publikacja 10.10.2005 20:00
W miejsce kazania miało być rozważanie ewangelii w ciszy. Biskup usiadł. - Zemdlał! Biskup zemdlał! - zaczęli się cieszyć stojący opodal kościoła ludzie. W Miasteczku Śląskim od miesięcy trwa awantura o księdza.
Księża w białych albach wychodzą z kościoła i długimi szeregami idą w kierunku cmentarza. Wśród nich dwaj biskupi. – „Zdrowaś Mario, łaski pełna…” – słychać słowa modlitwy różańcowej. Kiedy przechodzą obok probostwa, w zebranym tłumie zaczyna kipieć. Ludzie wywrzaskują demonstracyjnie: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi!”. – Pedały! – syczy jedna z kobiet. – Jeszcze się śmieje, baran! – dopowiada druga. – Coś szatańskiego było w tym krzyku, zauważył pan? – powiedział potem jeden z księży. Istotnie, jakaś straszliwa zawziętość opanowała umysły części parafian Miasteczka Śląskiego. Kamieniem obrazy jest były administrator parafii. Ksiądz Grzegorz Dewor został zawieszony w czynnościach kapłańskich za nieposłuszeństwo biskupowi. Mimo tego nie opuszcza plebanii, zagrzewając tłum zwolenników do pikietowania budynków parafialnych. Deklaruje gotowość podporządkowania się biskupowi, ale uniemożliwia dostęp do kancelarii mianowanym na swoje miejsce kapłanom. W efekcie parafia podzieliła się na „deworian”, czyli zwolenników księdza Dewora i „zacnych” – jak ci pierwsi z przekąsem nazywają osoby lojalne wobec władzy kościelnej. Deworianie są dumni z własnego protestu. – Walczymy o prawdę – powtarzają. Każdego dnia odnotowują wielkimi cyframi kolejny dzień pikiety. Jest sobota 8 października – na przykościelnym drzewie widnieje „141”. To mniej więcej tyle samo, co zebranych przed plebanią deworian. Przyszli wszyscy, którzy mogli, bo właśnie na coroczny dzień skupienia mają tu przybyć kapłani całej diecezji gliwickiej. Deworianie jednak nie zamierzają uczestniczyć we Mszy. Stoją, mierząc wzrokiem przybywających duchownych. Na parking zajeżdża bus. – Widzicie, jakimi autami jeżdżą? Pasibrzuchy! – cedzą przez zęby pobożnie wyglądające kobiety.
Jeden z dziennikarzy chce dowiedzieć się czegoś o rzekomych kulisach odwołania księdza Dewora. – Będąc tyle w Kościele, wiem o nim zbyt wiele, ale obiecałem, że nie będę Kościoła błaźnił – odpowiada wielkodusznie, nie precyzując jednak, komu obiecywał ocalenie Kościoła przed swoją wiedzą. – Ksiądz Grzegorz przyjął karę, żeby nas, parafian, ochronić od kary biskupiej! – wtrąca się ktoś z obstawy. Ksiądz milcząco aprobuje tę wypowiedź. Nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, jak się to ma do rzeczywistości, skoro właśnie jego postawa pogarsza sytuację wszystkich. Nie bardzo też radzi sobie z pytaniem o posłuszeństwo, które przyrzekał biskupowi. – Posłuszeństwo tak, ale posłuszeństwo rozsądne, które zakłada dobro ludzi, do których zostałem posłany – odpowiada wreszcie. Gdy drążę sprawę wartości posłuszeństwa w Kościele, jeden z obecnych nie wytrzymuje. – Posłuszeństwo? Panie! To już nie średniowiecze. Za pięćdziesiąt lat tym posłuszeństwem będziemy się podcierać! – wykrzykuje. Zgiełk narasta. Ksiądz uważa, że to przez odwołanie go z funkcji dobro parafii ucierpiało. – Do kościoła chodzi teraz o jedną trzecią mniej, jeszcze mniej wrzuca kolektę, nie kontynuuje się remontów… – wylicza. – Przecież to skutek księdza uporu – wchodzę w słowo. – Czy takie rzeczy i to, że ludzie obrzucają obelgami księży, to dobry owoc? – pytam. – Tak – odpowiada ksiądz. Podobnie nielogiczne są odpowiedzi przy sprawie okupacji plebanii. – Ksiądz chce odejść, ale my księdza nie wypuszczamy! – unoszą się honorem deworianie. Ksiądz nie zaprzecza, ale nie umie wytłumaczyć, dlaczego w takim razie nie zwraca się o pomoc do policji. Ostatecznie ujawnia rzeczywistą przyczynę swojej postawy: – Ja sobie nie życzę idiotycznych dekretów! – mówi poirytowany. Wreszcie wszyscy mają dosyć. Ksiądz wstaje. – Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu… – rozpoczyna modlitwę. Jakoś dziwnie brzmią w tym pełnym nienawiści miejscu słowa o chwale Boga. Podobnie jak ten demonstracyjny wrzask modlitwy maryjnej. Podobnie jak cowieczorne „apele jasnogórskie”, w których deworianie nie modlą się „za”, lecz „przeciw”, podobnie jak ingerencje w liturgię i blokowanie kościoła. A jeszcze niedawno Miasteczko Śląskie było spokojną, pełną bogobojnych ludzi miejscowością. Kto ich tak zmienił?