Personalistyczna rewolucja

ks. Robert Skrzypczak/Rzeczpospolita

publikacja 03.09.2005 09:12

Bez Jana Pawła II i jego wizji osoby ludzkiej nie byłoby ani "Solidarności", ani młodzieży w Kolonii.

Od początku Bóg zamierzył, by stworzyć człowieka nie jako samotnego mieszkańca prywatnego raju, ale twórcę i uczestnika solidarnej wspólnoty. Dwadzieścia pięć lat od wydarzeń gdańskich to wystarczająca perspektywa, by z dystansu spojrzeć na fenomen "Solidarności", który podniósł z klęczek Polaków i zapłodnił umysły wielu ludzi na całym świecie. U jego podłoża - jak przyznaje Lech Wałęsa - znalazł się przede wszystkim duszpastersko-intelektualny "zasiew" papieża Jana Pawła II. Nieprzypadkowo też młodzi ludzie uciekający przed ideologiami i płycizną konsumenckiego stylu życia, przyjeżdżający na wielkie zgromadzenia liturgiczne z papieżem, szukający wspólnot i wolontariatu, zadający sobie pytania o życie i powołanie, nazywają sami siebie generacją JP2. Prawdziwymi rewolucjonistami budzącymi procesy przemian w świecie są święci - mówił przed kilkoma dniami w Kolonii Benedykt XVI. W roku 1968 kard. Karol Wojtyła napisał do swego przyjaciela, teologa Henriego de Lubaca: "Zło naszych czasów polega w pierwszym rzędzie na pewnego rodzaju degradacji, czy wręcz ścieraniu na proch, fundamentalnej wyjątkowości każdej osoby ludzkiej. (...) Takiej dezintegracji, będącej niekiedy zaplanowanym celem ideologii ateistycznych, musimy przeciwstawić nie tyle sterylne polemiki, ile pewną "rekapitulację" nienaruszalnej tajemnicy osoby". Nie walka na pięści czy pieniackie debaty, ale wzmacnianie wartości osobowej w człowieku, a przez to jego godności - oto strategia zaproponowana i realizowana przez Karola Wojtyłę. "Trzeba dziś - pisał w swoim czasie biskup Jan Chrapek - z jeszcze większą mocą podkreślać związek solidarności z personalizmem, konieczność poszanowania człowieka, aby ocalić dla przyszłości ten etos". EKSPLOZJA MOŻLIWOŚCI Personalizm Karola Wojtyły ukształtował się pod wpływem dwóch zjawisk XX wieku. Jednym były ateistyczne i groźne dla ludzkości totalitaryzmy. Drugim - nurt odnowy Kościoła katolickiego pod wpływem Soboru Watykańskiego II. Personalizm Jana Pawła II opiera się na ścisłym związku filozofii z teologią, a zwłaszcza refleksji z życiem, na co zwrócił uwagę biograf Jana Pawła II, George Weigel: "Filozofia Wojtyły nigdy nie była celem samym w sobie, ale pozostawała w służbie jego apostolskiego, ewangelizacyjnego i duszpasterskiego życia".

Personalizm jest przeciwieństwem tak indywidualizmu, jak i kolektywizmu. "Miłość, cywilizacja miłości związane są z personalizmem - naucza papież - bo chodzi o osobę zdolną stawać się darem dla drugich, a co więcej, znajdującą w tym radość". "Osoba jest takim bytem - pisał - że właściwym dla niej odniesieniem jest miłość. Jesteśmy sprawiedliwi wobec osoby, jeżeli ją miłujemy - tak Boga jak i ludzi". Wyjątkowa godność osoby ludzkiej płynie stąd, iż jest ona "jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego". Osoba jest istotą duchową i cielesną. Osoby nie da się bez reszty zastąpić i nie ma za nią żadnej ceny. "Wielu ludzi ma tak ogólne i niejasne wyobrażenie Boga - stwierdza Jan Paweł II - że często graniczy to z jakąś religijnością bez Boga, pojmującą wolę Bożą jako niezmienne i nieuniknione przeznaczenie, do którego człowiek winien się jedynie dostosować i biernie się mu poddać. Nie jest to jednak oblicze Boga, jakie objawił nam Jezus Chrystus". Zastosowanie terminu "osoba" w stosunku do Boga uzasadnione jest tym, że wychodzi On naprzeciw światu. Czyni się w nim obecny, przenika go i ożywia od wewnątrz. Prawda, że Bóg jest bytem osobowym, oraz fakt, że człowiek jest osobą, posiada zasadnicze konsekwencje. Karol Wojtyła prezentuje całościową wizję człowieka, obejmującą osobę i jej dzieło życiowe. Czyn stanowi najodpowiedniejszą perspektywę spojrzenia na człowieka, bo "czyn prowadzi osobę ku doskonałości". W czynie osoba eksploduje swoimi możliwościami. DOBRO NIE MOŻE BYĆ NARZUCONE Poprzez to, co czyni, człowiek staje się coraz bardziej "jakimś", a nawet "kimś". Człowiek jest bowiem jedynym bytem, który stawia sobie pytania o sens swego istnienia. Ma też nieskrępowane sumienie, więc "jest wezwany do odpowiedzialnego życia w społeczeństwie i w dziejach i podporządkowany wartościom duchowym i religijnym". Dzięki temu może funkcjonować jako "samodzielny podmiot decyzji moralnych". Stąd godność człowieka powołanego do tego, by mógł się spełniać, poszukiwać sensu i wartości swego działania, podążać w kierunku własnego rozwoju, wnikać w siebie, samokontrolować, korygować i nawracać. W takim świetle patrzy papież na człowieka, który pracuje i uczestniczy w życiu społecznym. Także wspólnotę ludzką Karol Wojtyła rozumiał i definiował podmiotowo. Chodzi w niej o wyjście poza indywidualne "ja", aby doświadczyć "my". Nie po to, by sprowadzić człowieka do roli trybu w społecznej maszynerii, lecz przeciwnie, by doświadczyć "konstytuowania się konkretnego "ja" poprzez działanie i bytowanie "wspólnie z innymi"". Nie każda wspólnota może stać się podmiotowa. Zależy to także od "dobra wspólnego", które jej członkowie realizują lub w którym uczestniczą. Nie może być ono narzucone czy wymuszone. Tak pojawia się, według papieża, szansa wzrostu cnoty solidarności, czyli woli angażowania się na rzecz dobra wszystkich i każdego.

