W niedzielę nie kupuję

publikacja 29.01.2008 09:58

Postanowiliśmy reaktywować naszą Internetową Kampanię Odmowy. Uważamy, że już przyczyniła się ona do pewnej zmiany świadomości Polaków. Wznawiamy ją, aby nie zmarnować tego, co już udało się dokonać.

Deklaracja programowa

Nie pozwolę sobą manipulować. Bronię wolności. Swojej i innych. Nie pójdę w niedzielę do sklepu. Nie chcę, aby przeze mnie tysiące ludzi, przede wszystkim kobiet, nie mogły w niedzielę zjeść obiadu z rodziną, odwiedzić znajomych lub pójść z dziećmi do parku. Nie pozwolę, by przeze mnie tysiące ludzi pracowało w niewolniczym systemie przez siedem dni w tygodniu.
Nie pozwolę się szantażować groźbami zwolnień w sklepach. To sklepy są dla mnie, a nie ja dla nich. Nie pozwolę, by właściciele placówek handlowych, a za nimi dziennikarze, powtarzali kłamstwo, że przeze mnie ktoś straci pracę. Nie pozwolę, by ktoś powołując się na mnie ograniczał wolność pracowników, odbierając im prawo do wypoczynku i normalnego życia rodzinnego. Wszystko, czego potrzebuję, kupuję od poniedziałku do soboty. To nieprawda, że jeżeli nie pójdę w niedzielę do sklepu, wydam w nim mniej pieniędzy. Nie pozwolę się obrażać. „Polacy przychodzą do hipermarketów z nudów”. Tak powiedziała dziennikarka ogólnopolskiej telewizji. W tym samym programie inny dziennikarz dowodził, że z powodu ograniczenia handlu niedzielnego w Radomiu mieszkańcy miasta „mogą najwyżej iść na spacer”, bo tylko hipermarkety zapewniały radomianom rozrywkę. To poniżające i obraźliwe. Właściciele hipermarketów mają w pogardzie swoich klientów. Uważają, że bez nich Polacy nie potrafią wypoczywać, świętować ani się bawić. Proponując rozrywkę najniższego lotu, równocześnie drenują kieszenie biednych ludzi, wciskając im w tzw. promocjach towary, których niejednokrotnie oni wcale nie potrzebują.
Nie zgadzam się na takie traktowanie. Nikt nie będzie mi mówił jak i gdzie mam spędzać czas wolny. Nikt nie będzie za mnie decydował. Umiem się bawić i odpoczywać. Nie muszę tego robić w sklepie. „Nie czyn drugiemu, co tobie nie miło”. Nie chcę pracować w niedzielę i nie zamierzam innych zmuszać do tego, czego nie chcę dla siebie. Jestem człowiekiem, nie pozwolę się zredukować tylko do roli konsumenta. Robienie zakupów nie jest sensem mojego życia. Chcę być, a nie mieć. Chcę normalnie żyć i pozwalam normalnie żyć innym. Niedziela od tysiącleci jest dniem odpoczynku. Mojego i innych.

STOP KUPOWANIU W NIEDZIELĘ!!!

Weź udział w Internetowej Kampanii Odmowy „W niedzielę nie chodzę do sklepu” Jeśli przyłączysz się do naszej Internetowej Kampanii Odmowy „W niedzielę nie chodzę do sklepu” dopisz się TUTAJ

Między innymi oni dołączyli do Internetowej Kampanii Odmowy:

http://www.opoka.org.pl http://www.katolicka.alleluja.pl http://www.agape.end.pl http://www.cliparty.chrzescijanskie.prv.pl http://www.rozaniec-rodzicow.prv.pl http://www.kmdm.prv.pl http://www.kociewie.info.pl http://papiotr.blog.pl Radio Plus Łódź http://www.joannab.alleluja.pl http://www.grupamedialna.info http://www.isidorus.net http://brutal.blog.pl Parafia NMP Królowej Polski w Tarnowie - Mościcach http://www.gniezno.odnowa.opoka.org.pl http://www.gniezno.ofmconv.opoka.org.pl http://www.ak.org.pl http://www.dk.oaza.org.pl http://www.taize.abc.pl http://www.sekcjasportowa.prv.pl http://www.wiktor.alleluja.pl http://www.jerzy.alleluja.pl http://szczepanek.org Radio Plus Bydgoszcz http://www.paulus.org.pl http://www.zielona.plock.opoka.org.pl http://www.pomoce.plock.opoka.org.pl Portal Diecezji Radomskiej www.annaberg.prv.pl SWK.pl - Serwis Wydawców Katolickich http://www.nspj.nowytarg.pl http://www.radom.kik.opoka.org.pl http://www.lmm.pl Parafia Żalno http://www.diecezja.wloclawek.pl/da Duszpasterstwo Służby Liturgicznej Archidiercezji Poznańskiej http://www.wokol-oltarza.prv.pl http://www.kazikq.alleluja.pl http://www.wzon.prv.pl http://www.npr.pl http://www.wosiu.prv.pl Centrum Wolontariatu w Bydgoszczy Młodzieżowa Grupa Modlitewna http://prawy.pl http://chwalciepana.toplista.pl http://www.mikolaj.bochnia.pl http://www.stronie.swidnica.opoka.org.pl http://www.kostecki.pl http://www.stronie.toplista.pl http://www.brzeznica.diecezja.swidnica.pl http://www.doris.alleluja.pl http://www.nsj.wlodawa.info http://www.sw.kazimierz.koszalin.opoka.org.pl http://www.katedra.opole.pl http://www.ppt.lap.pl http://www.odnowa.int.pl http://zascianek.pl http://www.jurandot.prv.pl http://www.kowalczyka.of.pl http://www.kazimierz.org http://www.wloclawek.ofm.krakow.pl http://www.wloclawek.ofm.krakow.pl http://www.historia.org.pl http://www.malawi.alleluja.pl http://opakowania.xhaven.net http://republika.pl/djarosik_allegro http://www.swmarek.waw.pl http://www.rodzina.lo.pl http://www.wspolnota.rodzin.omi.org.pl http://www.kinowo.com http://www.liturgia.wroclaw.pl http://www.krzyz-zawada.katowice.opoka.org.pl http://www.kleszcz.hg.pl http://www.torun.com/koliber http://www.mati1977.alleluja.pl http://aidit.neostrada.pl http://www.parafia.cieszanow.pl http://www.jezuici.pl/arka http://www.magplus.prv.pl http://www.rosary.katolik.pl http://www.kleszcz.hg.pl http://www.erm.pl http://www.jozefpuszczykowo.archpoznan.org.pl http://www.zbroszaduza.mkw.pl http://www.jurgow.pl http://www.libiszewski.pl http://www.buli1990.alleluja.pl http://www.parafia-maryi-krolowej.poznan.pl http://psychologia4u.w.interia.pl http://www.odnowa.hg.pl Dziękujemy!!! Czekamy na następne zgłoszenia Wstaw na swojej stronie baner lub logo akcji. Możesz też wstawić kod: Jeśli popierasz naszą Kampanię, ale nie masz witryny internetowej złóż deklarację poparcia tutaj: POPIERAM :.

Między innymi oni popierają Kampanię Odmowy:

