Dziecko to nie proteza ułatwiająca życie rodzicom

Nasz Dziennik/a.

publikacja 13.02.2008 05:38

Zapłodnienie in vitro lekarstwem nie jest. In vitro stosuje się po to, by doprowadzić do urodzenia dziecka pomimo niepłodności rodziców, a nie po to, by ich z niepłodności leczyć - mówi w wywiadzie dla Naszego Dziennika ks. prof. dr. hab. Andrzej Szostek.

- Ojciec Święty Benedykt XVI zaznaczył niedawno w przemówieniu skierowanym do Kongregacji Nauki Wiary, że pozaustrojowe sztuczne zapłodnienie obaliło barierę postawioną w obronie godności człowieka... - Stanowisko Kościoła wobec zapłodnienia in vitro zostało wyrażone już w Instrukcji Kongregacji Nauki Wiary (której przewodził kard. J. Ratzinger) "Donum vitae" z 1987 roku. Tam znaleźć możemy podstawowe racje przemawiające za negatywną opinią w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego. Wskazano w niej na dwa zasadnicze argumenty, wiążące się - mówiąc w skrócie - z dwoma przykazaniami: piątym i szóstym. Po pierwsze więc, zapłodnienie in vitro oznacza manipulację ludzkim życiem, co więcej - pociąga za sobą uśmiercanie wielu zarodków. Mnoży się bowiem zarodki, z których wiele nie zostaje wprowadzonych do ciała kobiety. Przechowuje się je w specjalnych bankach, a w końcu po prostu niszczy, czyli zabija. A nawet te zarodki, które nie ulegają zniszczeniu, przetrzymuje się w warunkach, które nie pozwalają na ich naturalny rozwój - i w tym sensie poddane są one manipulacji, których skutki - także dla tych, którym dane się będzie urodzić - nie są znane, a mogą się okazać wysoce szkodliwe. Oczywiście, choroby i ułomności nie omijają zarodków poczętych drogą naturalną, in vivo, ale za ewentualne szkodliwe skutki sztucznego zapłodnienia odpowiadają ci, którzy takie działania podejmują. Drugi typ argumentacji zawartej w "Donum vitae" jest trudniejszy do przyjęcia przez wielu współczesnych, ale także bardzo ważny. Wiąże się on w tym sensie z szóstym przykazaniem, że przywołuje perspektywę małżeńskiej i rodzicielskiej miłości. Już w encyklice "Humanae vitae" Papież Paweł VI podkreślał, że nie wolno ignorować właściwej natury aktu małżeńskiego, który wyraża i umacnia wzajemną miłość małżonków, a zarazem otwarty jest na płodność. W encyklice za niedopuszczalną uznana została antykoncepcja, którą stosuje się właśnie w celu pozbawienia aktu małżeńskiego właściwej mu płodności. Zapłodnienie in vitro także ten dwojaki sens aktu małżeńskiego rozrywa, tyle że cel tego działania jest przeciwny: chodzi w nim o spłodzenie dziecka poza aktem małżeńskim. Temat jest trudny między innymi dlatego, że skłonni jesteśmy bez zastrzeżeń korzystać z osiągnięć postępu naukowo-technicznego wszędzie tam, gdzie służy on realizacji naszych szlachetnych zamiarów.

