Katolicy potrzebują skutecznego lobbingu

Rzeczpospolita/Tomasz P. Terlikowski/a.

publikacja 14.11.2007 05:51

Konserwatywni katolicy muszą tworzyć poważne think tanki. Sama publicystyka, nawet najświetniejsza, to zdecydowanie za mało - napisal Tomasz P. Terlikowski, publicysta Rzeczpospolitej.

Polska potrzebuje obecności świadomych katolików w życiu publicznym. Ale do tego niezbędne jest powstanie koalicji „moralnej większości”, która nie wiążąc się ściśle z jedną partią będzie uparcie lobbować na rzecz rozwiązań konserwatywnych i katolickich - uważa Terlikowski. - Potrzeby tej wcale nie zmniejsza fakt, że u władzy znajduje się Platforma Obywatelska, deklarująca przywiązanie do wartości chrześcijańskich, a główną partią opozycyjną jest również chrześcijańskie w wielu kwestiach PiS. Obie te partie odwołują się do modelu ugrupowań szerokich, które skupiają zarówno ortodoksyjnych katolików, jak i ludzi na co dzień z religią i religijnością niezwiązanych. Nie na rękę jest im zatem wracanie do tematów, które dzielą społeczeństwo i mogą sprawić, że jakaś część elektoratu zdecyduje się na światopoglądowo motywowaną zmianę preferencji. Podejmowaniu tematyki moralno-religijnej przez oba wielkie ugrupowania nie sprzyja również fakt, że chętnie odwołujące się do tych kwestii Liga Polskich Rodzin czy Prawica Rzeczypospolitej znalazły się poza parlamentem i nie osiągnęły nawet progu wystarczającego do finansowania dalszej działalności z budżetu państwa - zwraca uwagę publicysta. Taka sytuacja będzie zatem skłaniać liderów obu ugrupowań do marginalizowania problematyki bioetycznej, moralnej czy też bezpośrednio kojarzącej się z religijnością. Ma to – z punktu widzenia Kościoła – także dobre strony - uważa Terlikowski. - Postulaty środowisk gejowskich czy feministycznych będą bowiem zapewne ignorowane i zbywane najwyżej ciepłymi słowami (starannie wyselekcjonowanych polityków w rodzaju Janusza Palikota czy Kazimierza Kutza, od których główny trzon partii będzie się odcinać), ale już próby wprowadzania ich w życie nie będą podejmowane. Ale równocześnie ignorowane i spychane na margines debaty publicznej będą także postulaty środowisk pro life. Bo istotą działania obu wielkich partii będzie zachowanie status quo. Widać to doskonale choćby w kwestii ustawy bioetycznej - pisze Terlikowski. - Gdy w poprzedniej kadencji Sejmu marszałek Marek Jurek zaproponował taką zmianę konstytucji, by lepiej chroniła obowiązujące w Polsce ustawodawstwo antyaborcyjne, jego przeciwnicy (głównie z Platformy Obywatelskiej, ale również z Prawa i Sprawiedliwości) oznajmili, że należy raczej zająć się regulacjami prawnymi, które szerzej potraktują kwestie związane ze statusem prawnym embrionów czy dopuszczalności pewnych technik badawczych. Gdy projekt zmiany konstytucji upadł, słuch po inicjatywie zaginął. Politycy zarówno z nowej koalicji, jak i opozycji nie kryją nawet, że podejmowanie takiej tematyki jest im nie na rękę – może wywołać emocje, na których obie główne siły polityczne mogą tylko stracić.Efektem tego zaniedbania jest jednak sytuacja, w której ludzki zarodek ma w naszym kraju o wiele mniejsze prawa niż w Holandii. A to, że – badacze, prawnicy czy lekarze – tego nie wykorzystują, wynika wyłącznie ze zwyczaju lub inercji, a nie z ustaleń prawnych. Inicjatywę powinny zatem przejąć środowiska katolickie, grupy pro life czy organizacje konserwatywne - uważa publicysta. - Jako niezaangażowane w bieżącą grę partyjną, powinny one mocno i otwarcie lobbować na rzecz rozwiązań, odpowiednich z punktu widzenia katolickiej (a niekiedy szerzej judeochrześcijańskiej) moralności. Tak jak robią to, formalnie niezwiązane z partiami (nawet z bliskim im światopoglądowo SLD) organizacje gejowskie czy feministyczne. Postulaty tych środowisk – bez wątpienia o wiele mniejszych i mniej reprezentatywnych dla Polski – są doskonale słyszalne. Podobnie powinno być z postulatami konserwatywnych środowisk katolickich, których reprezentantów jest w Polsce o wiele więcej niż działaczy gejowskich, homoseksualistów i feministek razem wziętych.