Witam, i jak najbardziej popieram, już od ponad roku stosuję to w swojej rodzinie i stawiam czoła dziwnym minom znajomych gdy mówię o co chodzi. Moje dzieci (7 i 4lata) już wiedzą że w niedzielę do sklepu nie chodzimy i nie kupujemy żadnych łakoci na spacerze po mszy św. Po prostu jest niedziela i wszyscy świętują! Powodzenia! Aga
Szczesc Boze dolaczylismy do akcji STOP zakupom w niedziele zamiescilismy banner na stronie http://www.sw.kazimierz.koszalin.opoka.org.pl/ a takze wydrukujemy manifest w najblizszej gazetce parafialnej pozdr. xMG
Popieram tych, którzy protestują przeciw handlowaniu w niedzielę. Jestem matką 5 dzieci, mój mąż pracuje zawodowo, nie mamy zbyt wiele czasu na różne rzeczy. Czasem bywa tak, że zakupy robimy naprawde późnym wieczorem.Jest to dla nas, wierzcie mi, jeden z najbardziej nielubianych obowiązków.Na pewno nie jest to dla nas żadna przyjemność! Nigdy nie robimy tego z dziećmi, chyba, że trzeba kupić coś na wymiar. Jednak nie do pomyślenia jest robienie ich w niedzielę. Jest to przecież jedyny dzień tygodnia, kiedy wolny czas możemy spędzić razem. Jak np. porozmawiać z dziećmi o ich troskach i radościach, jak przytulić sie do męża? KUPUJĄC ZIEMNIAKI?! Że nie wspomnę o Bogu! Czy przechadzając się między półkami sklepowymi można myślami wrócić do usłyszanej na mszy Ewangelii?No i oczywiście ta masa kobiet zatrudnionych w hipermarketach. Przecież mają swoje rodziny i nie wierzę w to, by nie chciały choćby jednego dnia spędzac wspólnie z nią. Z BOGIEM!
Oczywiscie, popieram akcje:Nie kupuje w niedziele ! s. Dolores
"Niedziela jest Boża i nasza" jedyny dzień w tygodniu kiedy wraz całą rodziną możemy być naprawdę razem na Mszy Świetej oraz przy wspólnych posiłkach przy jednym stole. Niedziela to czas odwiedzin świętowania a nie chodzenia [po sklepach bo od tego sa dni roboczea w niedzielę wszyscy swiętują i nie zdazyło się by ktoś z członków rodziny w niedziele chodził do sklepu, przecież Ci którzy pracują w sklepach tez chca miec jeden dzień wolny od pracy. Wyjatkiem kiedy trzeba isc po zakupy jest udanie sie do apteki ale to już jest konieczność i naglym wypadku. Pozdrawiam Dorota
Przyłączam sie do akcji " Nie kupuję w niedzielę do sklepu" Mariusz
Oczywiście popieram akcję nie robienia zakupów w niedzielę. Nigdy tego nie robię, mając na uwadze to że sklep to ludzie którzy w nim pracują i przez kupujących nie mogą uświęcić niedzieli. Wiele się o tym mówi, ale ja chciałbym przy tej okazji zwrócić uwagę na inną, podobną sprawę, o której nikt nie mówi. Chodzi o "Specjalne Strefy Ekonomiczne", sam pracowałem w firmie znajdującej się w takiej strefie w Tychach, mam też wielu znajomych pracujących w podobnych firmach. W wielu firmach tam funkcjonujących, niema czegoś takiego jak niedziela czy święta. Pracuje się siedem dni w tygodniu, lub w tzw. systemie czterobrygadowym. Przy okazji z tego co mi wiadomo system taki jest nie legalny w unii europejskiej ( firmy obchodzą ten zakaz zmieniając nazwę na "praca w ruchu ciągłym"). System ten polega na pracy przez cztery dni i jednym lub dwóch dniach wolnego, obojętnie kiedy on przypada. Bezczelność pracodawców doszła już do tego że, na stwierdzenie pracownika "W niedzielę chciałabym iść do kościoła" pracodawca odpowiedział "Jeśli pani chce chodzić do kościoła to proszę sie zwolnić". Praca w niedziele i święta to tylko jeden z wielu sposobów wykorzystywania pracowników. Firmy działające w takich strefach to w większości firmy produkcyjne. Praca w takich przedsiębiorstwach w niedziele to nie usługi dla innych, takie jak praca w restauracji, stacji benzynowej, kinie, czy choćby w sklepie ale tylko jeszcze większa produkcja części, podzespołów czy urządzeń, powodująca jeszcze większy zysk właścicieli tych firm. Firmy te to w ogromnej większości, przedsiębiorstwa zagraniczne i produkcja wytworzona tam jest najczęściej wysyłana w całości za granicę. Rozumiem to że w specjalnych strefach ekonomicznych tak jak i w sklepach wiele osób znajduje zatrudnienie, jednakże praca w niedziele i święta w jednych i drugich jest normą. W sklepach można jeszcze coś na to poradzić, nie chodząc do nich, co jest słusznie nagłaśniane. Jednakże co do pracy w niedziele w firmach produkcyjnych sposób taki nie wchodzi w grę. Wszystkiemu winne są ustawy i przepisy pozwalające na takie procedery. Dobrze by było nagłośnić również i tą sprawę. Z poważaniem Janusz S
Nie robię zakupów w niedzielę. wr
Popieram kampanie przeciwko zakupom w niedziele. Niedziela jest dla ludzi, a nie dla kabzy malej grupy wlascicieli sieci sklepow. Pozdrawiam Mariusz Trebicki
Szczęść Boże! ~Pozdrawiam wszystkich Autorów strony internetowej Wiara. Mam okazję przyłączyć się do osób, które nie kupują w niedzielę. Urodziłam się w Radomiu, mieście które jako pierwsze powiedziało " Nie" zakupom w niedzielę. Lecz niestety po miesiącu władze miasta decyzję odwołały. Szkoda, że mieszkańcy miasta zapomnieli o co walczyli przed laty, gdy liczyła się godność człowieka, a ta w tej chwili jest deptana. To zauważa się w każdej sferze życia społecznego. Mam nadzieję, że nie damy się wszyscy omamić mamonie i uszanujemy Dzień Pański. Wiesława
Dołączm się do akcji odmowy robienia zakupów w niedzielę Wanda Bajor
Szczęść Boże! Dziękuję za akcję „W niedzielę nie chodzę do sklepu”. Całym sercem pragnę ja poprzeć i dołączyć. Życzę sukcesów i jak największej jedności ludzi wierzących i myślących po katolicku; również dla dobra innych. Pochodzę z Węgrowa (diecezja drohiczyńska) i jestem prezesem Stowarzyszenia Ruch Effatha. Z wyrazami szacunku i wsparciem modlitewnym Andrzej Wronka
Popieramy akcję - "nie robię zakupów w niedzielę" i nie robimy zakupów w niedzielę. Niedziela jest do świętowania Dnia Pańskiego i odpoczynku. Elżbieta z mężem w pelni wladz umyslowych stwierdzam ze chce sie przylaczyc do akcji "W niedziele nie chodze do sklepu" ;> Stefan PRZYŁĄCZAM SIĘ Stefan Grabski 80-251 Gdańsk
Podzielam Wasze zdanie WW
Przyłączam się do Internetowej Kampanii Odmowy - jestem całym sercem za prawem do odpoczynku - ludzi pracujących w niedzielę. K_rysia
To jest piękna inicjatywa katolików świeckich przyłączamy się do niej. Jesteśmy z Wami. Za Odrą sklepy zamknięte. Dlaczego jesteśmy ślepi i tak nie zdyscyplinowani. Nie wszyscy, to prawda. Przejrzyjmy i obudżmy się. kk Parafia Sady
Nie! Ani ja, ani moja żona nie chodzimy w niedzielę do sklepu. Świętujemy niedzielę w inny sposób! Pozdrr., Boaski.
W NIEDZIELĘ NIE CHODZĘ JA ANI MOJA RODZINA DO SKLEPU! PS.: temat ten powinien być STALE obecny podczas kazań na Mszach świętych -gdyż tylko w ten sposób można wiernym uświadomić, że będąc katolikiem i idąc w niedzielę do sklepów GRZESZĄ! Każda ambona powinna być skutecznym środkiem społecznego przekazu. W mojej parafii zdarza się, że "pobożne niewiasty" wychodząc z kościoła, po Mszy świętej, idą do sklepu na zakupy! Taki jest poziom wiedzy religijnej. Jeżeli te uwagi są napisane pod niewłaściwy adres to proszę je skierować tam gdzie powinny być skierowane. Szczęść Boże! Leszek M.
Szanowni Państwo! Cieszę się, że temat handlu w niedzielę jest wciąż obecny na stronie głównej portalu Wiara. Walka w tej sprawie powinna być kontynuowana wszelkimi dostępnymi środkami aż do zwycięstwa, tj. powszechnego ograniczenia handlu w niedziele i święta w naszym kraju. Z poważaniem Mariusz Malec
Jeśli popierasz naszą Kampanię, ale nie masz witryny internetowej złóż deklarację poparcia tutaj: POPIERAM :. RAPORT

Handel w niedzielę

Zgierz i Radom były pierwsze. W Zgierzu się nie udało. W Radomiu znacząco ograniczono handel w niedzielę. W mediach rozpętała się wojna. Był rok 2004... Ale zaczęło się wcześniej. W roku 2001 poslcy biskupi wystosowali list do ówczesnego Prezydenta RP:

Bronić wartości niedzieli

List Episkopatu do Prezydenta RP Prezydent zawetował ustawę zakazującą handlu w niedzielę. Zanim to uczynił, biskupi polscy przesłali na jego ręce specjalny list, w którym przypomnieli, że powstrzymywanie się od pracy w niedzielę to nie tylko nakaz religijny, ale podstawowe prawo człowieka. List podpisał w imieniu Episkopatu Prymas Polski kard. Józef Glemp. Szanowny Panie Prezydencie, Biskupi polscy z dużym niepokojem przyjęli zapowiedź zawetowania ustawy zakazującej handlu w niedzielę. Ustawa ta bowiem stwarza szansę przywrócenia w Polsce właściwego charakteru pierwszego dnia tygodnia, jak też zbliża prawodawstwo naszego kraju do norm przyjętych w wielu państwach Unii Europejskiej. Jesteśmy przekonani, że niezależnie od wymogów dokonującej się w naszym kraju transformacji, należy bronić tej wartości, jaką stanowi świąteczny charakter niedzieli. Dzień Pański nie tylko bowiem wyznaczał rytm liczącej dwa tysiące lat historii Kościoła, ale stał się istotnym elementem naszej cywilizacji. Świętowanie niedzieli, zagwarantowane przez prawodawstwo państwowe, nie jest przypadkową okolicznością historyczną, lecz trwałym, uniwersalnym elementem duchowego dziedzictwa Europy. Pragniemy zauważyć, że powstrzymywanie się od pracy w tym dniu jest nie tylko nakazem religijnym, lecz także podstawowym prawem człowieka, prawem, którego Kościół zawsze i pod każdą szerokością geograficzną bronił, upominając się o jego respektowanie. Kościół w swych dokumentach wielokrotnie wskazywał, że świąteczny odpoczynek jest prawem człowieka pracy, które państwo winno gwarantować. Ojciec Święty Jan Paweł II w liście apostolskim Dies Domini wyraźnie przypomniał, że ?uczestnictwo we Mszy świętej [niedzielnej] jest dla wiernych obowiązkiem, od którego może ich zwolnić tylko poważna przeszkoda? (Dies Domini, 49). Chrześcijanin winien zatem wypełnić ten obowiązek, łącząc to z indywidualnymi i wspólnotowymi formami przeżywania wiary, która objawia się w obchodzeniu Dnia Pańskiego. Dlatego też brak ustawowego zakazu handlu w niedzielę, i wynikający stąd przymus pracy ze strony wielu pracodawców, prowadzi do poważnego konfliktu sumienia ludzi wierzących, którzy nie mają możliwości zgodnego z wiarą przeżywania Dnia Pańskiego. Konsekwencją tego - w wielu wypadkach - jest łamanie zasady wolności religijnej, której obrona jest obowiązkiem nie tylko Kościoła, ale przede wszystkim ustawodawcy i państwa. Świąteczny charakter niedzieli ma zresztą nie tylko wymiar religijny, lecz jest pewnym wspólnym dobrem, umożliwiającym obywatelom zwykły odpoczynek, a także rozwój ich życia rodzinnego oraz uczestnictwo w kulturze narodu. Odpoczynek niedzielny pozwala sprowadzić do właściwych proporcji codzienne troski i zajęcia - rzeczy materialne, o które tak bardzo zabiegamy, ustępują miejsca wartościom kultury i ducha. Nabiera to szczególnego znaczenia w warunkach współczesnej cywilizacji, która - poprzez swą dynamikę - zmusza człowieka do nieustannej aktywności i pogoni za zyskiem, kosztem innych, głębszych wartości. Odbywa się to na ogół ze szkodą dla życia rodzinnego, a w wielu wypadkach prowadzi nawet do rozpadu tej podstawowej dla życia społecznego instytucji, jaką jest rodzina. Uniemożliwia też w praktyce korzystanie z licznych dóbr kultury, co jest niezbędne do prawidłowego, harmonijnego rozwoju każdego człowieka i obywatela. Świąteczny charakter niedzieli ma też wielkie znaczenie wspólnototwórcze - nie tylko w skali rodziny, lecz także społeczności lokalnych, albowiem właśnie brak poczucia wspólnoty prowadzi często do licznych patologii. Kościół, podobnie jak ustawodawstwo wielu rozwiniętych demokratycznych państw, dopuszcza możliwość wykonywania niektórych prac w niedzielę, ale tylko w dziedzinach niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania państwa i życia społecznego, jak służba zdrowia, bezpieczeństwo, komunikacja, energetyka, czy nawet handel, lecz w bardzo ograniczonych rozmiarach. Z taką właśnie wizją koresponduje wola polskiego Parlamentu, który - zakazując handlu w niedzielę - pozwolił na funkcjonowanie niewielkich wybranych placówek. W trudnych warunkach ekonomicznych współczesnej Polski decyzja ta nabiera także wymiaru promocji naszej rodzimej przedsiębiorczości, zagrożonej konkurencją ze strony wielkich, międzynarodowych korporacji handlowych. Zwracamy się zatem z prośbą do Pana Prezydenta o uszanowanie woli Parlamentu, przekonani, że ustawa zakazująca handlu w niedzielę może stać się istotnym elementem polskiego systemu prawnego, pozwalającym nam wszystkim - wierzącym i niewierzącym zachować europejską tożsamość, a rodzinom odzyskać spójność i radość wspólnego świętowania. W imieniu biskupów polskich Józef Kardynał Glemp Prymas Polski Warszawa, 4 października 2001 r.

Dzień Pański czy handlowy?