By stawać się osobą, trzeba żyć w relacji z Bogiem. "Negacja Boga pozbawia osobę jej fundamentu". Swoją osobowość człowiek zawdzięcza temu, że odbija w sobie osobową naturę Boga. Wewnętrzna zależność od Stwórcy, według Jana Pawła II, powoduje w człowieku "poczucie niezaspokojenia", jakiego doznaje opierając się na sobie samym, i w związku z tym "dążenie ku pełni życia" przekraczającego granice czasu. Osoba doświadcza istnienia w wychodzeniu poza własne "ja". Osoba potrzebuje drugiej osoby, aby móc się w pełni zrealizować. Dar z siebie samego dla innej osoby czy innych osób to "definicja osoby". Od początku Bóg zamierzył, by stworzyć człowieka nie jako samotnego mieszkańca prywatnego raju, ale twórcę i uczestnika solidarnej wspólnoty. Taki jest sens słynnego papieskiego przesłania z Gdańska: "Nie ma Solidarności bez miłości". ZŁOTA ŻYŁA LUDZKIEJ MYŚLI "Powołanie każdego bytu ludzkiego wiąże się z niewyczerpaną zdolnością ludzkiego serca do miłości Boga i człowieka, nawet gdy to przynosi cierpienie" - naucza Jan Paweł II. Tyle wiemy o sobie, na ile zostaliśmy wypróbowani. Wizja człowieka i jego przeznaczenia musi przejść weryfikację w sytuacjach granicznych. Jedną z nich jest cierpienie. Cierpienie, choroba i ból, zwłaszcza niezawiniony, dotykający bezbronnych to podstawowe problemy odnoszące się do sensu życia, obecności dobra, istnienia Boga. Gdy się pojawiają, pociągają za sobą pytanie: Dlaczego? Ateizm ma swe najgłębsze korzenie w zgorszeniu krzyżem. "Aby móc poznać prawdziwą odpowiedź na pytanie, "dlaczego cierpienie" - uczy Jan Paweł II - musimy skierować nasze spojrzenie na objawienie Bożej miłości. Miłość jest najpełniejszym źródłem odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia. Odpowiedzi tej udzielił Bóg człowiekowi w Krzyżu Jezusa Chrystusa". Jezus "sam to cierpienie wziął na siebie". Chrystus sięgnął korzeni zła i negacji, aby stamtąd wyprowadzić życie i dobro. Wypełnia na sobie nieosiągalne pragnienie człowieka i najwyższe prawo życia: będziesz kochał. Tutaj życie zostaje uwolnione. Bo przecież, jak twierdzi Jan Paweł II, "życie osiąga swój szczyt, swój sens i swoją pełnię, kiedy zostaje złożone w darze". I dodaje: "Cierpienie jest wezwaniem do ujawnienia moralnej wielkości człowieka, jego duchowej dojrzałości". Autor tych słów okazał się świadkiem ich prawdziwości. Przez wiele lat dźwigał na sobie krzyż sędziwego wieku, przeżytego zamachu na życie, blizn po krwawych ranach od kul, ból po niezbyt udanej operacji bioder i chorobę Parkinsona. Jan Paweł II pomógł nam odkryć złotą żyłę ludzkiej myśli, wiary i doświadczenia. Nie czerpać z niej byłoby marnotrawstwem. Fenomen "Solidarności" nie może stać się tylko faktem historycznym, a pokolenie JP2 nie powinno wymrzeć. Papież swą personalistyczną fascynację ostatecznie rozumiał tak: "Ja za wszystkich po prostu modlę się dzień w dzień. Gdy spotykam człowieka, to już się za niego modlę i to zawsze pomaga w kontakcie z nim. Trudno mi powiedzieć, jak ludzie to odbierają - trzeba by ich zapytać. Mam jednak taką zasadę, że każdego przyjmuję jako osobę, którą przysyła Chrystus". KS. ROBERT SKRZYPCZAK Autor jest duszpasterzem akademickim w warszawskim kościele św. Anny