Zanim ksiądz odejdzie...

ks. Artur Stopka

publikacja 05.02.2007 12:52

Celibat można znieść w Kościele jednym papieskim dokumentem. Ale czy to sprawi, że nagle przybędzie znakomitych księży?

Aż dwa tygodniki zamieściły w swych najnowszych numerach, które dziś trafiły do kiosków, duże artykuły o odchodzeniu polskich księży ze stanu kapłańskiego. Czy sprawa naprawdę jest aż tak poważna? Nie wiem. Co prawda odejście znanego z mediów dominikanina i alarmistyczne wiadomości o wybitnym poznańskim teologu opublikowane niedawno przez Rzeczpospolitą, mogą sugerować, że dzieje się coś niedobrego na dużą skalę, ale gdy się rozglądam wśród moich konfratrów, nie dostrzegam masowych planów porzucenia sutanny czy habitu. Widzę natomiast kilka problemów, które w jakiś sposób są związane w podaną przez Tygodnik Powszechny informacją, że 60 procent polskich kapłanów chciałoby „założyć rodziny”. Chociaż sama ta informacja podana na pierwszej stronie TP jest nadinterpretacją rzeczywistych wyników. Czytając artykuł dowiadujemy się, że prawie dwie trzecie polskich księży chciałoby mieć rodzinę, a nie że planują ją założyć. Jedno słowo inne, a wielka różnica w treści. Nie ma wątpliwości, że ogromnym problemem księży w Polsce jest samotność i nieumiejętność życia wspólnotowego. Wydawałoby się, że zgromadzenia zakonne powinny być mniej narażone na skutki kapłańskiej samotności, tymczasem spektakularne odejścia dotyczą przede wszystkim zakonników. Problem więc nie w braku ludzi do tworzenia wspólnoty, lecz w nieumiejętności jej stworzenia. Jednym z powszechnych zjawisk, które obserwuję z rosnącym niepokojem, jest wieczorna nieobecność księży na plebaniach. Coraz rzadziej spotkać księdza, zwłaszcza młodego, spędzającego wieczór wraz z jakąś parafialną grupą czy w gronie księży współpracowników. Zanikają również wspólne posiłki. Dawniej na wielu plebaniach „świętą” godziną była godzina obiadu. Przy stole kształtowała się wspólnota. Dzisiaj, z powodu religii w szkole, każdy ksiądz zjada odgrzany obiad o innej porze. Zupełnie jak w znaczącej części polskich rodzin, gdzie zanikają więzi, dawniej pielęgnowane przy stole. A wieczorami księża zamiast zasiadać do wspólnej kolacji wolą wskoczyć w samochód i pojechać do znajomych lub do... restauracji. Celibat jest trudny. Jest ofiarą składaną z siebie, bo przecież na pierwszych stronach Biblii czytamy, że „nie jest dobrze, żeby człowiek był sam”. Ale, jak wynika z artykułu w Tygodniu Powszechnym, nie brak kobiety jest najważniejszym powodem odejść księży. Najpierw zawsze jest kryzys tożsamości. Nieumiejętność przeżywania swojego powołania, brak akceptacji reguł, które się kiedyś przyjęło, rozczarowanie, ambicja. Celibat można znieść w Kościele jednym papieskim dokumentem. Ale czy to sprawi, że nagle przybędzie znakomitych księży? Raczej nie. Wydaje się, że za niezwykle szybko postępującym rozwoju świata nie nadąża formacja kandydatów do kapłaństwa i samych księży. Za dużo w tym rutyny, za mało powiewu Ducha Świętego. To samo dotyczy kościelnych awansów. Jeden z polskich księży, którzy kilka lat temu wyjechali do pracy we Francji, namawiał mnie, abym też tam przyjechał i podobnie jak on pracował w małych wspólnotach. „Tu czujesz, że jesteś księdzem” – zachęcał. On wie, że nie jest urzędnikiem, funkcjonariuszem, reprezentantem instytucji, tylko kimś, kogo określona grupa ludzi bardzo potrzebuje. Wie, po co jest księdzem. Nie ma problemów z celibatem. Jest radosny i szczęśliwy. Ani myśli wrócić do Polski. Myślę, że nie grozi nam masowe odchodzenie polskich księży ze stanu duchownego. Czeka nas intensywna „praca nad księżmi”. Ona już się w Polsce rozpoczęła. Podejmują ją spontanicznie niektóre środowiska kapłańskie i zakonne, podejmują ją także świeccy. Jej efektów jeszcze nie widać. Ale myślę, że się za jakiś czas pojawią.