Ks. Artur Stopka, Przemysław Kucharczak (tekst ukazał się w Gościu Niedzielnym w roku 2004) Tylko 7 procent Polaków często robi zakupy w niedzielę. Ponad jedna trzecia nigdy nie robi zakupów w tym dniu. Tak wynika z przeprowadzonych dwa lata temu badań CBOS-u. W niedzielę, po to aby coś naprawdę potrzebnego kupić, chodzi do sklepu zdecydowana mniejszość klientów. Tendencja jednak jest wzrostowa. Sondaż przeprowadzony przez naszą redakcję w sierpniu br. pokazuje, że kupujących sporo przybyło. Tak jak hipermarketów. Wyniki te potwierdzają parkingi hipermarketów w niedzielne popołudnia wypełnione po brzegi samochodami. Jednak nie tylko bezbożnicy i ateiści pojawiają się w sklepach w dni świąteczne. Chociaż nikt tego nie policzył, bez ryzyka błędu można powiedzieć, że wielu tam katolików. Dlaczego w katolickim kraju trzeba toczyć wielką medialną dyskusję nad tym, czy sklepy powinny być zamknięte w niedzielę? Przecież sprawa powinna być oczywista. Zamknąć i już. Tak jest w wielu znacznie mniej katolickich krajach na świecie. A dla tych, którzy naprawdę nie mogą zrobić zakupów w dni powszednie, wyznaczyć sklepy dyżurne. Tak robią za granicą. Niedziela 15 sierpnia, uroczystość Wniebowzięcia NMP. Wielki parking pod hipermarketem ”Real” w Rybniku jest zapchany przez setki samochodów. Trzeba się najeździć, nim w końcu znajdzie się miejsce do zaparkowania. Zakupy do swojego samochodu pakuje pan Lech, rybniczanin. Pytamy go, co myśli o zakazie niedzielnego handlu, który właśnie wprowadził samorząd Radomia. - Jestem przeciwko takim zakazom! Niedziela to jedyny dzień, w którym można dokonać zakupów! Po kościele, oczywiście! - mówi energicznie. Pan Lech tłumaczy, że pracuje codziennie od godziny 8.00 do 16.00 lub 17.00. Według niego, niedziela to jedyny luźny dzień, w sam raz na zakupy. - A po drugie: proszę pana, zakupy to dla mnie przyjemność. Ja przeżyłem stan wojenny. Pamiętam te puste haki w sklepach. Jedyne, co można było łatwo kupić, to wódka cytrynówka - mówi. - Młodzi nie zrozumieją, że z tego powodu wizyta w hipermarkecie to dla mnie przyjemność. Proszę pana, ja mam 50 lat na karku. Tutaj mi nawet korzonki odpoczywają - przekonuje. Nie tylko w Radomiu W tę samą uroczystość Wniebowzięcia NMP w Radomiu zaczyna obowiązywać uchwała Rady Miejskiej, w której czytamy: ”W niedzielę i święta dopuszcza się otwieranie i zamykanie placówek handlu detalicznego w godzinach od 11.00 do 14.00... Winni naruszenia przepisów niniejszej uchwały podlegają karze grzywny określonej odrębnymi przepisami orzekanej w trybie przepisów o postępowaniu w sprawach o wykroczenia”. Na radomskie sklepy skierowane są tego dnia oczy większości mediów. Okazuje się, że generalnie handlowcy podporządkowali się zakazowi, chociaż zapowiedzieli oprotestowanie go. Tylko jeden hipermarket się wyłamał, ale z wypowiedzi jego przedstawicieli można wnioskować, że zamierza to czynić tylko przez dwie niedziele w związku z zapowiedzianymi wcześniej imprezami z okazji piątej rocznicy istnienia sklepu. Za inicjatywą radomskich radnych nie stoi żaden przedstawiciel Kościoła. Kilka dni po jej wprowadzeniu w życie ”Trybuna” z rozczarowaniem odkrywa, że w Radzie Miejskiej Radomia nie ma nawet przedstawicieli LPR, których by można jakoś z Kościołem powiązać.

Środki przekazu alarmują, że wkrótce podobne zakazy, przede wszystkim z inicjatywy NSZZ ”Solidarność”, będą rozważane przez władze wielu polskich miast, m. in. Białegostoku, Gdańska, Krakowa, Lublina, Zielonej Góry, Bydgoszczy, Katowic, Szczecina, Torunia, Poznania, Elbląga, Olsztyna oraz Warszawy. Pierwsze ograniczenie handlu w niedzielę uchwalili radni Zgierza, jednak dotyczyło ono tylko dużych sklepów i wojewoda łódzki uchylił je, ponieważ ograniczało ”konstytucyjną zasadę równości podmiotów gospodarczych”. Radni Radomia swoją uchwałą objęli wszystkie placówki handlowe w mieście. Niedziela Boża i nasza Niedziela to najstarsze święto chrześcijańskie. Nie bez powodu już pierwsi chrześcijanie nazwali ją dniem Pańskim. Św. Hieronim w IV stuleciu wyjaśniał: ”Dzień Pański, dzień Zmartwychwstania, dzień chrześcijan, jest naszym dniem. Jest on nazywany dniem Pańskim, ponieważ właśnie w tym dniu zwycięski Chrystus wstąpił do Ojca”. Początkowo chrześcijanie zaznaczali świąteczny charakter niedzieli przez udział w Eucharystii, ponieważ w ówczesnym cesarstwie rzymskim nie było cyklicznych dni świątecznych. Dopiero cesarz Konstantyn Wielki w roku 321 zadecydował, że pierwszy dzień tygodnia, czyli niedziela, będzie dniem świątecznym. Wydał nakaz zamykania w tym dniu sklepów i warsztatów. Dopuszczał jedynie pracę rolników. W następnych wiekach zakazano w niedzielę również prac na roli. Vittorio Messori zwraca uwagę, że ”wśród praw dechrystianizacyjnych rewolucji francuskiej, a potem radzieckiej, ustanowiono zniesienie wypoczynku cotygodniowego i wprowadzono »dekadę«, przerwę jedynie co dziesięć dni”. Messori zwraca uwagę, że w ten sposób owe rewolucje ”ludowe” zabierały ludziom jedną trzecią wypoczynku na rzecz ekonomii. Dziewiętnastowieczna rewolucja przemysłowa także zniosła niedzielę jako dzień wolny. Nie na mocy dekretów państwowych. Właściciele fabryk tym, którzy nie zgadzali się pracować we wszystkie siedem dni tygodnia, grozili zwolnieniem z pracy. Dlatego pierwsza katolicka inicjatywa pod nazwą ”Dzieło na rzecz odpoczynku świątecznego” zrodziła się w Turynie w roku 1859, a wśród założycieli był św. Jan Bosko. Papież Leon XIII w encyklice Rerum novarum (1891) zaliczył odpoczynek niedzielny do praw człowieka pracy, które powinny być gwarantowane przez państwo. O świąteczny charakter niedzieli toczyła się wieloletnia batalia w Polsce przed rokiem 1989. Hasło: ”Niedziela Boża i nasza” miało wtedy wydźwięk polityczny. Kojarzone było przede wszystkim z doroczną pielgrzymką mężczyzn i młodzieńców do Piekar Śląskich. Właśnie w tym kontekście wymienia je w swojej książce ”Wstańcie, chodźmy! ” Jan Paweł II. Było protestem przeciwko zmuszaniu ludzi do pracy w niedzielę, a zwłaszcza przeciwko wprowadzanemu w kopalniach systemowi czterobrygadowemu. Od kilku lat hasło: ”Niedziela Boża i nasza” znów brzmi w Piekarach. W 1999 roku biskup tarnowski Wiktor Skworc mówił: ”Proces redukowania człowieka wyłącznie do sfery materialnej nadal trwa, choć stwierdzić trzeba, iż dziś inaczej, atrakcyjniej, w bardziej wyrafinowany sposób, oferuje się ową »redukcję« jako atrakcyjne »spędzanie niedzieli«... Katolik to człowiek, który niedzielę nie »spędza«, ale świętuje! Byłoby uproszczeniem, gdyby ten problem został sprowadzony do kwestii niedzielnego handlu... ”.

Grzech zgorszenia Trzecie przykazanie Dekalogu mówi krótko: ”Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Jak świętować, wyjaśnia natomiast pierwsze przykazanie kościelne: ”W niedzielę i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych”. Co to są ”prace niekonieczne”? Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia, że ”wierni powinni powstrzymać się od wykonywania prac lub zajęć, które przeszkadzają w oddawaniu czci należnej Bogu, przeżywaniu radości właściwej dniowi Pańskiemu, pełnieniu uczynków miłosierdzia i koniecznemu odpoczynkowi duchowemu i fizycznemu”. Tylko obowiązki rodzinne lub ważne zadania społeczne mogą usprawiedliwiać łamanie przez katolika nakazu odpoczynku niedzielnego. ”Wierni powinni jednak czuwać, by uzasadnione powody nie doprowadziły do nawyków niekorzystnych dla czci Boga, życia rodzinnego oraz zdrowia” - akcentuje Katechizm. I podkreśla jeszcze jedno: ”Każdy chrześcijanin powinien unikać narzucania - bez potrzeby - drugiemu tego, co przeszkodziłoby mu w zachowywaniu dnia Pańskiego”. Dlatego zdaniem ks. prof. Janusza Nagórnego, moralisty z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ci katolicy, którzy systematycznie robią zakupy w niedzielę, popełniają grzech ciężki - grzech zgorszenia, przez nich inni stają się gorsi. Tak samo grzeszą właściciele sklepów, którzy otwierają je w każdą niedzielę dla większego zysku. Natomiast pracownicy sklepów, którzy przychodzą do pracy nawet w każdą niedzielę, jeśli nie akceptują tego faktu, grzechu nie popełniają. Jak klient sprzedawcy, tak... Co sądzą o zakazie niedzielnego handlu pracownicy hipermarketów? Przy kasie jest zaledwie chwilka, żeby zamienić kilka słów z pracowniczką. Czy jest za, czy przeciw zakazowi? Kasjerka zastanawia się tylko przez moment: - Pół na pół. Z jednej strony chcę być w niedzielę z dziećmi i mężem. Ale z drugiej strony jestem zadowolona, że w ogóle mam pracę - wyjaśnia. Ta kasjerka, która prosiła o zachowanie jej anonimowości, jest wyjątkiem. Generalnie szeregowi pracownicy sklepów na temat zakazu handlu w niedzielę nie chcą rozmawiać z dziennikarzami. Niektórzy twierdzą, że otrzymali zakaz, inni po prostu z obawy o pracę. W każdym razie do rzadkości w mediach, poświęcających wiele miejsca problemowi otwierania sklepów w niedzielę, należą głosy sprzedawczyń, kasjerek czy dziewczyn na wrotkach. Mimo całodniowych prób nie udało nam się na przykład dowiedzieć, dlaczego sieć Plus Discount nie otwiera swoich placówek w niedzielę. Skarżą się tylko w rozmowach prywatnych, na przykład księdzu w czasie odwiedzin kolędowych. Potwierdzają to, o czym mówi m. in. socjolog, prof. Marek Szczepański, powołując się na badania i przeprowadzone w hiper- i supermarketach kontrole: regularnie przekraczane normy związane z bezpieczeństwem i higieną pracy, marne płace, negatywne skutki dla życia rodzinnego. Ktoś z pracowników supermarketu pyta: ”Jeśli tak bardzo chodzi o wygodę obywateli, to dlaczego w niedzielę nie są czynne urzędy? ”. Nowe 'świątynie'? Dlaczego sporo polskich katolików chodzi w niedzielę do sklepu, zwłaszcza do hipermarketów? Zdaniem prof. Szczepańskiego, mamy do czynienia ze zjawiskiem przekształcania się wielkich sklepów w ”nowe świątynie”. Według niego, ”znacząca liczba Polaków traktuje niedzielną wyprawę do hipermarketu jako swoiste święto”. Prof. Szczepański na podstawie przeprowadzonych badań twierdzi, że coraz częściej, także dla ludzi mocno związanych z Kościołem, pójście do centrum handlowego, udział w organizowanych tam promocjach, grach, zabawach staje się formą świętowania. Zwłaszcza że, jak wielokrotnie dowodziły badania socjologiczne, wielu Polaków nie umieć odpoczywać i świętować. Zdaniem prof. Szczepańskiego, umiejętność świętowania odebrano nam w czasach PRL-u.