Działania te są tym bardziej istotne, że na razie debatę publiczną na tematy moralne czy światopoglądowe kształtują z jednej strony radykalni „polscy zapateryści”, a z drugiej – zwolennicy status quo. Wciąż brakuje w niej miejsca na wyrażone językiem prawnym i świeckim racje katolickich konserwatystów. Dzieje się tak – trzeba przyznać otwarcie – z kilku powodów: słabości tych środowisk, braku porozumienia pomiędzy nimi, a także przesadnego zaufania, jakie żywią do języka religijnego. Na szczęście zaczyna się to zmieniać - odnotowuje Terlikowski. - Internet sprawił, że niedostrzegające się dotąd środowiska nie tylko dowiedziały się o swoim istnieniu, ale zaczęły współdziałać. I tak gdy jeden z koncernów medialnych chciał wykorzystać bluźniercze fotomontaże gwiazdy popu Madonny przedstawionej jako Matka Boska – zaraz stworzyła się grupa, która naciskając na reklamodawców doprowadziła do wycofania się z tej prowokacji. Podobnie, tyle że na wiele większą skalę, działały środowiska związane z Gościem Niedzielnym czy Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Piotra Skargi. Zaangażowały się w przekonywanie posłów, że zmiany konstytucji proponowane w poprzedniej konstytucji są istotne. Apel o pisanie e-maili i telefonowanie do swoich posłów z prośbą, by wsparli zmianę konstytucji, na pewno miał znaczenie, choć nie zakończył się sukcesem. Autorzy i uczestnicy tamtych działań mają tego świadomość i nie zamierzają składać broni. Kilka dni po wyborach parlamentarnych dr Paweł Wosicki z Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia zapowiedział próbę postawienia w przestrzeni publicznej kwestii dostępności zapłodnienia in vitro. Gość Niedzielny natomiast wspiera zapoczątkowaną w Józefowie akcję „Stop pornografii”, która ma doprowadzić do usunięcia z miejsc dostępnych dla dzieci pism i filmów pornograficznych - wylicza Terlikowski. Akcje te są prezentowane (choć czasem ironicznie lub złośliwie) w mediach i stopniowo przebijają się do świadomości społecznej. Najgorzej rzecz się ma ze współdziałaniem różnych środowisk. Archipelag radykalnej ortodoksji, jak określił środowiska konserwatywnych katolików redaktor naczelny Christianitas Paweł Milcarek, choć coraz lepiej widoczny, potrzebuje teraz raczej szybkiego zjednoczenia w sferze ortopraksji, czyli prawidłowego działania. A przestrzeni do tego nie brakuje.Konserwatywni katolicy potrzebują poważnych think tanków (nie tylko zajmujących się kwestiami moralnymi czy życia rodzinnego), instytutów badawczych i uczelni (niekoniecznie związanych z Kościołem instytucjonalnym). Debata kulturowa, która przetacza się przez Europę i powoli dociera również do Polski, wymaga bowiem nie tylko publicystyki (świetnej zresztą zarówno we „Frondzie”, jak i w Christianitas, Teologii Politycznej, Arcanach czy Pressjach), ale również badań naukowych i przekazu akademickiego. Włączenie się w aktywną walkę o następne pokolenia, nie tylko w przestrzeni religijnej, ale również świeckiej, nie może się ograniczać do lekcji katechezy czy artykułów gazetowych. Wreszcie sprawa ostatnia - zmierza do konkluzji publicysta Rzeczpospolitej. - Kształtowanie katolickiej opinii publicznej dokonywać się musi także w przestrzeni politycznej. Tu jednak potrzebna jest szczególna ostrożność. Gdy obie główne partie deklarują przywiązanie do chrześcijańskiej tradycji, nie warto wiązać się wprost z jedną z nich. Lepiej podrzucać pomysły obu, jasno też rozliczając je z tego, co zrobiły, a czego zrobić nie chcą. Z czasem te oceny mogą doprowadzić do jednoznacznego związania się z którąś ze stron. Ale i wtedy warto – tak jak robią to amerykańscy teokonserwatyści czy religijna prawica – swoje poparcie uzależniać od konkretnych obietnic. A później rozliczać z ich wykonywania.