Między publicystyką a doktryną

ks. Artur Stopka

publikacja 05.12.2007 10:48

Nie sposób odebrać księżom prawa do uprawiania publicystyki i wyrażania w mediach nie tylko nauczania Kościoła, ale również własnych refleksji i wątpliwości.

Wrzucona przez nowy rząd w media kwestia zapłodnienia in vitro, (podparta dodatkowo problemem matury z religii) nabiera temperatury. Tak się złożyło, że w środę „w temacie” wypowiedziało się na łamach prasy autorsko kilku księży – ks. Robert Nęcek w Rzeczpospolitej, ks. Kazimierz Sowa w Dzienniku i ks. Adam Boniecki na łamach małoformatowego Tygodnika Powszechnego. „Oczywiście, państwo zrobi to, co uważa, gdyż ma ku temu środki i możliwości. Jednak w tej sprawie chodzi o wrażliwość moralną osób utożsamiających się z nauką Kościoła katolickiego. Należy wyraźnie stwierdzić, że chęć posiadania dzieci jest godna pochwały, ale nie może przybierać wymiaru za wszelką cenę i wszelkimi środkami. (...) Nauka Kościoła uważa sztuczne zapłodnienie za niegodziwe samo w sobie i sprzeczne z godnością rodzicielską i jednością małżeńską.” – pisze twardo ks. Nęcek i dodaje: „Kościół ma obowiązek przypominania katolikom swojej nauki i wypływających z niej zasad. Nikomu ich nie narzuca. Ale wybór przynależności do wspólnoty wierzących zobowiązuje”. W tekście ks. Sowy można wyczuć nutę osobistą: „Służba zdrowia jest na razie w takiej kondycji, że dla przeciętnego odbiorcy usług medycznych są ważniejsze rzeczy niż metoda in vitro. I mówię to mimo poruszającej obserwacji, jakiej dokonałem wśród moich znajomych. Po wielu latach bezowocnych starań o dziecko zastosowali metodę in vitro i dziś oczekują potomka. Są zupełnie odmienieni, emanują szczęściem. Kiedyś bardziej stwierdzili niż zapytali: ty pewnie nas potępiasz za to, co zrobiliśmy. Odparłem spokojnie, że nie umiem i nawet nie chcę używać takich słów. Mogę ubolewać, że nie przychylili się do argumentów na rzecz adopcji, ale do ludzi zdeterminowanych jak oni takie tłumaczenie nie przemawia”. A szef Tygodnika Powszechnego tak kończy swój tekst: „Bywało, że w miarę rozwoju wiedzy o człowieku Kościół modyfikował pewne zasady, jak choćby w sprawie ważności małżeństwa. Bywało, że wobec stanowiska Kościoła »świat« zaczynał dostrzegać niedoskonałość proponowanych przez siebie rozwiązań, np. uznając realność problemu eksperymentowania na ludzkich embrionach. W sprawie finansowania z budżetu zapłodnienia in vitro biskupi w Polsce nie muszą zabierać głosu, bo budżet nie jest sprawą Episkopatu. Być może po trzydziestu latach badań, rozwoju nauki i doświadczeń Stolica Apostolska będzie chciała coś dodać do tego, co głosiła przed dwudziestu laty (chodzi o „Instrukcję o szacunku dla rodzącego się życia ludzkiego i o godności jego przekazywania »Donum vitae«”, zatwierdzoną przez Jana Pawła II i podpisaną przez prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Josepha Ratzingera 22 lutego 1987 r., zdecydowanie negatywnie oceniającą zapłodnienie pozaustrojowe – przyp. Ks. A. S.). Wszystkie te słowa napisali księża Kościoła katolickiego. Co ma zrobić tzw. przeciętny katolik, który wszystkie te teksty przeczyta? Czy ma prawo mieć wątpliwości, jakie w końcu jest stanowisko Kościoła w kwestii in vitro? Czy – jeśli akurat ma w rodzinie problem z niepłodnością - ma prawo wykorzystać fragmenty któregoś z tych tekstów przy podejmowaniu decyzji lub doradzaniu innym? Nie sposób odebrać mu tego prawa. Tak, jak nie sposób odebrać księżom prawa do uprawiania publicystyki i wyrażania w mediach nie tylko nauczania Kościoła, ale również własnych refleksji i wątpliwości. Cała sztuka w tym, aby odbiorcy mieli możliwość jasnego odróżnienia tego, co jest rzeczywiście nauczaniem Kościoła w jakiejś sprawie, a co osobistą „wariacją na temat” tego czy innego księdza.