Duże sklepy, często uzasadniając konieczność otwierania ich w niedzielę, wskazują, że tego dnia odwiedzają je całe rodziny, a więc robienie zakupów umacnia więzi rodzinne. Na fałszywość tego rozumowania wskazuje ks. prof. Nagórny. ”Tam nie spotyka się rodzina ze sobą, tam każdy kontaktuje się z półkami” - podkreśla. ”Tam jest kontakt rzeczowy, a nie osobowy. To tak, jakby się rodzina spotykała z telewizorem”. Właściciele wielkich sklepów nie kryją aspiracji przekształcenia ich w ”miejsca święte”. W maju br. bp Kazimierz Nycz wyrażał zdumienie zaprezentowanym przez jednego z zagranicznych architektów projektujących centra handlowe pomysłem umieszczenia w nich również kaplicy. Znaleźli się jednak w Polsce księża, którzy wcale tej idei nie odrzucili. Poważnie takie pomysły traktują na przykład anglikanie na Wyspach Brytyjskich. Zakaz to za mało Najczęściej argument za koniecznością handlu w niedzielę przywołują ci, którzy bardzo dużo i długo pracując, nie mają możliwości zrobienia zakupów w dni powszednie. Prof. Marek Szczepański uważa, że zarówno tego argumentu, jak i przywoływanego przez ekonomistów argumentu mówiącego o wolnym handlu nie należy lekceważyć. Inaczej jednak sprawę widzi młody biznesmen Grzegorz, przedstawiciel dużej amerykańskiej firmy. Jego zdaniem, szkoda niedzieli na robienie zakupów. Lepiej wyjechać z rodziną na wycieczkę, pójść do parku, do kina. Uważa natomiast, że jeśli handlowcy rzeczywiście chcą wyjść naprzeciw tak zapracowanym ludziom jak on, powinni w dni powszednie wydłużyć czas handlu nawet do północy. ”Chętnie jadę na zakupy o 22.00, gdy dzieci już śpią, bez tłoku, pośpiechu”. Grzegorz przyznaje jednak, że zdarza mu się w niedzielę odwiedzać któreś z centrów handlowych. Nie po to, aby robić zakupy, ale po to, aby z całą rodziną zjeść obiad w jednej z licznych tam restauracji, wypić kawę itp. Potem razem jadą do lasu. ”Jesteśmy przekonani, że niezależnie od wymogów dokonującej się w naszym kraju transformacji, należy bronić tej wartości, jaką stanowi świąteczny charakter niedzieli” - napisali trzy lata temu biskupi polscy w liście do Prezydenta RP. - ”Brak ustawowego zakazu handlu w niedzielę, i wynikający stąd przymus pracy ze strony wielu pracodawców, prowadzi do poważnego konfliktu sumienia ludzi wierzących, którzy nie mają możliwości zgodnego z wiarą przeżywania Dnia Pańskiego. Konsekwencją tego - w wielu wypadkach - jest łamanie zasady wolności religijnej, której obrona jest obowiązkiem nie tylko Kościoła, ale przede wszystkim ustawodawcy i państwa”. Nie tylko Kościół broni świątecznego charakteru niedzieli. 12 grudnia 1996 roku Parlament Europejski przyjął dyrektywę, aby państwa członkowskie Wspólnoty Europejskiej ”rozpoznały szczególny charakter niedzieli, jako dnia odpoczynku”. W internetowych wykazach dyrektyw wdrożonych w Polsce nie można jej znaleźć. Problem jednak nie w przepisach. Kościół katolicki w Polsce stoi przed poważnym wyzwaniem. Ks. Nagórny oczekuje przygotowania przez Episkopat Polski wieloaspektowego dokumentu na temat świętowania. A w praktyce trzeba pokazywać ludziom, jak bardzo są zniewoleni rzeczami materialnymi, jak bardzo gubią to, co duchowe w życiu i przypominać zdanie Jana Pawła II, że niedziela jest świętem wolności chrześcijańskiej.

Polska moda na spacer po sklepie

Rozmawial Przemysław Kucharczak Rozmowa z Grażyną Wyczyńską, przewodniczącą Komisji Zakładowej NSZZ ”Solidarność” w hipermarkecie ”Real” w Czeladzi - Wiele osób uważa, że niedziela jest jedynym dniem, w którym mogą pójść do hipermarketu na zakupy. Co pani na to? - W Polsce zrobiła się jakaś moda na niedziele w hipermarketach. Większość niedzielnych wizyt w hipermarkecie nie wynika z pilnej potrzeby. Wystarczy się przyjrzeć: ludzie prawie wcale nie robią wtedy ciężkich zakupów. Większość klientów po prostu robi sobie w niedzielę spacer po sklepie. - Ale dlaczego chce Pani zakazu handlu w niedzielę? - Bo jesteśmy chrześcijańskim narodem i dyrekcje wielkich sklepów powinny uszanować polską tradycję. I ze względu na sytuację matek. One pracują przez trzy niedziele pod rząd, dopiero czwartą niedzielę mają ustawowo wolną. Co mają robić dzieci, kiedy mama w niedzielę pracuje? Dzieci nie zrozumieją wtedy, że mają zasiąść do stołu, że to jest konieczne, żeby zaistniała wspólna, rodzinna więź. Jeśli mama ciągle w niedziele pracuje, to jest tak, jakby rodzina była niepełna. - Nie boi się Pani zapowiedzi dyrekcji hipermarketów, że po wprowadzeniu zakazu niedzielnego handlu zaczną zwalniać pracowników? - Wydaje mi się, że to chwyt, żeby załogi zastraszyć. Bardzo skuteczny chwyt. Myślę jednak, że to nie jest realne. Nie będzie miał kto pracować. Już teraz jedna osoba obsługuje po dwa działy, klienci muszą czekać, nim ktoś do nich podejdzie. Wiem, że Państwowa Inspekcja Pracy ma projekt, który określa minimalną liczbę pracowników na danej powierzchni sklepu. Być może byłoby to jakieś rozwiązanie. - Pytałem jedną z kasjerek w rybnickim hipermarkecie, czy popiera zakaz niedzielnego handlu. Odpowiedziała, że ”pół na pół”: chce w niedzielę być przy dzieciach, ale z drugiej strony jest zadowolona, że w ogóle ma pracę. To częsta opinia wśród załóg hipermarketów? - Tak, to pogląd, który teraz bardzo często się pojawia: ludzie są rozdarci z powodu zapowiedzi zwolnień. Pracownicy nie zarabiają w niedzielę dodatkowych pieniędzy, więc tym bardziej chcieliby wprowadzenia zakazu. Ale wiadomo, jaka jest sytuacja na rynku pracy. Ludzie się boją. Podejrzewam jednak, że większość pracowników supermarketów mimo wszystko zagłosowałaby za zakazaniem handlu w niedzielę. Gdyby nie groźby zwolnień, wszyscy pracownicy byliby za zakazem. Czy pan wie, że są w Polsce wielkie sklepy, które pracują nawet w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia? Albo w święta wielkanocne? Dla mnie to jest absurd. Wielkie sieci sklepów powinny uszanować naszą chrześcijańską tradycję. Ale rzecz dotyczy także świąt narodowych. Dlaczego z powodu czyjegoś widzimisię sklepy muszą być w tak wielkie dni otwarte? Czy mamy stracić umiejętność świętowania? Jesteśmy już w Unii Europejskiej, a tam, w większości państw, wolny czas w święta jest przestrzegany. Jeśli w Niemczech nie zrobi pan zakupów w sobotę do godziny 14.00, to następną okazję będzie pan miał dopiero w poniedziałek rano. W niedziele pracują tam tylko takie punkty, jak sklepy na stacjach benzynowych czy apteki. Rozmowa nieautoryzowana (2004)

Sklepy w niedzielę

są zamknięte w Austrii, Belgii, na Cyprze, w Danii, Finlandii (częściowo otwarte), Francji, Niemczech, Grecji, na Malcie, w Słowenii. Również w Stanach Zjednoczonych powszechna jest zasada niehandlowania w niedzielę. W Wielkiej Brytanii duże sklepy mogą być otwarte tylko przez sześć godzin w niedzielę. We Włoszech poza regionami turystycznymi wolno otworzyć sklepy przez 12 niedziel w roku. Podobnie jest w Holandii. W Hiszpanii centra handlowe i sklepy przy głównych ulicach wolno otworzyć raz w miesiącu.

Nie płakałabym z powodu zakazu

Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka TVN24 - Kiedy pani robi zakupy? - Najczęściej wyręcza mnie mój mąż, to on robi większe zakupy. Ja natomiast, jeśli robię zakupy, to przed południem. Tak robili moi rodzice i ja to przejęłam - w sobotę przed południem. - W niedzielę nie chodzi pani do sklepu? - Zdarza mi się. Na przykład gdy jestem strasznie zabiegana, zapracowana i nagle mi czegoś brakuje - dziecku brakuje zeszytu do szkoły na poniedziałek, trzeba koniecznie kupić linijkę. Wtedy to jest moja ostatnia deska ratunku i jadę... - Nie jest regułą, że pani robi zakupy w niedzielę? - Nie, nie jest regułą, ale nie jest też tak, że ja ortodoksyjnie mówię „nie, w niedzielę nie jadę na zakupy”, bo to nie jest prawda. - Pani zdaniem hipermarkety powinny być otwarte w niedzielę czy nie? - Ja nie mam jednoznacznego stosunku do tej sprawy. Z jednej strony uważam, że dzień święty należy święcić, ale z drugiej strony człowiek jest wolny i sam powinien wybierać, jak chce spędzić ten dzień. Jeśli chce iść na zakupy, to trudno mu tego zabraniać. Jeśli chce, no to robi to, co chce. - W świetle takiego rozumowania kradzież też nie powinna być zakazana. - Nie. Ja wiem, że to może pójść za daleko, że człowiekowi wolno wszystko. Oczywiście, że nie. Ja się z tym zgadzam. Mnie po prostu nie przeszkadza, że ktoś idzie na zakupy w niedzielę. Ja sama czasami idę w niedzielę z córką do Galerii Mokotów. Idziemy sobie do kina, potem na lody, a potem Ania chce zobaczyć w jakimś sklepie zabawkę, no to idziemy zobaczyć i wracamy do domu. I nie uważam, żeby to było coś szczególnie złego. - Nie przeszkadza pani to, że handlowcy zaczynają nam organizować życie kulturalne? - Ale to ja wybieram. W jednym tygodniu idziemy do kina właśnie tam, w następnym tygodniu idziemy na wystawę, bo akurat taką mamy fantazję. To nie oni decydują, to ja wybieram. - Dlaczego, pani zdaniem, dziennikarze w dyskusji o handlu w niedzielę wypowiadają się generalnie „za”? - Nie wiem. Mnie to nie przeszkadza. Jestem osobą religijną, chodzę do kościoła w każdą niedzielę, itd., ale to akurat mi nie przeszkadza. - Jak to pani godzi jako osoba religijna? Są przecież przykazania... - Czy wejście do sklepu w niedzielę i kupienie torebki, albo wejście na lody, to grzech? - A nie pomyślała pani, że po to, aby pani mogła kupić te torebkę, to ktoś musiał w niedzielę przyjść do pracy? - Ja też pracuję w niedzielę... - Pani ma wyjątkowy zawód. Sprzedawca to chyba jednak nie jest zawód służebny w sensie społecznym jak dziennikarz. - Nie wiem. Dla mnie to jest taki sam zawód. Lekarze też muszą pracować w niedzielę. Mnóstwo ludzi musi w niedzielę pracować. W małych sklepach też pracują w niedzielę. - Oni często mówią, że otwierają sklepy w niedzielę, bo hipermarkety są otwarte. Dlaczego, pani zdaniem, na Zachodzie jest po prostu zakaz handlu w niedzielę? - Ja przyjmuję ten argument. Ja się zgadzam, że może coś jest nie w porządku, tylko mówię, że ja to robię. Wiem, że na przykład w Niemczech sklepy są zamknięte w niedzielę. - Rozumie pani, dlaczego ten jest ten zakaz? - Rozumiem. Tylko ja mówię o sobie. Ja czasami przychodzę i mnie to nie przeszkadza. - Ale gdyby był zakaz, to by też pani nie przeszkadzało? - Pewnie inaczej bym to zorganizowała. Nie płakałabym z tego powodu i nie cierpiałabym z tego powodu. Ale gdyby taka Galeria Mokotów była zamknięta, gdzie ludzie chodzą do kina, na kręgle? No nie wiem. Jeśli ludzie chcą spędzić czas z rodziną na przykład na tych kręglach? - Można zamknąć cześć handlową. - No chyba że tak. - A tak naprawdę te kręgle są po to, aby ludzie przyszli do sklepu. - No tak, pewnie tak. - Zastanawia mnie, że się zgadzamy, żeby to handlowcy organizowali nam życie. - Ale to jest mój wybór, czy pojadę do tych sklepów czy nie. - Jednak prawo kształtuje nasze zachowania... - Ja jestem zwolennikiem debaty. Są argumenty, które mnie przekonują i takie, które mnie nie przekonują. Natomiast jestem przeciwnikiem zakazów. A jeśli ktoś jest niewierzący i chce robić zakupy w niedzielę, to dlaczego mu zakazywać? - A na Zachodzie zakazują. Dlaczego? - Nie potrafię na takie argument odpowiedzieć. Może trzeba jakieś inne prawo wypracować, że osoby, które nie chcą tego dnia pracować ze względów religijnych, powinny mieć zagwarantowane to, że nie będą. A ci, których to nie dotyczy, niech robią, co chcą. Nie możemy im zakazać. - Ta logika przenosi się na inne sfery życia i co wtedy? Dlaczego w tej sprawie pozwolić na wszystko, a w sprawie kradzieży już nie? - Czy to nie jest co innego? Chyba jest jakaś różnica pomiędzy kradzieżą czy morderstwem a kupieniem torebki w niedzielę? - Kupując ograniczamy ludzką wolność. Jako ksiądz często się spotykam z tym, że ktoś nie poszedł w niedzielę do kościoła (a chciał), bo pracował w hipermarkecie. Mnóstwo ludzi pracuje w hipermarketach w niedzielę. - Sama mam mętlik w głowie z tego powodu. Bo te argumenty mnie przekonują, ale tamte też. Muszę to sobie przemyśleć... (2004)

