Kościół jest Matką każdego człowieka

Radio Watykańskie/a.

publikacja 04.10.2008 06:00

O stanie wiary, wyzwaniach stojących przed Kościołem i próbach wprowadzania ograniczeń wolności religijnej z abp. Tomaszem Petą rozmawia Beata Zajączkowska.

- Jest to dopiero druga wizyta u „progów Apostolskich” biskupów Kazachstanu. Czy różni się od poprzedniej? Abp T. Peta: Pierwsza wizyta „ad limina Apostolorum” biskupów Kazachstanu i Azji Centralnej miała miejsce ponad siedem lat temu. Ówczesne spotkania zarówno z Ojcem Świętym, jak i w kongregacjach, pozostawiły w nas wielki ślad matczynej miłości Kościoła. Teraz, kiedy mamy nowego Papieża, podświadomie rodziło się we mnie pytanie: Jak zostaniemy przyjęci? Spotkanie z Benedyktem XVI w Castelgandolfo w poniedziałek, a potem spotkania indywidualne każdego z biskupów Kazachstanu nie miały charakteru egzaminu, lecz towarzyszył im ten sam duch, co siedem lat temu. - Pierwsza wizyta „ad limina” to był rok 2001. Wtedy Kościół w Kazachstanie, i w ogóle na tamtych terenach, dopiero się odradzał. Jan Paweł II w czasie ostatniego spotkania dał wam wskazówki, wytyczne. O czym wtedy mówił? Jak to w ciągu siedmiu lat zostało zrealizowane? Abp T. Peta: W posłaniu, które otrzymują biskupi na zakończenie wizyty „ad limina”, Ojciec Święty podkreślił wagę jedności między nami. Myślę, że wiele nauczyliśmy się przez te lata. Trzeba kontynuować tę współpracę i budować jedność, która ma ożywiać nasze Kościoły lokalne. - Jak wygląda struktura Kościoła w Azji Centralnej? To nie tylko Kazachstan, ale także inne kraje... Abp T. Peta: Konferencja biskupów jest tylko w Kazachstanie. W krajach sąsiednich, wchodzących kiedyś w skład Związku Radzieckiego, jest tylko po jednym biskupie czy ordynariuszu. Siłą rzeczy oni ciążą do nas, czego chce zresztą Stolica Apostolska. Obok Kazachstanu są to następujące kraje: Uzbekistan, Kirgistan, Tadżykistan i Turkmenistan. Raz w roku mamy wspólne spotkanie, a trzeba pamiętać, że nieraz trzeba jechać tysiące kilometrów, żeby na nie dotrzeć. My stanowimy jedność przez to, że jest to część byłego Związku Radzieckiego, więc łączy nas język rosyjski. Jest on głównym językiem w katolickich kościołach tej części świata, języki lokalne dopiero zaczynają wchodzić w życie Kościoła. Oprócz tego jednoczą nas sprawy będące dziedzictwem przeszłego systemu oraz plany na przyszłość. - Jakie jest dziedzictwo systemu totalitarnego, sowieckiego? Czy wciąż musicie się z nim borykać, czy to już jest przeszłość, bo w końcu wyrosło nowe pokolenie, które nawet tamtych lat nie pamięta? Abp T. Peta: Trudno to jednoznacznie ocenić. Mimo zmasowanej propagandy ateistycznej i tego, że miliony niewinnych ludzi straciły życie, Pana Boga z serca nie udało się wyrwać z korzeniami. Myślę, że zjawiska ateizmu jako takiego w naszych krajach nie mamy. Brak może wiedzy, bo całe pokolenia wyrosły bez świątyń, bez kapłanów – i nie chodzi tylko o religię katolicką czy chrześcijańską.

