jana. Woń wiary, nadziei i miłości Papieża wypełniła jego dom, wypełniła Plac św. Piotra, wypełniła Kościół i rozeszła się na cały świat. Dla wierzącego to, co wydarzyło się po jego śmierci, było wynikiem owej "woni", która dotarła do wszystkich, bliskich i dalekich i pociągnęła ich ku człowiekowi, którego Bóg stopniowo upodobnił do Chrystusa. Dlatego możemy odnieść do niego słowa pierwszej Pieśni Sługi Pańskiego, które słyszeliśmy w pierwszym czytaniu: "Oto mój Sługa, którego podtrzymuję. Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na nim spocznie, on przyniesie narodom Prawo" (Iz 42,1). "Sługa Boży": tym był i tak nazywamy go teraz w Kościele, kiedy szybko posuwa się naprzód jego proces beatyfikacyjny, którego dochodzenie diecezjalne w sprawie życia, cnót i opinii świętości zakończyła się właśnie dziś w południe. "Sługa Boży" to tytuł szczególnie pasujący do niego. Pan powołał go do swej służby na drodze kapłaństwa i stopniowo otwierał przed nim coraz szersze horyzonty: od jego diecezji do Kościoła powszechnego. Ten powszechny wymiar osiągnął największy zasięg w chwili jego śmierci, wydarzenia, które cały świat przeżywał z niespotykanym w historii uczestnictwem. Drodzy bracia i siostry, Psalm responsoryjny położył na nasze usta słowa pełne ufności. W świętych obcowaniu zdaje nam się, że słyszymy żywy głos umiłowanego Jana Pawła II, który z domu Ojca - jesteśmy tego pewni - nie przestaje towarzyszyć drodze Kościoła: "Ufaj Panu, bądź mężny, niech się twe serce umocni, ufaj Panu!" (Ps 27 [26],14). Tak, niech się umocni nasze serce, drodzy bracia i siostry, i płonie nadzieją! Z tym wezwaniem w sercu kontynuujemy celebrację eucharystyczną, patrząc już na światło zmartwychwstania Chrystusa, które rozbłyśnie w Wigilie Paschalną po dramatycznych mrokach Wielkiego Piątku. Totus tuus umiłowanego Papieża niech będzie dla nas bodźcem, aby iść za nim drogą daru z samego siebie dla Chrystusa za wstawiennictwem Maryi, i niech nam to wyjedna właśnie Ona, Panna Święta, a Jej macierzyńskim dłoniom powierzamy tego naszego ojca, brata i przyjaciela, aby odpoczywał w Bogu i radował się w pokoju. Amen.