Za kogo katolicy modlą się 2 listopada

KAI/jk

publikacja 02.11.2008 23:39

2 listopada nie jest w Kościele katolickim "świętem zmarłych". To dzień szczególnego wspierania modlitwą tych, którzy odeszli, a nie dzień oddawania czci przodkom.

Uczciwszy 1 listopada (uroczystość Wszystkich Świętych) triumf tych wiernych, którzy już weszli do nieba, 2 listopada Kościół wspomina wszystkich, którzy w czyśćcu pokutują za swoje grzechy. Obchodzone (według kalendarza rzymskokatolickiego) następnego dnia po uroczystości Wszystkich Świętych Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych wprowadził opat benedyktynów w Cluny, św. Odylon w roku 998. Bardzo szybko zwyczaj ten przyjął się w całym Kościele. Idea dnia poświęconego zmarłym wiernym wywodzi się z życia klasztornego. Już Reguła św. Izydora z Sewilli (zm. 636) nakazuje odprawianie Mszy św. za wszystkich zmarłych w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego. Niektóre Kościoły za zmarłych modliły się następnego dnia po uroczystości Objawienia Pańskiego. Św. Odylon wybrał 2 listopada ze względu na obchodzoną poprzedniego dnia uroczystość Wszystkich Świętych. Ta data ma przypominać, że Kościół raduje się chwałą swoich świętych, ale nie zapomina o tych, którzy jeszcze nie doszli do jej pełni. Aby przyjść im z pomocą przedstawia Bogu modlitwy i odpusty zyskane przez żyjących, a przede wszystkim ofiarę Chrystusa uobecniającą się w Mszy św. Odpust zupełny za dusze w czyśćcu cierpiące można uzyskać w Dzień Zaduszny przez pobożne nawiedzenie kościoła, odmówienie „Ojcze nasz” i „Wierzę”, modlitwy w intencji Ojca Św., odprawienie spowiedzi i komunii św. zachowanie wolności od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu. Odpust za zmarłych można ofiarować także w dniach 1-8 listopada odwiedzając pobożnie cmentarz, modląc się za zmarłych i spełniając przy tym zwykłe warunki odpustu. W roku 1915 w czasie wielkiej wojny światowej papież Benedykt XV na prośbę opata-prymasa benedyktynów pozwolił kapłanom całego Kościoła odprawiać w tym dniu trzy Msze święte. Jedną ofiarują według własnej intencji, drugą za wszystkich wiernych zmarłych, a trzecią według intencji papieża. Gdy dzień 2 listopada wypada w niedzielę, odprawia się Mszę z Wspomnienia wszystkich wiernych zmarłych.

W Piśmie Świętym nie pojawia się słowo "czyściec", a jednak Kościół katolicki prawdę o jego istnieniu podaje do wierzenia. Na jakiej podstawie i jak ją uzasadnia? Według Katechizmu Kościoła Katolickiego ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są jeszcze całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba. Czyściec nie jest miejscem, które Bóg stworzył po to, by dusze doznawały tam udręk przed wejściem do wiecznego szczęścia. W Piśmie Świętym nie ma mowy o takim miejscu, bo ono nie istnieje - zwraca uwagę teolog ks. dr Michał Kaszowski. To, co Kościół nazywa czyśćcem, jest bolesnym dochodzeniem duszy do absolutnie doskonałej miłości, bez której nie można osiągnąć szczęścia nieba. Czyściec to dopuszczona przez Boże miłosierdzie możliwość oczyszczenia miłości z egoistycznych przywiązań, do których doprowadziły popełnione grzechy. O. Augustyn Jankowski OSB wyjaśnia, że czyściec to stan niebędący ani szczęściem błogosławionych, ani odrzuceniem potępionych, lecz stan oczyszczania się do końca z tych win, które stoją jeszcze na przeszkodzie uszczęśliwiającemu zjednoczeniu z Bogiem. Dogmat o istnieniu czyśćca Kościół ogłosił na Soborze w Lyonie w 1274 r. ale naukę wiary dotyczącą czyśćca sformułował przede wszystkim na Soborze Florenckim (1438-1445) i na Soborze Trydenckim (1545-1563). Nauczanie Kościoła katolickiego w tej sprawie opiera się na przesłankach zawartych w Piśmie św. oraz na sięgającej II w. tradycji kościelnej. Duży wkład w rozwój nauki o czyśćcu wniósł św. Augustyn. Dogmat podkreśla dwie prawdy: istnienie czyśćca jako pośmiertnej kary za grzechy oraz możliwość i potrzebę modlitwy i ofiary w intencji dusz czyśćcowych. Ci zmarli, którzy po śmierci doświadczają czyśćca są już bezpieczni, bo znaleźli się w Bożych rękach. Mogą być pewni zbawienia, na którego pełnię muszą się jeszcze przygotować. Czyściec jest "przedsionkiem nieba". Jest wyrazem Bożego miłosierdzia, które oczyszcza tych, którzy za życia na ziemi nie wydoskonalili się w pełni w miłości do Boba, bliźniego i samego siebie. Stan czyśćca nie należy pojmować jedynie jako kary lecz jako przygotowanie do pełnego zjednoczenia z Bogiem w niebie. Aby zmarli mieli udział w Chrystusowym zwycięstwie nad śmiercią, oczyszczenie winno być całkowite. Przez czyściec przechodzą dusze, które zeszły z tego świata w grzechach powszednich i nie odbyły jeszcze na ziemi całej doczesnej kary za grzechy. Istotą kary doświadczanej po śmierci wydaje się tymczasowa rozłąka z Bogiem i oczekiwanie na spotkanie z Nim. Dusza ludzka, poznając po śmierci Boga jako pełnię miłości, pragnie zjednoczenia z Nim a równocześnie rozpoznaje, że jeszcze nie jest tego godna i szuka możliwości oczyszczenia. Bóg w swoim miłosierdziu odpowiada na to pragnienie poprzez działanie, które nazywamy czyśćcem. Św. Grzegorz Wielki wyjaśniał: "Co do pewnych win lekkich trzeba wierzyć, że jeszcze przed sądem istnieje ogień oczyszczający, według słów Tego, który jest prawdą. Powiedział On, że jeśli ktoś wypowie bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu, nie zostanie mu to odpuszczone ani w tym życiu, ani w przyszłym (Mt 12, 32). Można z tego wnioskować, że niektóre winy mogą być odpuszczone w tym życiu, a niektóre z nich w życiu przyszłym".

Nauczanie Kościoła o czyśćcu opiera się także na praktyce modlitwy za zmarłych, znanej już w czasach Starego Testamentu: "Dlatego właśnie (Juda Machabeusz) sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu" (2 Mch 12, 45). Kościół od początku czcił pamięć zmarłych i ofiarował im pomoce, a w szczególności Ofiarę eucharystyczną, by po oczyszczeniu mogli dojść do uszczęśliwiającej wizji Boga. Kościół zaleca także jałmużnę, odpusty i dzieła pokutne za zmarłych. Wizję czyśćca otrzymała m.in. św. Faustyna Kowalska. Opisała ją w swoim "Dzienniczku": "Ujrzałam Anioła Stróża, który mi kazał pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie ich jest największe cierpienie? I odpowiedziały mi jednozgodnie, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję "Gwiazdą Morza". Ona im przynosi ochłodę. Chciałam więcej z nimi porozmawiać, ale mój Anioł Stróż dał mi znak do wyjścia. Wyszliśmy za drzwi tego więzienia cierpiącego. [Usłyszałam głos wewnętrzny], który powiedział: Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe. Od tej chwili ściśle obcuję z duszami cierpiącymi".