Jednakże pozostało w ludziach poczucie, że nad nami czuwa ktoś większy niż prezydent czy król. Nawet ci, którzy nie chodzą do świątyń chrześcijańskich czy do meczetów, powiedzą: Jestem muzułmaninem albo prawosławnym czy katolikiem. Niemniej jednak system z przeszłości pozostawił rozbicie rodziny, często brak szacunku wobec życia, problem aborcji, a zatem wiele spraw, które stanowią ranę w życiu tych społeczeństw. I Kościół ma tu wiele do zrobienia. - Jakie są najpilniejsze zadania stojące dzisiaj przed Kościołem katolickim w Kazachstanie? Abp T. Peta: Nie możemy robić na pierwszym miejscu planów strategicznych, ale przede wszystkim musimy być „solą dla ziemi, światłem świata”. Każdy człowiek ma zapisane w sercu powołanie do wieczności, do przyjaźni z Panem Bogiem. Jeżeli ludzie będą widzieli, że my, chrześcijanie, katolicy – i duchowni, i świeccy – rzeczywiście jesteśmy „solą ziemi i światłem świata”, a więc ziarnem, to oni w tym zasmakują i powiedzą: To jest to, to jest dobre. Dlatego tak ważne dla nas jest, by sprawy duchowe wzrastały m.in. przez adorację Najświętszego Sakramentu. We wszystkich parafiach archidiecezji Astany, w której pracuję, są codzienne adoracje, godzinę przed Mszą. Codziennie, i to nie tylko w październiku, przed główną Mszą wierni odmawiają wspólnie różaniec, nawet w małych grupach. Są parafie z adoracją całodzienną, a w katedrze w Astanie już od roku 2002, po wizycie Ojca Świętego, jest adoracja całodobowa. - Na Zachodzie trochę odchodzi się od praktyki adoracji. Skąd zatem ten nacisk? Czy Ksiądz Arcybiskup widzi jej owoce w ludziach? Abp T. Peta: Po raz pierwszy adorację całodzienną wprowadzono w parafii w Oziornem, gdzie pracowałem kiedyś jako proboszcz. Jest to narodowe sanktuarium Kazachstanu. Biskup Karagandy, Jan Paweł Lenga, zachęcał mnie wówczas: „Zrób codzienną adorację w tej wiosce”. Mnie się to wtedy wydawało nierealne, bo była to mała wioska z 700 mieszkańcami, ale biskup naciskał, nie pytając się wcale, czy dach już nie przecieka albo jak inne sprawy, tylko, czy już jest adoracja. Przez prawie rok nie widziałem takiej możliwości, ale potem z siostrami zakonnymi przekonaliśmy się do tego. Adoracja w Oziornem jest do dzisiaj. Później więc, gdy ktoś spoza Kazachstanu zaproponował całodobową adorację w Astanie, łatwo mi się było zdecydować, bo widziałem, że to nie jest siła ludzka. Jeżeli przyjmujemy jakąś propozycję ponad ludzkie siły, to Pan Bóg daje siły do jej realizacji. Ta całodobowa adoracja jest chyba najważniejszą sprawą w życiu naszej archidiecezji, przynajmniej dla mnie. To jest źródło siły i inspiracji do wszystkiego innego. - Można powiedzieć, że jest to pewne przestawienie akcentów, niepatrzenie oczami świata. Gdy pytamy o Kościół w danym kraju, interesuje nas, ile jest chrztów, ile nowo wybudowanych kościołów, ośrodków duszpasterskich. Czy ziarno, o którym mówił Ksiądz Arcybiskup, wrzucone w ziemię wydaje owoce?

Abp T. Peta: Trudno na Kościół w Kazachstanie, w Azji Centralnej, patrzeć przez pryzmat liczb, bo można się bardzo pomylić. Kiedy ktoś mnie pyta o statystyki, to najpierw mu mówię, że sytuacja jest lepsza niż w czasach apostolskich. I miejscami na pewno tak jest. Kiedy wysłucha się opowieści pojedynczego człowieka o jego drodze do Pana Boga, to to są cuda. Można by o prawie każdym napisać książkę. Myślę, że na Kościół trzeba patrzeć w ten sposób. Jeżeli ziarno, nawet w małej ilości, będzie ziarnem prawdziwym, to może wydać milionowe plony. A jeżeli ziarno będzie puste, światło okaże się nieprawdziwe, sól będzie podrobiona – to nawet wielka liczba nam nie pomoże. A skąd mają tam być wielkie liczby, skoro przez dziesiątki lat całe pokolenia wyrastały bez świątyń? - Katolicy są w Kazachstanie mniejszością. Jak układa się wam praktyczna współpraca z muzułmanami i prawosławnymi? Abp T. Peta: Tych, którzy mają korzenie katolickie, jest w całym Kazachstanie mniej więcej 200 tys. Jeszcze nie wszyscy są w Kościele, więc trzeba ich szukać. To jest kraj dziewięciokrotnie większy od Polski. Piętnaście lat temu katolików było dwa-trzy razy więcej. Jednak wielu katolików było wśród 2 mln ludzi, którzy w tym czasie opuścili Kazachstan. Relacje z chrześcijanami i wyznawcami innych religii są dobre. Rok temu np. byliśmy z delegacją w Rzymie i w Asyżu na zaproszenie franciszkanów konwentualnych. W jej skład weszli: główny mufti Kazachstanu, biskup luterański, duchowny prawosławny oraz dwóch biskupów katolickich: abp Jan Paweł Lenga i ja. Nie ma między nami konfrontacji czy otwartej walki, która byłaby złym świadectwem. Jednak musimy się jeszcze nauczyć większej współpracy na takim polu, jak obrona życia, pomoc dzieciom, sierotom, rodzinie, małżeństwu. Tego jeszcze jest za mało, ale Kazachstan ma dopiero 17 lat. - Pojawiły się jednak głosy, że parlament dąży do wprowadzenia prawa w sposób zasadniczy ograniczającego wolność religijną? Abp T. Peta: Kazachstan stał się niepodległym krajem po raz pierwszy w historii w 1991 r. Już kilka miesięcy później przyjęto ustawę gwarantującą prawo wolności religii i sumienia. I rzeczywiście do dziś żyjemy w wolności religijnej. Jej przykładami mogą być chociażby konkordat między Stolicą Apostolską a Republiką Kazachstanu czy też pełne struktury Kościoła: metropolia, diecezje, konferencja episkopatu, parafie itd. Mamy więc konkretne owoce tej wolności. Od kilku miesięcy w parlamencie trwa dyskusja o nowym prawie. Jego pierwsze projekty były bardzo złe i, gdyby weszły w życie, znaczyłoby to koniec wolności religii i sumienia. Stopniowo z tego projektu zaczęto usuwać te, nazwijmy to, najgorsze elementy. Projekt prawa przyjęła obecnie pierwsza instancja parlamentu Majilis, odpowiednik polskiego Sejmu.