Nie bywam w niedzielę

Andrzej Faliński, sekretarz generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji - Dlaczego POHiD grozi zwolnieniem aż 20 procent, czyli jednej piątej pracowników hipermarketów, skoro niedziela to tylko jedna siódma dotychczasowego czasu pracy wielkich sklepów? - To nie jest kwestia groźby. To są różne szacunki. Ja się posługuję następującymi danymi: od dziesięciu do dwudziestu procent. To wynika z systemu rotacji pracowników, którzy chodzą do pracy dwóch lub trzech zmianach i pracują na niecałym etacie, bo efektywnie można sześć godzin pracować przy tzw. kasie. Różne firmy zgłaszają różne procenty. Dwadzieścia to jest absolutne ekstremum. - Dlaczego w ogóle mówicie o zwolnieniach, skoro można przypuszczać, że to, czego ludzie nie kupią w niedzielę, kupią w inne dni? - To wynika ze statystyk frekwencji klientów. Niedziela jest jednym ze ”złotych dni”. Przeciętna sieć 40 procent tygodniowego obrotu robi w weekend. Z tych czterdziestu procent mniej niż połowa (ok. 40 procent) jest osiągana w niedzielę. To jest po prostu dobry dzień handlowy. - Jak go nie będzie, ludzie przyjdą w sobotę, w piątek... - Tak nie można powiedzieć. Przyjdzie ich trochę więcej, ale na pewno nie tyle, ile w niedzielę. W niedzielę ludzie mają czas... - Są chyba lepsze sposoby spędzenia tego czasu niż w centrum handlowym? - Pewnie są. Ja na przykład w centrum handlowym nie bywam w niedzielę, ale bardzo wiele osób lubi to robić. Idą do kościoła, a potem sobie coś pokupować... - Dlaczego centra handlowe zajmują się nie tylko handlem, ale także rozrywką? - Wszystkim się zajmują. To są wielofunkcyjne centra. Takie jest założenie. W ten sposób buduje się przywiązanie, lojalność konsumenta. Nie tylko przez funkcje handlowe, ale przez funkcje kulturotwórcze, rozrywkowe, tworzenie miejsc, gdzie jest informacja na różne tematy... - Czy to nie jest nieuczciwe, że instytucje, które powinny zajmować się handlem, zajmują się tworzeniem kultury? - Jako młody człowiek miałem do czynienia z księdzem Niewęgłowskim jako wikarym. On brał nas na spływy kajakowe. Myśmy to uważali za normalne działanie. Sądzę, że obiekt handlowy, duża firma, która jest w bardzo szerokiej interakcji z otoczeniem ma prawo budować sobie układy, pewne formy współżycia oparte nie tylko na relacji pieniądz-towar. - Ostatecznie i tak chodzi o relację pieniądz-towar. Lojalność klienta do tego zmierza. - Oczywiście, że tak. Jest pewna hierarchizacja. Mówiąc uczenie, substancjalna, to znaczy od rzeczy najważniejszych do rzeczy mniej ważnych i one ze sobą współgrają, wzajemnie się napędzają. Tak to jest. W końcu mamy kapitalizm i wszystko ma podkład ekonomiczny, co wcale nie znaczy, że jeśli człowiek zajmuje się zarabianiem pieniędzy, nie ma prawa mieć zainteresowań w zakresie sztuki, jakichś form kultury czy na przykład sportu motorowodnego. - Nikt nie chce zamykać w niedzielę teatrów, tylko hipermarkety. - Jeżeli komercyjnej firmie szkodzi zamykanie w niedzielę, ma też prawo do argumentowania przeciwko temu, wskazując na pozytywy i zagrożenia, które z tego wynikają. - Czy w Niemczech, Francji, Austrii, Danii i innych krajach, gdzie nie wolno handlować w niedzielę, nie ma wolności gospodarczej i demokracji? - Jest, aczkolwiek te ograniczenia nie są najlepszymi elementami tamtych systemów, które my w tej chwili absorbujemy. Sytuacja byłaby inna, gdyby w Polsce było sto czy sto pięćdziesiąt lat gospodarki rynkowej, gdyby nie było momentu wykorzystania szansy integracyjnej i zbudowania silnego rynku narodowego... My musimy po prostu zarobić na to, żeby działać i organizować się w taki sposób, w jaki to robią Francuzi, Niemcy czy Amerykanie. Najpierw zaróbmy, a potem przycinajmy pióra. - Ilu ludzi pracuje w niedzielę w Polsce w handlu? - W wielkim handlu około stu pięćdziesięciu tysięcy ludzi. W pozostałym handlu około 400 tysięcy. - Czy to jest w porządku, że tak wielkiej liczbie ludzi, wśród których jest wielu katolików, łamie się wolność sumienia, odbierając im możliwość pójścia na Mszę św.? - Ja bym nie stosował tutaj kryteriów konfesyjnych, z tego względu, że w moim mniemaniu one są bardziej osobiste. Jeżeli ktoś chce wykonać swój obowiązek, to on go i tak wykona. - Ludzie często mi mówią, że nie mogli pójść w niedzielę na Mszę, bo pracują w hipermarkecie. - Ale przecież oni tam nie pracują przez 24 godziny. To im zajmuje tak naprawdę sześć do siedmiu godzin. Sam często pracuję w niedzielę, i jeżeli nie pójdę na Mszę rano, to pójdę wieczorem. - Co na to Pana rodzina, że Pan tak dużo pracuje w niedzielę? - Po prostu przyjęła, że tak ma być. To nie jest problem, który byłby przedmiotem dyskusji. Po prostu pracuje się dużo, pracuje się często i trzeba się z tym pogodzić. Inaczej będziemy gorzej żyć. - Jak Pan łączy to, że jest katolikiem i pracuje w niedzielę? - Udzielam sobie swego rodzaju autodyspensy. Po prostu tak musi być. Jest presja doczesności i muszę sobie z nią radzić. Rzeczami wyższymi nie załatwię tych spraw, które muszę załatwić w trybie doczesnym... - A papieskie wezwanie, by bardziej ”być” niż ”mieć”? - Bo ja wiem... Ja w siebie inwestowałem całe życie. Kształciłem się, starałem się być człowiekiem przyzwoitym. Chyba z tego ”być” niewiele zmarnowałem. A czasy są takie, że jak się nie ma, to się ma kłopoty z byciem... (2004)

Polską Organizację Handlu i Dystrybucji tworzą: Ahold Polska Auchan Polska Carrefour Polska Galec Géant Polska Jeronimo Martins Dystrybucja Lidl Polska Metro Nomi OBI PMB Market Schiever Polska Selgros Polska Tesco Polska

