Bunt parafian przeciw proboszczowi

Rzeczpospolita/a.

publikacja 21.07.2008 06:10

Mieszkańcy Skowieszyna pod Puławami boją się przyłączenia do nowej parafii. Nie wpuścili księdza do kościoła i modlą się teraz sami - donosi Rzeczpospolita.

– Ksiądz rzucił klątwę. Na nas, nasze dzieci i wnuki. Ciarki mi przeszły po plecach – Henryk Czarnobil złości się na samą myśl o wydarzeniach sprzed dwóch tygodni. W Skowieszynie pod Puławami mieszka ok. 700 osób. Życie wsi koncentruje się wokół szkoły, trzech sklepów i wybudowanego 20 lat temu przez mieszkańców kościoła pw. Matki Bożej Miłosierdzia. Od tylu lat msze w Skowieszynie odprawiał ksiądz z oddalonej o kilkanaście kilometrów parafii na puławskich Włostowicach. Do pierwszej niedzieli lipca, kiedy proboszcz Waldemar Żyszkiewicz przyjechał razem z księdzem z Końskowoli. Mieszkańcy uznali, że to powrót do planów sprzed kilku lat, by ich przyłączyć do bliższej parafii w Końskowoli (3 km od Skowieszyna). Zatarasowali wejście do kościoła i oświadczyli, że nie chcą zrywać z wielowiekową tradycją (do parafii z Włostowic należą już ponad 500 lat). Wtedy ksiądz stwierdził, że za nieposłuszeństwo władze kościelne mogą nałożyć na wieś interdykt (zakaz prowadzenia obrzędów religijnych). – Szatanów chce z nas zrobić, do betanek (zbuntowane zakonnice – red.) porównuje, Sodomę i Gomorę przywołuje – denerwuje się Zofia Szymańska. Ks. Waldemar Żyszkiewicz niechętnie rozmawia z „Rz”: – Nie wiem, dlaczego nas nie wpuścili, a na siłę nie będziemy tam odprawiać mszy.Tydzień temu proboszcz do Skowieszyna już nie przyjechał. Parafianie wynajęli autokar i pojechali na mszę do Włostowic. W niedzielę ok. godz. 10 przed kościołem zbiera się kilkuosobowa grupa. Po kwadransie jeden z sąsiadów przynosi klucze i otwiera świątynię. Potem z mszy w Puławach wraca kilkadziesiąt osób. Z autokaru idą prosto do kościoła, wszyscy odmawiają różaniec i śpiewają pieśni. Ks. Mieczysław Puzewicz, rzecznik lubelskiej kurii, twierdzi, że cała sprawa to nieporozumienie, bo chodziło o zastąpienie księży z Puław w czasie wakacji. – W okresie urlopowym niedzielne msze święte w Skowieszynie miał sprawować kapłan z sąsiedniej parafii w Końskowoli. Wzajemne zastępowanie się kapłanów w pracy duszpasterskiej to normalna praktyka, którą przyjęto jako zapowiedź przyłączenia do Końskowoli. A takiej decyzji nie ma – wyjaśnia. Mieszkańcy nie wierzą. – Chcą nas cichaczem sprzedać do Końskowoli. Ale my się nie poddamy, do prymasa napiszemy – odgraża się Józef Kotelba, który dziesięć lat temu zbudował kapliczkę przy kościele. Każde zdanie kończy, ocierając łzy. Danuta Łucjanek z rady parafialnej zauważa, że to sam proboszcz zapowiedział im kiedyś, że prędzej czy później zostaną przeniesieni do Końskowoli. Wątpliwości nie ma też Henryk Czarnobil: – Zhandlował nas i Matkę Bożą, patronkę Skowieszyna.