Ale ustawa musi jeszcze trafić pod obrady Senatu, a następnie do prezydenta. Trudno sobie wyobrazić, że w Kazachstanie będzie jakieś bardzo restrykcyjne prawo przeciwko wolności religijnej, dlatego że co trzy lata odbywają się tam zjazdy przedstawicieli religii świata na najwyższym poziomie. Także prezydentowi zależy na tym, by Kazachstan był widziany w świecie jako kraj, w którym panuje wolność i demokracja. - Czy katolicy angażują się konkretnie np. w obronę życia, troskę o rodzinę, pracę charytatywną? Abp T. Peta: W Kazachstanie istnieją struktury Caritas. Działalność charytatywna odbywa się przede wszystkim poprzez parafie, nie tylko poprzez oficjalne struktury, ale właśnie przez koła charytatywne w parafiach. Angażują się oczywiście kapłani czy siostry zakonne, ale często także osoby świeckie. - Jak wygląda zaangażowanie świeckich w życie Kościoła? Abp T. Peta: Musimy pamiętać, że często są to nowi katolicy, nawet w sensie poszukiwania swych korzeni. Często tworzą oni nowe wspólnoty, bo przecież dwa razy więcej katolików wyjechało. Mimo to parafie się nie zmniejszają, czyli ciągle są nowi ludzie. Bardzo często są to neofici, więc potrzeba czasu, by stali się oni zdolni do pomagania innym. - Czy wiąże się to także z obniżeniem średniej wieku? Abp T. Peta: W tej chwili mamy przekrój wszystkich pokoleń, od najstarszych do najmłodszych. Oczywiście, wiara została przechowana w okresie wielkich prześladowań głównie przez najstarszych, którzy nie mieli nic do stracenia. Byli bardzo odważni, modlili się, świadczyli o Panu Jezusie i walczyli o to, żeby np. wybudować kościół czy kaplicę. Kiedy przyszła wolność, zdecydowaną większość stanowili ludzie najstarsi. Obecnie jednak są oni we wspólnotach parafialnych w mniejszości. - W jakich warunkach materialnych pracujecie? Abp T. Peta: Przede wszystkim nie ma wystarczającej liczby kapłanów. Gdy przyjechałem 18 lat temu, było 15 kapłanów w pięciu krajach Azji Centralnej. Obecnie w całym kraju, dziewięciokrotnie większym od Polski, w czterech diecezjach jest ponad 80 kapłanów i ponad 100 sióstr zakonnych. Od 10 lat mamy seminarium, dużo osób do niego wstępowało i odchodziło. Zatem wyświęconych do tej pory zostało tylko pięciu, ale to raczej normalne na początku. Nie trzeba się spieszyć, bo powołanie musi być prawdziwe. Brak kapłanów jest nawet bardziej istotny od braku świątyni. Sługa Boży ks. Władysław Bukowiński nie miał żadnej świątyni ani kaplicy, tylko spotykał ludzi w domach. Owocem jego pracy było ponad 10 powołań kapłańskich, około 20 powołań zakonnych sióstr, i to w warunkach podziemia. Ale nawet gdyby w każdej wiosce był kapłan, to też nie rozwiąże sprawy. To musi być człowiek z wewnętrznym zapałem, który chce dzielić się Panem Jezusem. - Co, zdaniem Księdza Arcybiskupa, może być owocem obecnej wizyty „ad limina”? Abp T. Peta: Każda wizyta „ad limina” jest przede wszystkim doświadczeniem miłości Kościoła, której także my, pasterze, potrzebujemy. Jest to dla nas impuls, który dodaje nam siły, żeby dzielić się tą miłością, i to nie tylko z naszymi wiernymi, ale z wszystkimi. Przecież Kościół katolicki jest Matką wobec każdego, bez wyjątku, człowieka. Rozm. B. Zajączkowska /RV