Jestem za zakazem

Magda Anioł, wokalistka - Chodzi Pani w niedzielę do sklepu? - Nie, nie. Chyba że jest jakaś awaria, że czegoś zabraknie, na przykład lekarstwa albo wody, ale raczej się to nie zdarza. Na pewno nie robię dużych zakupów. Omijam sklepy w niedzielę. Oczywiście, chodzę z dzieckiem na lody, ale na pewno nie do supermarketu, tylko do jakiejś cukierni w pobliżu. - Dlaczego? - To nie jest dzień na zakupy. To jest dzień, kiedy się świętuje, odpoczywa. My często gramy koncerty, ale jest to raczej służba niż praca. Irytuje mnie to, jak rodziny wybierają się w niedzielę na ”spacerek”, na ”odpoczynek” do supermarketu i wyjeżdżają z pełnym koszem, latają z obłędem w oczach między półkami. Mnie taki obrazek kompletnie nie pasuje do niedzieli. Jestem przeciw. - Jak wytłumaczyć, że sporo katolików nie ma tego problemu? - Myślę, że ludzie są zbyt zapętleni na co dzień. Przynajmniej tak to tłumaczą, że zbyt są pochłonięci jakimiś codziennymi sprawami, że już im nie starcza dnia na to, aby coś kupić i wtedy ten czas, kiedy mogą wyjść do sklepu, znajdują w niedzielę. I co gorsza, traktują to jako wyjście rodzinne. To jest porażka. Każdy powinien gospodarować tak czasem, aby w niedzielę nie iść do sklepu, tylko robić coś fajnego z rodziną. - Jak ich przekonać do tego? - Myślę, że apelować, aby sobie ustawili hierarchię wartości - co jest w tym momencie ważniejsze: czy podziwianie zastawionych półek, czy rozmowa z dzieckiem, z żoną, z mężem, pójście z dzieckiem do parku, do kina. Myślę, że problemem jest ludzkie zagubienie. Im się wszystko przestawia. Zatraca się to, co jest najważniejsze. Ludzie żyją za szybko, nie mają czasu dla siebie. - Czy zakaz handlu nie ułatwiłby im podejmowania właściwych decyzji? - Byłabym za tym. Uważam, że taki radykalizm czasami ułatwia. Jeżeli jest jasno powiedziane, że coś jest złe, że nie wolno, to łatwiej podejmować decyzje. Tak jak z przykazaniami. Jest jasno powiedziane, że pewne rzeczy są złe, i ludzie mają respekt przed nimi. A w sprawie handlu w niedzielę jest swoboda. Czasami prowadzi do przedziwnych rzeczy. Mieszkam w małej miejscowości i tu też sklepik jest otwarty w niedzielę, chociaż tam nawet pies z kulawą nogą nie zajrzy. Myślę, że taki odgórny radykalizm się sprawdza. Dlatego jestem za zakazem. Może to trochę staroświeckie, ale tak czuję. Ludzie zachowują się czasami jak stado, które idzie za tym, co jest ogłoszone. Oczywiście zawsze będą tacy, którzy będą się buntować... - Zagrałaby Pani koncert w hipermarkecie? Oczywiście nie w niedzielę? - Otrzymuję takie propozycje, ale zdecydowanie odmawiam. - Okazuje się, że wielu ludzi chodzi do hipermarketów w niedzielę z nudów. Czy nie wynika to z braku propozycji przyjemnego spędzenia czasu gdzie indziej? Czy środowisko artystyczne nie powinno czegoś w tej sprawie zrobić? - Myślę, że to jest trochę pójście na łatwiznę przez ludzi. W hipermarkecie mają wszystko pod jednym dachem. Nie trzeba za bardzo się starać, nie trzeba za bardzo szukać, żeby wszystkich w rodzinie zadowolić. Myślą tak: ”Dziecko pójdzie sobie pofikać do jakiegoś figlolandu, ja zrobię sobie zakupy, mąż się napije piwa, a babcia też coś dla siebie znajdzie”. I jakby wszyscy są szczęśliwi, bez wysiłku, nie trzeba jakoś szczególnie zabiegać. Idzie się w jedno miejsce i tam się ma wszystko podane ”na talerzu”. To jest takie ułatwianie sobie życia na każdym kroku. Brak inicjatywy, samodzielności. Ludziom nie chce się trochę pokombinować. To jest takie smutne. Niebawem dojdzie to tego, że supermarket przyjdzie ludziom do domu... (2004)

Ponura presja doczesności

Stało się. Po trwającym zaledwie kilka tygodni eksperymencie, radni Radomia wycofali się ze swej decyzji ograniczającej (a nie zakazującej, jak podaje większość mediów) handel w niedzielę. Jedna z gazet ogłosiła zakończenie bitwy. Kto poniósł klęskę? Kto zwyciężył? Więcej przegranych Na pozór odpowiedź jest prosta: wygrali handlowcy (a właściwie właściciele wielkich sieci handlowych) i dziennikarze, którzy zadziwiająco solidarnie wystąpili przeciwko radomskiej uchwale. Wygrali też ci klienci, którzy chodzenie między półkami i załapywanie się na realizowane czasami w poniżający człowieka sposób promocje, uznali za najlepszy sposób spędzania czasu wolnego. Przegrali pracownicy sklepów i och rodziny. Grupa przegranych jest jednak większa. Nie wygrali też właściciele małych sklepów, którzy najczęściej uzasadniają ich otwarcie w niedzielę uzasadniają faktem, że muszą to robić, skoro otwarte są wielkie centra handlowe. Ruch w ich placówkach jest niewielki, zarobek żaden, natomiast oni i ich pracownicy nie mają niejednokrotnie żadnej szansy na odpoczynek. Nie wygrali działacze związkowi, którzy próbowali w cywilizowany sposób doprowadzić do normalności pod względem przestrzegania praw pracowniczych w jednej z wielu dziedzin naszej gospodarki. Po raz kolejny okazało się, że zgodną z przepisami drogą niewiele można zdziałać. Nawet w tak drobnej sprawie wydaje się konieczne sięganie po protesty, pikiety, może nawet strajki itp. Nie wygrali również ludzie wierzący, chrześcijanie, dla których niedziela powinna być dniem świętym, poświęconym Bogu i ludziom. Po cichutku, na paluszkach Kiedy przed laty hipermarkety niepewnie wchodziły na nasz rynek, wcale nie handlowały w niedzielę. To nie był dzień na zakupy. Czynne były pojedyncze sklepy spożywcze w miastach, czasami ustalały między sobą dyżury, tak jak apteki. Otwieranie wielkich centrów handlowych w niedzielę pojawiło się stopniowo, wraz ze wzrostem ich liczby i koniecznością rywalizacji o klienta. Niejednokrotnie etapem pośrednim, do traktowania niedzieli jak zwykłego dnia handlowego, było prowadzenie sprzedaży bez przerwy, przez siedem dni w tygodniu. Większość hipermarketów z takiej formy działalności zrezygnowała, zachowując jednak handel w niedzielę.

Pomysł okazał się niezwykle trafiony. W społeczeństwie postpeerelowskim, pamiętającym kłopoty ze zdobyciem podstawowych produktów, pełne sklepowe półki były (i wciąż są) symbolem wolności i demokracji. Władze PRL wprowadziły zwyczaj rzucania atrakcyjnych towarów do sklepów w tzw. handlowe niedziele przed wielkimi świętami, a także w dni wolne pd pracy, takie jak 1 maja. Wielkie sieci handlowe mniej lub bardziej świadomie wykorzystały ten mechanizm. Wyszły Polakom naprzeciw, oferując swe atrakcje nie kilka razy w roku, ale co tydzień. Pracownicy hipermarketów zwracają uwagę, że w dużej części na weekendy, a zwłaszcza na niedziele, przygotowywane są akcje promocyjne. Właściciele wielkich sklepów zorientowali się również, że w niedziele zarówno w dużych miastach, jak i w niewielkich miejscowościach, znikoma jest oferta kulturalna i rozrywkowa. Ich mimowolnym (miejmy nadzieję)sojusznikiem stały się stacje telewizyjne (publiczne i komercyjne w równym stopniu), które przestały przytrzymywać widzów w niedzielne przed- i popołudnia atrakcyjną ofertą programową. Z ekranu wieje nudą tak wielką, że wodzirej-amator, zabawiający dzieci prostymi konkursami w tuż przy wejściu na halę sprzedaży, okazuje się niespotykaną atrakcją. A jeśli jeszcze można oddać dzieci do „przechowalni” i spokojnie napić się kawy lub piwa w kawiarni, to trudno się dziwić „rodzinnym” wyprawom do centrów handlowych. Zwieranie szyków Zainicjowana przez działaczy Solidarności akcja forsowania ograniczeń niedzielnego handlu przez lokalne samorządy okazała się dla wielkich sieci handlowych dużym zaskoczeniem. Byli przekonani, że tego typu problemy mają z głowy. Podejmowanie wcześniej na szczeblu parlamentarnym próby zamknięcia sklepów w pierwszym dniu tygodnia zakończyły się kompletnym fiaskiem dzięki Prezydentowi RP. Zwolennikom wolnej niedzieli nie pomógł nawet list, który w imieniu polskich biskupów skierował do Prezydenta Prymas Polski. Wydawało się, że sprawa jest załatwiona raz na zawsze. Z tym większą nerwowością zareagowano, gdy okazało się, że jest inna droga niż przez Sejm, Senat i Prezydenta. Właścicielom wielkich sklepów w sukurs pospieszyły media. Katarzyna Kolenda-Zaleska, pytana dlaczego dziennikarze tak gremialnie wystąpili w obronie niedzielnego handlu, nawet nie starała się znaleźć wytłumaczenia. Sporo natomiast mówiła o wolności decyzji każdego człowieka, o tym, że ona sama, chociaż sztandarowa katoliczka wśród polskich dziennikarzy, dopuszczana do samego Papieża w czasie jego ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny, nie widzi w tym nic złego, że zakazy nie mają sensu. Jako katolik deklarował się także występujący w charakterze rzecznika wielkich sieci handlowych Andrzej Faliński. Chociaż zapewniał, że on sam nie spędza niedzieli w hipermarketach, to jednak zapędzanie co tydzień w niedziele do roboty tysięcy matek i ojców nie wydawało mu się niczym złym.

Jan Turnau obruszył się na łamach swojej gazety na katolicki tygodnik „Gość Niedzielny”, który co prawda nie poparł wprost inicjatyw zmierzających do zakazania handlu w niedzielę, ale odważył się na okładce jednego z numerów napisać wielkimi literami: „Katolik w niedzielę nie chodzi do sklepu”. Z nieprzychylną reakcją mediów (na przykład radiowej Trójki) spotkała się zapoczątkowana przez portal Wiara.pl Internetowa Kampania Odmowy pod hasłem „W niedzielę nie chodzę do sklepu”. Musiała ona wywołać zaniepokojenie wśród wielkich handlowców, skoro postanowili o niej napisać w swoim branżowym czasopiśmie. „Być” czy „mieć”? Andrzej Faliński twierdzi, że Polska na obecnym etapie rozwoju gospodarczego skazana jest na niedzielne handlowanie w hipermarketach. Na argument kierowany do niego, jako do katolika, że Jan Paweł II wzywa, aby „bardziej być niż mieć” odpowiada, iż znajduje się „pod presją doczesności”. Przekonuje, że aby „być”, trzeba „najpierw mieć”, bo jeśli się „nie ma, to z byciem są kłopoty”. Tego typu myślenie wydaje się bliskie bardzo wielu polskim katolikom. Zarówno ci, którym się jako tako powodzi, jak i ci, którzy mają ogromne kłopoty z przeżyciem od pierwszego do pierwszego, uważają, że znajdują się „pod presją” spraw doczesnych i w imię zapewnienia środków do życia mogą poświęcić wartości wyższe. Wydaje się, że tego typu myślenie obecne jest również wśród części duchowieństwa katolickiego. Do anegdoty przeszedł już pewien proboszcz, który bardzo protestował, gdy na terenie jego osiedlowej parafii rozpoczynano budowę hipermarketu zagranicznej sieci. Przestał grzmieć z ambony, gdy kierownictwo sklepu posłało mu nieco produktów na paczki dla ubogich dzieci. Nawet pochwalił i dziękując wymienił na sponsora w czasie niedzielnej Mszy św. Wielkie sieci handlowe chętnie wspierają kościelne akcje charytatywne. Zwłaszcza te nagłośnione w mediach. Wygląda na to, że do przegranych w związku z niedzielnym handlem częściowo można doliczyć także Kościół katolicki w Polsce, który nie zareagował wystarczająco wcześnie na promowane przez handlowców i media silne tendencje desakralizujące niedzielę, a obecnie nie bardzo wie, jak się w ogóle do sprawy zabrać. Ze strony rozumiejących problem świętowania niedzieli świeckich pojawiają się na przykład pytania, dlaczego po radomskiej uchwale zaledwie kilku biskupów zdecydowało się na publiczne przypomnienie o tym, czym dla katolika powinien być Dzień Pański i w jaki sposób powinien go przeżywać. Czy o to, aby w niedzielę ludzie nie chodzili masowo na zakupy warto toczyć wojnę? Zdecydowanie nie. Wojna zawsze niesie krzywdę. Warto natomiast podejmować kolejne inicjatywy zmierzające do tego, by w Polsce nie stawiano na głowie naturalnej hierarchii wartości. Decyzja radomskich radnych jaskrawo pokazuje, że pieniądz jest dziś w naszej Ojczyźnie znacznie ważniejszy od człowieka. Na to zgadzać się nie wolno, niezależnie od tego, czy jest się wierzącym czy niewierzącym. (2004)

Nie tylko w Internecie!!!