I Kościół na taką pomoc liczy tam, gdzie rzeczywiście technika pomaga człowiekowi godnie żyć. W "Donum vitae" znajdziemy nie tylko przyzwolenie, ale wręcz zachętę do wykorzystania nowych środków i metod, którymi dysponuje dziś medycyna, w celu leczenia bezpłodności, a także dla leczenia poczętych, a jeszcze nieurodzonych dzieci. Czym innym jest jednak leczenie człowieka, czym innym zaś korzystanie z udogodnień technicznych służących zmianie zasadniczego sensu głębokich międzyludzkich relacji. Dotyczy to wzajemnego odniesienia małżonków, dotyczy także stosunku do dziecka. Nie jest już ono cudem i darem, który - owszem, poprzez akt małżeński - zostaje dany małżonkom przez Boga: Stwórcę i Ojca wszystkich żyjących, a staje się efektem szeregu zabiegów, angażujących wiele osób. Zwolennicy stosowania metody in vitro podkreślają, że pragnienie dziecka ze wszech miar zasługuje na aprobatę, poniekąd jest bardzo "katolickie", a ci, którzy się na stosowanie tej metody decydują, pragną otoczyć dziecko tym większą miłością, im bardziej cierpią z powodu swej - niezawinionej przecież - bezpłodności. Powołują się na to, że jako małżonkowie mają prawo do posiadania własnych dzieci, mają więc prawo podjąć wszelkie kroki, które im to umożliwią. Bezpłodność to rzeczywiście dotkliwe, bolesne doświadczenie i nie wolno jego powagi pomniejszać. Nie ma też powodu, by wątpić w szczerość gotowości otoczenia tak upragnionego dziecka wielką troską i miłością. Przy całym jednak zrozumieniu bólu bezpłodnych, a pragnących dzieci rodziców nie można zapominać, że nikt nie ma "prawa" do posiadania dzieci. Poczęte i urodzone - czy to w sposób naturalny, czy z pomocą metody in vitro - dziecko nie jest własnością rodziców ani społeczeństwa. Jest osobą, której życie, niepowtarzalność i perspektywę nieśmiertelności daje sam Bóg, a i On nie chce nas traktować jako Swej "własności", ale umiłował każdego z nas "dla niego samego" (por. KDK 24). Zapłodnienie in vitro poważnie zaciera tę niepowtarzalność i godność każdego dziecka, Bożego daru, i niebezpiecznie sprzyja traktowaniu go jako "własności" rodziców, do której mają oni rzekomo "prawo". Trudno jest więc Kościołowi zaakceptować zapłodnienie pozaustrojowe zarówno z racji poszanowania życia każdego człowieka, jak i szacunku dla aktu małżeńskiego oraz całej instytucji małżeństwa, która wpisana jest w jakiś sposób w plany Boże. - W trakcie dyskusji zorganizowanej przez Katolicką Agencję Informacyjną zwolennicy in vitro mówili, że celem tych zabiegów nie jest mordowanie ludzkich zarodków...

- Celem nie jest, tylko bardzo trudno było uzyskać od nich jasną odpowiedź na pytanie, jaki los czeka liczne ludzkie zarodki, które nie będą "wykorzystane" dla celów prokreacyjnych. Dowiedzieliśmy się, że w wielu krajach co jakiś czas po prostu zarodki te się niszczy. Jak to się dzieje w różnych ośrodkach w Polsce, tego nie wiemy, ale wiadomo, że liczba zarodków musi przewyższać "pulę" zarodków wprowadzanych do łona matek; tego wymaga (w każdym razie dziś jeszcze wciąż wymaga) sama technika zapłodnienia pozaustrojowego. Wiemy, że wciąż toczy się spór na temat tego, od którego momentu można uznać, iż zarodek ludzki jest człowiekiem, któremu przysługują określone prawa, z prawem do życia na czele. Nie tu miejsce, by całą tę dyskusję przeprowadzać i wyłuszczać racje, dla których "nasciturusa" w każdej fazie jego życia należy uznać za człowieka. Ale warto zwrócić uwagę, że już sama uzasadniona wątpliwość co do jego człowieczeństwa przemawia na jego korzyść. Tak jak nie wolno dokonywać przeszczepu serca, dopóki nie ma pewności, że dawca nie żyje, tak nie wolno podejmować zabójczych działań wobec poczętej istoty ludzkiej, dopóki brak argumentów przemawiających za tym, że ów zarodek na pewno człowiekiem nie jest. Takiej pewności nie mamy, raczej wskazać można na silne argumenty świadczące o organicznym jego rozwoju od poczęcia. Kościół nie może nie protestować z całą mocą przeciw naruszaniu praw poczętych dzieci. - Jak Ksiądz Profesor odniósłby się do tego, iż niektórzy z lekarzy uważają, że in vitro jest jedynym "lekarstwem" na bezpłodność? - Przytacza się tę opinię m.in. po to, by ośrodki zapłodnienia in vitro mogły korzystać z Narodowego Funduszu Zdrowia. Ale zapłodnienie in vitro lekarstwem nie jest. In vitro stosuje się po to, by doprowadzić do urodzenia dziecka pomimo niepłodności rodziców, a nie po to, by ich z niepłodności leczyć. Tym bardziej nie można mówić, że technika ta leczy rodziców z jakichś urazów psychicznych wynikających z bezpłodności, to bowiem oznaczałoby, że dziecko jest lekarstwem i że sens powołania go do życia ma na celu leczenie rodziców. Nie muszę dodawać, jak bardzo myślenie takie świadczy o instrumentalnym traktowaniu dziecka. Dziecko to nie proteza ułatwiająca życie rodzicom. - Nie popiera więc Ksiądz Profesor pomysłu, by dotacje na zabiegi in vitro pochodziły z Narodowego Funduszu Zdrowia? - Nie popieram. Tym bardziej że pieniędzy w ramach tego Funduszu ciągle jest za mało, by wspomóc leczenie wielu poważnych chorób, na które cierpią rodacy, a na które oni sami środków nie mają. Nie chcę rozstrzygać, czy i za co państwo powinno płacić. Chodzi mi tylko o to, że korzystanie w tym przypadku z NFZ byłoby nadużyciem, ponieważ nie o zdrowie w stosowaniu metody in vitro chodzi. - Zwolennicy stosowania metody in vitro twierdzą, że Kościół, mówiąc o niezbywalności aktu małżeńskiego przy poczęciu życia, neguje tym samym system adopcji sierot.

