Moniuszko? Kościuszko?

Piotr Drzyzga

publikacja 02.03.2009 11:52

W weekend na nasze ekrany wszedł film „Popiełuszko. Wolność jest w nas". Czy jest to produkcja udana?

Wybierając się na film do kina miałem sporo obaw. W ostatnich latach, szczególnie w Teatrze Telewizji wiele było takich obrazów, które ukazywały nam PRL jako czarno-biały świat szlachetnych opozycjonistów i diabolicznych ubeków. Tych pierwszych filmowano na tle skąpanej słońcem przyrody, tych drugich w zadymionych melinach w otoczeniu kobiet lekkich obyczajów – kto widział „Złodzieja w sutannie” ten wie, o czym piszę. Całe szczęście ekranowa biografia księdza Jerzego odbiera, od tamtego schematu. Czy jednak można ten film nazwać biograficznym? To raczej imponujący fresk historyczny na tle którego umieszczono sceny z życia księdza Popiełuszki, przeplatając je ogromną liczbą autentycznych wydarzeń z historii współczesnej, do czego wykorzystano także zdjęcia dokumentalne. Jest tu klika scen „kulejących”. Patetyczne pokazywanie Polski w kilku sekwencjach od Bałtyku, po szczyty Tatr, z góralami, harcerzami, górnikami w galowych mundurach i Zbigniewem Herbertem w tle to jednak mała przesada – istny, defiladowy patriotyzm - ale to właściwie jedyny zarzut, jaki mam do twórców filmów. Adam Woronowicz błysnął już aktorsko w „Chopinie. Pragnieniu miłości”, a tutaj tylko swą klasę i talent potwierdził, znakomite są także zdjęcia i rozmach inscenizacyjno-scenograficzny. Cieszy także fakt, że postać księdza Jerzego postanowiono pokazać z różnych perspektyw. Nie jest więc on tylko i wyłącznie bohaterem, jak Moniuszko i Kościuszko – o czym zresztą humorystycznie mowa w filmie - czy też walczącym za sprawę cierpiętnikiem-męczennikiem, ale także człowiekiem potrafiącym z siebie żartować, rozładowując w ten sposób patos, na jaki zanosiło się w kilku scenach. Obok kapitalnej Agaty Piotrowskiej-Mastalerz w roli makbetowsko podłej pani prokurator, mamy również autentycznie zawstydzonych sędziów, którzy zmuszeni są wydać wyrok, z którym się nie zgadzają, a co, powodowani strachem, jedna czynią. Między innymi ta scena ratuje film od czarno-białego ukazywania realiów PRL-u. „Prymas. Trzy lata z tysiąca” i „Śmierć jak kromka chleba” były poruszającymi dramatami. „Popiełuszko. Wolność jest w nas” ma raczej inne ambicje. To film w dużej mierze przeznaczony dla szkolnej widowni, streszczający kilka dekad z historii, ale bynajmniej nie oznacza to, że jest przez to gorszy. Zwłaszcza w finale porusza, podobnie jak wspomniane filmy Kotlarczyk i Kutza. Bez wątpienia warto zobaczyć.