Nie chodzi o urzędowe zakazy i zamykanie sklepów przez rady miasta. Chodzi o obronę wolności człowieka i przypomnienie świątecznego charakteru niedzieli. Niebieski pasek z napisem Najpierw był artykuł w „Gościu Niedzielnym”. I wielki napis na okładce: „Katolik w niedzielę nie chodzi do sklepu”. W dniu, w którym „Gość” pojawił się w kioskach i w parafiach, w internetowym portalu Wiara.pl pojawił się niebieski baner ze znakiem zakazu wjazdu w ulicę jednokierunkową. Tym samym, który można zobaczyć na bramkach wyjściowych w sklepach samoobsługowym. Tam, gdzie jest ten znak, nie można wejść. Najpierw internauta widzi słowa „W niedzielę”. Po sekundzie czyta „nie chodzę”, a po kolejnej „do sklepu”. Jeśli kliknie w migający masek, przeczyta założenia Internetowej Akcji Odmowy. Przez jeden dzień była cisza. Mimo zaproszenia do umieszczania banera na swoich stronach internetowych, niemal nikt się nie zgłaszał. Ale już następnego dnia akcja ruszyła. Pierwsza na apel odpowiedziała Opoka. A potem zaczęło się już poszło gładko. Dziś niebieski pasek ze napisem i znakiem zakazu wjazdu widnieje na wielu stronach, umieszczonych nie tylko na polskich serwerach. Akcją zainteresowały się inne środki przekazu. Informację podały m. in. Katolicka Agencja Informacyjna, Rzeczpospolita, Polskie Radio, Telewizja Polska. Poparły ją dwie rozgłośnie radiowe. Także wielkie sieci handlowe postanowiły się dowiedzieć, na czym polega Kampania i do czego zmierza. Z inicjatorami skontaktowało się branżowe czasopismo hipermarketów.

Co katolik robi w niedzielę? Inicjatorzy akcji bardzo mocno podkreślają, że nie wzywają do zamykania sklepów w niedzielę w drodze ustanawianych przez różne gremia przepisów. Ich zdaniem wprowadzanie takich ograniczeń „na siłę”, bez uprzedniego ukształtowania świadomości klientów, jest zadaniem karkołomnym. Ma posmak odbierania przywileju, bo właśnie w takich kategoriach przez wielu ludzi możliwość spędzenia niedzieli sklepie jest postrzegana. W dyskusji wokół decyzji radomskich radnych wielokrotnie powoływano się na wolność gospodarczą, wolność indywidualną itp. Nie chodzi o to, aby zawieszać kłódki na drzwiach sklepów, ale o to, aby nie było powodu, żeby je otwierać. Chodzi o to, aby potencjalni klienci - katolicy polscy - zdali sobie sprawę, iż wyprawa do hipermarketu, nie jest dobrym rodzinnym przeżywaniem dnia świętego. Kampania ma wymiar duszpasterski. Jest propozycją dla wszystkich, którzy zastanawiają się nad swoim życiem i swoją wiarę traktują poważnie. Inicjatorzy Internetowej Kampanii Odmowy „W niedzielę nie chodzę do sklepu” postanowili pracować nad świadomością polskich katolików. Ich zdaniem zmiana, jaka nastąpiła w ciągu kilku lat w Polsce w rozumieniu zła, jakim jest aborcja, pokazuje, iż cierpliwe przypominanie i wyjaśnianie przynosi efekty, które pozwalają na wprowadzanie odpowiednich zapisów prawnych. Nie tylko w Internecie Szybko się okazało, że Kampania nie ogranicza się tylko do Internetu. Poparcie dla niej i chęć udziału wyraziło wielu, wielu ludzi i grup, którzy nie dysponują swoimi witrynami internetowymi. Dlatego inicjatorzy postanowili rozszerzyć możliwość wyrażenia swego zaangażowania w akcję. Od 1 października 2004 obok listy stron internetowych, które propagują akcję, prowadzona jest lista osób, grup, stowarzyszeń, firm itp., które zadeklarują swój udział. Zgłoszenia można przysyłać pod adres Portal Wiara.pl, WKM Gość Niedzielny, skr. poczt. 659, 40-958 Katowice lub pod adres mailowy wiara@wiara.pl Lista jest dostępna pod adresem www.wiara.pl.

Dlaczego wolna niedziela?

Mariusz Malec Dla katolików sprawa jest jasna: niedziela to dzień Pański, w którym należy powstrzymać się od pracy i oddać cześć Bogu, uczestnicząc we Mszy świętej. Już do Mojżesza Bóg powiedział: „Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe zajęcia. Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci Pana, Boga twego. Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. W sześciu dniach bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty” (Księga Wyjścia 20, 8-11). Od tamtego czasu nic się w tej sprawie nie zmieniło - 3. przykazanie Dekalogu obowiązuje nadal. Niestety, setki tysięcy ludzi w Polsce nie może przestrzegać tego przykazania, ponieważ muszą pracować w niedziele w sklepach. W 2004 roku wiele miast podjęło próbę ograniczenia handlu w ten dzień, jednak wszystkie one zakończyły się niepowodzeniem, tak że obecnie nie ma chyba w Polsce miasta, w którym niedzielny handel byłby w jakiś sposób ograniczony. Sklepy są otwarte także w święta państwowe i religijne: w Boże Ciało, Święto Niepodległości, nawet w Nowy Rok. 1 listopada, gdy wszyscy idą odwiedzać groby bliskich, sprzedawcy muszą obsługiwać nielicznych klientów. Chyba tylko w Boże Narodzenie i Wielkanoc mogą spokojnie świętować i pracodawca niczego od nich nie chce. Tymczasem zakaz handlu w niedziele i święta ma swoje głębokie uzasadnienie: 1. Po pierwsze, ludzie mają prawo do wypoczynku i to nie w jakikolwiek dzień, lecz właśnie w niedzielę. Artykuł 66. Konstytucji RP mówi, że „pracownik ma prawo do określonych w ustawie dni wolnych od pracy”. Natomiast Kodeks pracy w artykule 151 (9) stanowi, że „dniami wolnymi od pracy są niedziele i święta określone w przepisach o dniach wolnych od pracy”. Z kolei artykuł 151 (10) mówi, że praca w niedziele i święta jest dozwolona m.in. „przy wykonywaniu prac koniecznych ze względu na ich użyteczność społeczną i codzienne potrzeby ludności” i wyszczególnia tu kilka rodzajów placówek, w tym handlowe. Wątpliwe jednak, żeby pracę w hipermarketach można było zaliczyć do prac koniecznych. Nie jest też potrzebna praca w niedziele we wszystkich pozostałych sklepach - wystarczy jeśli będą czynne niektóre z nich.

2. Większość pracowników w Polsce ma wolną niedzielę, a nawet część czy całą sobotę. W weekendy zamknięte są urzędy, szkoły, przychodnie, banki, poczty, wiele zakładów usługowych i przemysłowych. Jest więc jawną niesprawiedliwością, że sprzedawcy nie mają wolnej niedziele, podczas gdy inni mają ją stale. Czy potrzeby pracowników sklepów są w tym względzie mniejsze niż pozostałej części społeczeństwa? Artykuł 32. Konstytucji mówi, że „nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”. Oczywiście, nie wszyscy obywatele mogą mieć wolną niedzielę, ale sklepy to nie komunikacja czy służba zdrowia, że muszą funkcjonować 7 dni w tygodniu. Zresztą nawet te instytucje ograniczają swoją pracę w weekendy - czy dlatego zamyka się przychodnie w soboty i niedziele, że w te dni ludzie nie chorują? A z pewnością wizyta u lekarza jest znacznie ważniejsza niż robienie zakupów. 3. Pracownicy sklepów w zamian za pracę w niedzielę dostają wolny inny dzień tygodnia. To jednak niewystarczająca rekompensata, bo świętować można tylko w dzień świąteczny. Co to za świętowanie w poniedziałek czy czwartek, kiedy pozostali domownicy muszą wyjść z domu? Kobieta nie może tego dnia spędzić wspólnie z rodziną, musi za to wstać wcześnie, bo trzeba wyprawić dziecko do szkoły. Nie ma więc świątecznej atmosfery - ani w domu, ani na mieście, bo ludzie, jak to w zwykły dzień, śpieszą się do pracy i załatwiać różne sprawy, jest hałas, jeździ dużo samochodów. To żadne święto! A kiedy przychodzi niedziela i życie zwalnia tempo a rodzina jest w komplecie, trzeba iść do pracy. 4. Trudno coś zaplanować a zwłaszcza jakieś wspólne z rodziną czy znajomymi przedsięwzięcie jeśli nie ma stałego, z góry określonego wolnego dnia w tygodniu. Człowiek powinien wiedzieć, że za kilka tygodni czy miesięcy będzie miał na pewno wolny dzień. 5. Rodzina powinna mieć przynajmniej 1 dzień w tygodniu, który może spędzić wspólnie i przeznaczyć go tylko dla siebie. Czy z tego skorzystają to już ich decyzja, ale powinni mieć taką możliwość. Budowanie więzi rodzinnych i kształtowanie wartości jest dzisiaj szczególnie ważne ze względu na duże zdemoralizowanie dzieci i młodzieży. Kto, jak nie rodzina, powinien przede wszystkim wychowywać? Tylko, żeby to robić, trzeba mieć czas i zapewnione warunki. Powinien być realizowany zapis z Konstytucji, że „państwo w swojej polityce społecznej i gospodarczej uwzględnia dobro rodziny” (art. 71.).

6. W tej całej sprawie chodzi także o godność człowieka - o to, że nie jest on tylko siłą roboczą, lecz przede wszystkim osobą. O to, że są większe wartości niż obroty, zysk właściciela sklepu, wpływy z podatków do budżetu czy wygoda potencjalnych klientów. Chodzi też o to, aby poprzez ten zakaz kształtować w społeczeństwie wyższe wartości, zmieniać mentalność, tworzyć nową jakość kultury duchowej. To zresztą tylko jeden z kroków (ale bardzo istotny), bo trzeba się też zająć sprawą pornografii, agencji towarzyskich, nieograniczonej sprzedaży alkoholu i jego reklamowania. 7. Cała ta sprawa ma także sygnalizowany już wcześniej aspekt religijny. Katolicy, którzy pracują w niedziele, nie tylko są narażeni na wyrzuty sumienia, że łamią prawo Boże i kościelne, ale mają także trudności z udziałem w obowiązkowej w tym dniu Mszy świętej. Muszą się głowić, jak to zrobić, żeby być w niedzielę na Mszy św. Iść skoro świt do kościoła a potem szybko do pracy czy szukać, gdzie na mieście jest Msza późnym wieczorem? Nasuwa się myśl, że skoro jako naród wybraliśmy demokrację, czyli ustrój, gdzie decyzje zapadają większością głosów, to katolicka większość ma prawo żądać, aby jej potrzeby religijne były uwzględniane i aby zostało to zagwarantowane prawnie. Argumenty przeciwników Przeciwnicy zakazu handlu w niedziele wysuwają różne argumenty. Warto się im bliżej przyjrzeć. 1. Mieszkańcy miast a nawet sami tylko pracownicy sklepów nie chcą ograniczania handlu. To argument poważny, ale czy słuszny? Przeprowadzane w tej sprawie sondaże dają różne wyniki. Mieszkańcy Lublina w lecie ub.r. w ankiecie przeprowadzonej przez lokalny dziennik opowiedzieli się za tym, aby w niedziele i święta hipermarkety mogły pracować. Z kolei z badań CBOS-u przeprowadzonych w październiku 2004 wynika, że 60% Polaków chce ograniczenia godzin handlu w niedziele i święta lub całkowitego zakazu. Wydaje się jednak, że jeśli te opinie mają być brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o ograniczeniu handlu, to należy je zbierać jedynie wśród pracowników sklepów. O ich losie nie powinna decydować cała społeczność, bo równie dobrze można by przeprowadzić sondaż, czy Polacy są za otwarciem przez 7 dni w tygodniu np. urzędów i z pewnością spotkałoby się to z poparciem, bo właśnie w soboty i niedziele ludzie mają czas i chętnie poszliby w tych dniach załatwiać różne sprawy. Z drugiej strony, czy należy pytać ludzi, kiedy sprawa jest oczywista i słuszna? Przecież obecnie istnieje wiele zakazów tego, co szkodzi jednostce, a nikt nie pytał społeczeństwa, czy je wprowadzić. Zabrania się posiadania narkotyków, jazdy po spożyciu alkoholu i wielu innych rzeczy. Tak więc mylą się ci, którzy argumentują, że są przeciwko ograniczaniu handlu, bo ludziom nie powinno się mówić, co mają robić i krępować ich żadnymi zakazami. Najwyższą wartością społeczną nie może być wolność czy zysk, lecz dobro człowieka i właśnie w imię tego dobra wprowadza się różne zakazy i nakazy.

