Chrześcijanie, do broni!

Andrzej Macura

Tego nie powinniśmy przeoczyć: papież Franciszek ogłosił sobotę 7 września dniem postu i modlitwy w intencji pokoju.

Chrześcijanie, do broni!

Dziś najgłośniej o Syrii. Wprawdzie wojna domowa trwa tam już od dłuższego czasu, zginęło w niej już ponad 100 tys. ludzi, a w regionie są już 2 miliony uchodźców, ale teraz może wejść ona w nową fazę. Amerykańskie bombardowania mogą nie tylko zmienić układ sił, ale doprowadzić także do eskalacji konfliktu. Zwłaszcza że cały Bliski Wschód to jedna wielka beczka prochu i sytuacja może się potoczyć w mało przewidywalnych kierunkach. Dlatego papież prosi o post i modlitwę nie tylko w intencji pokoju w Syrii, ale także szerzej, o pokój dla całego regionu a także dla całego świata. I słusznie. Choć oczy większości ludzi są dziś skierowane na Bliski Wschód, nie brak w świecie „zapomnianych” wojen, w których ludzie tak samo cierpią i tak samo umierają.

Warto jednak zauważyć, że o pokój powinni Boga prosić nie tylko ci, którzy zdecydują się na przybycie w sobotę na Plac św. Piotra. Wszak papież ogłosił ten dzień dniem postu i modlitwy w intencji pokoju dla całego Kościoła. I wszyscy, także katolicy w Polsce, powinniśmy to sobie wziąć do serca.

Przyznaję, że do podobnych inicjatyw jestem nastawiony dość sceptycznie. Nie żebym nie wierzył w wartość postu i modlitwy. Tylko nie bardzo ufam, że takie wezwania faktycznie znajdują odzew u jakiejś większej liczby wierzących. „Będę się modlił” bardzo łatwo powiedzieć. Podobnie, jeśli się nie zapomni, w dwóch zdaniach  wspomnieć Bogu o sprawie. Przecież jest jeszcze tyle innych. Znacznie trudniej zachować się jak Mojżesz, tak błagający Boga o pomoc, że aż trzymający cały dzień ręce w górze. A post? No nie wiem. Obym się mylił, ale niewielu chrześcijan w ogóle rozumie jego sens i traktuje go najwyżej jako rodzaj autotresury. Pytanie w ilu parafiach tego dnia zostanie zorganizowane jakieś specjalne nabożeństwo pozostawiam już bez prób odpowiedzi.

Może nie mam racji, ale wydaje mi się, że dobrzy to jesteśmy w oburzeniu i protestowaniu. Jeszcze lepsi w piętnowaniu i narzekaniu (czego ten komentarz też jest przykładem ;-)). O zasadzie, że zmienianie świata trzeba zaczynać od siebie chyba powoli zapominamy. Zaś w siłę naszego najlepszego oręża – modlitwy i postu – jakbyśmy w ogóle nie wierzyli. A może, gdy rzecz nie dotyczy nas bezpośrednio, jesteśmy po prostu tak leniwi?