- Nieprawda, takie myślenie świadczy o poważnym nieporozumieniu. Być może płynie ono z niedokładnego odczytania zarówno "Donum vitae", jak i innych dokumentów kościelnych. Kościół chce powiedzieć, że rozumie ból małżonków, którzy nie są rodzicami i nie mogą nimi zostać. To trudna i bolesna tajemnica, jedna z tych, których głębokiego, teologicznego sensu nie rozumiemy. Kościół odnosi się też z szacunkiem i uznaniem dla potrzeby macierzyństwa i ojcostwa, jakie wiele bezpłodnych małżeństw przeżywa. Z powodów, o których mówiliśmy wcześniej, nie może zaaprobować zapłodnienia in vitro, ale przypomina, że wokół żyje wiele dzieci, które - też przecież nie z ich winy - pozbawione są rodziców i rodzin. To także bolesna tajemnica, której sensu nie umiemy pojąć, a która woła o reakcję w duchu miłosierdzia. Chociaż w domach dziecka pracuje wiele oddanych i profesjonalnie przygotowanych osób, to przecież żaden, nawet najlepszy dom dziecka nie zastąpi prawdziwej rodziny. Czemuż więc nie rozejrzeć się za takimi dziećmi, które nie mniej pragną i potrzebują rodziców niż ci rodzice dziecka? Adopcja nie leczy bezpłodności, to oczywiste. Przez adopcję dzieci nie stają się własnością rodziców, tak jak nie stają się nią poprzez zapłodnienie in vitro (a warto o tym pamiętać, ponieważ niekiedy tak właśnie adopcję się traktuje, z wielką krzywdą dzieci). To zrozumiałe, że rodzice pragną mieć "swoje" dzieci, w których odnaleźć mogą pewne cechy odziedziczone po nich samych. Ale nie można tej biologicznej więzi traktować zbyt dosłownie; dzieci zawsze będą inne niż ich rodzice, na szczęście zresztą. Zawsze jest to cud, zaskakujący być może najbardziej samych rodziców. Odrzucenie zapłodnienia in vitro nie oznacza podważenia sensu i potrzeby adopcji. Takiego absurdalnego biologizmu Kościół nigdy nie głosił ani tym bardziej nie propagował. Raz jeszcze chciałbym podkreślić, że Kościół chce swą troską objąć wszystkie dzieci, także te, które przyszły na świat z pomocą metody in vitro. Są one takimi samymi osobami, zasługującymi na troskę i poszanowanie, jak dzieci poczęte in vivo. Sposób, w jaki powołane zostały do życia, nie pomniejsza ich godności. I daj Boże, byśmy nikomu nie wypominali ani tego, że ktoś był poczęty in vitro, ani tego, że został adoptowany. Wszystkie dzieci mają prawo do życia i rozwoju, do uczestniczenia w życiu społecznym, do osiągania pełni człowieczeństwa w Bogu. rozmawiał Jacek Dytkowski