2. Zakaz handlu w niedziele i święta spowoduje zwolnienia pracowników. To bardzo częsty argument, ale coś mi tu nie pasuje. Czyżby w sklepach była zatrudniona jakaś grupa ludzi, którzy pracują tylko w niedziele i święta? Jeśli tak, to rzeczywiście mają się oni czego obawiać. Wiemy jednak, że jest inaczej. Dlaczego więc sklepy miałyby zwalniać ludzi? Jeśli będą oni mieli mniej pracy, to bardziej logiczne wydaje się zmiejszenie im wymiaru czasu pracy o jakąś cząstkę etatu, a nie od razu definitywne zwolnienie. Poza tym, skoro każdy za przepracowaną niedzielę dostaje wolny inny dzień, to czy nie lepiej byłoby, gdyby zamiast układać skomplikowany plan, każdy miał wolne w tym samym dniu tygodnia? Mówi się też, że zakaz handlu uderzy w producentów, bo sklepy będą zamawiać mniej towarów. Naprawdę? Czyż ludzie nagle zaczną potrzebować mniej jedzenia, picia i ubrań? Ludzie i tak te rzeczy muszą kupić, więc przyjdą do sklepów w dni powszednie, skoro nie będzie można w niedzielę. Przyjdzie więcej ludzi i będą więcej kupować niż obecnie, a więc i sklepy będą potrzebować więcej pracowników, aby ich obsłużyć. Czyli zwolnienia jednak niepotrzebne. Jeśli zakaz, to jaki? Skoro konieczność ograniczenia pracy sklepów w niedziele i święta wydaje się ewidentna, powstaje pytanie, na czym ma ono polegać. Czy warto wprowadzić takie rozwiązanie, jak w Radomiu i Białej Podlaskiej? Wydaje się, że najlepiej będzie, jeśli w niedziele będą otwarte tylko wybrane, dyżurne sklepy. Jest to lepsze rozwiązanie niż jedynie ograniczanie godzin handlu i otwieranie wszystkich sklepów na 3 godziny. Powinna obowiązywać zasada, że wolno otworzyć sklep w niedzielę raz na 4 tygodnie. Jednak w dyżurach tych nie powinny uczestniczyć hipermarkety. Należy zadbać o to, by na danym terenie sklepy otwarte były na przemian, tak by nie były czynne wszystkie czy też większość z nich w jedną niedzielę miesiąca, a w pozostałe niedziele żaden sklep nie będzie pracował. Jeśli więc na osiedlu są 4 sklepy, to w każdą niedzielę któryś z nich będzie otwarty, a jeśli jest ich więcej to w niektóre niedziele będą czynne 2 sklepy. Z tego wniosek, że właściciele sklepów muszą uzgodnić ze sobą, w które niedziele otworzą swoje punkty i plan taki powinni przedstawić w odpowiedniej komórce urzędu miasta. Uzgodnień tych dokonywałoby się jedynie w ramach osiedla, w każdym zaś przypadku sklep, który w daną niedzielę nie pracuje, wywieszałby informację, gdzie znajduje się najbliższa czynna placówka handlowa. Naturalnie, w święta wszystkie sklepy powinny być obowiązkowo zamknięte. Kolejna uwaga jest następująca: należy ograniczyć godziny handlu w soboty i dni przedświąteczne. Do święta bowiem trzeba się przygotować. Nie może być tak, że pracownik wraca do domu po północy i musi odsypiać przez pół dnia. Godzina 20. powinna być maksymalną granicą, do której powinny być otwarte sklepy w sobotę i dni przed świętami. Szacuje się, że w niedziele w handlu pracuje ponad pół miliona ludzi. Już czas, żeby ograniczyć tę pracę do niezbędnego minimum. Dokonać to się może wyłącznie przez decyzje poszczególnych samorządów, a najlepiej w drodze ustawy, ponieważ właściciele sklepów zbyt obawiają się zmniejszenia zysków, żeby sami wystąpić z tą inicjatywą. Nie ma też co liczyć na klientów, że dobrowolnie zrezygnują z wygodnej możliwości robienia zakupów przez 7 dni w tygodniu. Tymczasem przydałoby się trochę bezinteresowności w życiu społecznym. Powinna tu obowiązywać zasada „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Wielu ludzi ma wolną niedzielę i nie wyobrażają sobie, by mogło być inaczej, nie należy więc zmuszać do pracy w ten dzień innych, tam gdzie jest to niekonieczne. (2004)

Wojna o handel w Lubelskiem

Mariusz Malec Pierwszym miastem, które wprowadziło ograniczenie handlu był Radom, jednak działania w tej sprawie były podejmowane także w województwie lubelskim. Projekt ograniczenia handlu w niedziele oraz dni wolne od pracy przygotowali w lipcu 2004 lubelscy radni Ligi Polskich Rodzin. Początkowo chcieli oni całkowitego zakazu sprzedaży w sklepach powyżej 300 metrów kw., jednak z obawy, że uchwała będzie niezgodna z konstytucją, zdecydowali się swój postulat zmodyfikować. W efekcie na początku września na sesji Rady Miasta stanął projekt uchwały, wg którego od godz. 18. w sobotę do godz. 5. w poniedziałek i w dni ustawowo wolne od pracy handel mógłby być prowadzony na powierzchni do 300 metrów kwadratowych, niezależnie od rodzaju sklepu. Handlować mogły więc i hipermarkety, ale na mniejszej, wydzielonej powierzchni. Pomysłodawcy mówili, że chcą się przeciwstawić „stylowi spędzania dni wolnych w hipermarketach”. - Chcemy też, aby niedziela była dniem świątecznym dla pracowników, których prawa są nagminnie łamane w hipermarketach - argumentował szef klubu LPR, Mieczysław Ryba. Niestety, radni nie poparli tego projektu, przeciw byli głównie samorządowcy z lewicy. - Ta uchwała nie spowoduje poprawy warunków pracy w hipermarketach - stwierdziła Celina Stasiak z SLD-UP. - Spowoduje natomiast, że część zatrudnionych w sklepach straci pracę. Czy wy, obrońcy rodzin, bierzecie to pod uwagę? - dopytywał inicjatorów ograniczeń Jacek Gallant z SdPl. Drugą próbę ograniczenia niedzielnego handlu radni z Ligi Polskich Rodzin podjęli w październiku. Tym razem wspólnie z klubem Prawo i Rodzina przygotowali projekt uchwały, zgodnie z którym w niedziele wszystkie sklepy były nieczynne. Wyjątkiem miały być sklepiki w szpitalach, na dworcach, stacje benzynowe, apteki, handel byłby dopuszczony także na bazarach. Jednak w przeddzień głosowania radni Prawa i Rodziny doszli do wniosku, że projekt ten jest zbyt restrykcyjny i zastanawiali się, czy go złagodzić. W efekcie zaproponowali koalicjantom z LPR wprowadzenie autopoprawki. Uznali, że najlepiej będzie zamykać sklepy stopniowo - najpierw we wszystkie święta i w pierwszą niedzielę miesiąca.

LPR odrzuciła ten pomysł. Ostatecznie projekt przepadł. Kiedy SLD zaproponował, aby zdjąć go z porządku obrad, niespodziewanie wniosek ten poparło 19 z 33 radnych. Oprócz opozycji było wśród nich trzech członków PiR. Jeden z nich, Dariusz Jezior, mówił: „Popieramy pomysł zakazu handlu w niedziele, ale ten projekt jest zbyt radykalny”. Jego zdaniem miastu mogłyby grozić procesy o odszkodowania ze strony niezadowolonych handlowców. Inny radny, członek Platformy Obywatelskiej, który deklarował poparcie dla zakazu niedzielnego handlu, nie głosował wcale. Przyjęta przez jego partię uchwała nakazywała mu cofnięcie tego poparcia. Sprawa niedzielnego handlu nie tylko podzieliła radnych i poróżniła koalicjantów z LPR i PiR, ale wywoływała duże emocje także wśród mieszkańców Lublina. Wypowiadali się w sondzie zorganizowanej przez lokalny dziennik, w listach do gazet a na obrady Rady Miasta przychodzili z transparentami zwolennicy i przeciwnicy zakazu handlu. Warto też zauważyć, że w lubelskich mediach nie było przychylnej tej inicjatywie atmosfery. Lokalne dzienniki były zdecydowanie przeciwne ograniczaniu handlu. W październiku, na dwa dni przed głosowaniem nad projektem uchwały, „Kurier Lubelski” zamieścił na pierwszej stronie zdjęcia radnych, popierających ten projekt, opatrzone wielkim napisem „Oni chcą nam zamknąć sklepy”. Było to w istocie napiętnowanie tych ludzi, tak jakby chcieli oni zabrać lublinianom coś cennego, nie dając im nic w zamian. Druga z lubelskich gazet, „Dziennik Wschodni”, zamieściła w ubiegłym roku kilka agresywnych felietonów, których autorzy szydzili z inicjatorów ograniczenia handlu. Tymczasem to, co nie udało się w Lublinie, dokonało się w Białej Podlaskiej. Radni z LPR w sierpniu 2004 r. złożyli projekt, w którym domagali się całkowitego zakazu handlu w niedziele i święta. Na wrześniowej sesji Rady Miasta został on odrzucony, m.in. z powodu oporu klubu Centroprawicy. Jednak pod koniec października klub ten zmienił zdanie i poszedł na kompromis: nie zakaz a ograniczenie handlu. Stosunkiem głosów 13 do 8 radni uchwalili, że w niedziele i święta sklepy w Białej Podlaskiej będą czynne tylko przez 3 godziny - od 7. do 10. W Wielkanoc, Boże Narodzenie, Boże Ciało, 3 Maja i w Święto Niepodległości zakaz obowiązuje przez cały dzień. Bez ograniczeń można handlować tylko w aptekach i na stacjach benzynowych. Wkrótce jednak wojewoda lubelski uchylił tę uchwałę, ponieważ stwierdził, że narusza ona zasady konstytucji: równości podmiotów wobec prawa oraz swobody działalności gospodarczej. Tak więc, wojna o handel w Lubelskiem zakończyła się całkowitym zwycięstwem zwolenników niczym nieskrępowanego handlowania.