Benedykt XVI koryguje kurs

Polska/Marek Zając/a.

publikacja 02.08.2008 19:40

Zwykło się w katolickich mediach powtarzać, że pontyfikat Benedykta XVI jest twórczą kontynuacją myśli i dzieła poprzednika - pisze publicysta dziennika Polska Marek Zając.

Zwykło się w katolickich mediach powtarzać, że pontyfikat Benedykta XVI jest twórczą kontynuacją myśli i dzieła poprzednika. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że za tym gładkim stwierdzeniem kryje się fałszywie rozumiana już nie polityczna, ale kościelna poprawność. Jakby wskazywanie różnic między Janem Pawłem II i Benedyktem XVI miało automatycznie rzucić cień na jednego z nich - analizuje Zając. Obecnemu pontyfikatowi przyglądam się dosłownie od początku; byłem na placu św. Piotra, gdy 19 kwietnia 2005 roku z komina Sykstyny uniósł się biały dym. Już wtedy można się było spodziewać, że tak wyrazista postać, tak wewnętrznie mocny i spójny człowiek jak Joseph Ratzinger musi odcisnąć na Kościele własne piętno i nie będzie kroczył krok za krokiem po śladach Karola Wojtyły. Nie zmieni się wprawdzie generalny kierunek, w którym podąża katolicka wspólnota, ale nastąpi korekta kursu i hierarchii papieskich priorytetów. Kolejne lata i miesiące przynoszą dowody potwierdzające tamte przypuszczenia. Różnica między wizją obu papieży ujawniła się np. podczas zakończonych niedawno Światowych Dni Młodzieży w Sydney. Jan Paweł II przede wszystkim głosił miłość Jezusa, a zarazem stawiał młodym pozytywnie sformułowane wymagania. Jak w czerwcu 1987 roku, gdy na Wybrzeżu mówił, że każdy powinien bronić swojego Westerplatte, czyli wartości i prawd, od których nie wolno zdezerterować. Uwagę słuchaczy kierował jednak nie na obronę przed złem, ale na walkę o dobro - akcentuje Zając. To różnica tylko z pozoru subtelna; z duszpasterskiego punktu widzenia wydaje się zasadnicza. Benedykt XVI, chociaż równie porywająco potrafi przekonywać o oddaniu Boga dla człowieka, bardzo często ostrzega też przed zagrożeniami. Podczas pielgrzymki do Australii napiętnował m.in. relatywizm, który lekceważy zasady moralne. Skrytykował telewizję i internet, które każde cierpienie zmienią w tępą rozrywkę. Przestrzegał przed alkoholem i narkotykami. "Bądźcie czujni, słuchajcie" - apelował do młodych, aby nie zapominali o przyjaciołach, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie. Diagnozował, że w wielu krajach "wraz z dobrobytem materialnym powiększa się duchowa pustynia; wewnętrzna pustka, nieokreślony lęk, cicha rozpacz". Nawet już nie nadużyciem, ale głupotą byłoby jednak z przedstawionego porównania wyciągać powierzchowny wniosek, że Jan Paweł II był otwarty na świat, a jego następca jest zamkniętym konserwatystą, który zamiast zbliżać do Chrystusa, budzi lęk. Chodzi o rzecz inną: poprzedni papież za jeden z głównych celów uznał przybliżenie jak największym rzeszom wartości ewangelicznych - również tym, którzy są daleko od Kościoła. Benedykt XVI skupia się natomiast na tym, aby wspólnota katolicka nie uległa dezintegracji i oparła się pokusom współczesności. Obawia się, że strzeżony przez wieki depozyt prawd wiary i moralnych praw rozmienia się na drobne - pisze publicysta dziennika Polska. Obecnego papieża niepokoi, że wielu katolików traktuje życie duchowe jak niezobowiązującą, stosowaną od czasu do czasu psychoterapię, a Kościół postrzega jako supermarket, w którym z półek wybiera się wyłącznie takie nauki, które religijnym konsumentom przypadną do gustu. Tak różne rozłożenie akcentów wynika z odmiennych doświadczeń obu papieży. Karola Wojtyłę w wielkim stopniu kształtowały lata duszpasterskich kontaktów: jako wikarego, opiekuna młodzieży czy biskupa. Joseph Ratzinger to przede wszystkim teolog skupiony na zachowaniu nieskażonego przekazu wiary. Jan Paweł II pozostawił po sobie Kościół, który uchodzi za moralny autorytet nawet wśród wielu niekatolików. Benedykt XVI dąży do zbudowania wspólnoty ludzi żarliwych, a nie letnich w wierze. Myśli o Kościele nie tyle w kategorii poszukiwania zaginionych owiec, ile nie chce dopuścić do tego, żeby owczarnia padła łupem wilków, które przeniknęły do stada - podsumowuje Marek Zając.