Idzie atom

Tomasz Rożek

GN 06/2014 |

publikacja 06.02.2014 00:15

Rząd przyjął Program Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ). Określono w nim, że pierwszy reaktor ruszy do końca 2024 r., a całkowity koszt inwestycji wyniesie od 40 do 60 mld zł.

Gmina Choczewo w województwie pomorskim to jedna z możliwych lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni jądrowej Adam Warżawa /PAP Gmina Choczewo w województwie pomorskim to jedna z możliwych lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni jądrowej

Resortem, który w Polsce jest odpowiedzialny za przygotowanie warunków do budowy i rozwoju energetyki jądrowej, jest Ministerstwo Gospodarki. Jego szefem jest Janusz Piechociński, prezes PSL-u, partii, która jest przeciwna tej inwestycji. To sytuacja dość dziwna, bo szef partii ma obowiązek wprowadzać w życie uchwały zjazdu partii, a ona atomu nie chce. Tymczasem Piechociński nie tylko kieruje resortem, który atom ma wprowadzać, ale jeszcze kilka tygodni temu publicznie powiedział, że polityka energetyczna to „superpriorytet rządu”. A później dodał, że energetyka jądrowa w całym planie zajmuje bardzo ważne miejsce. – Chcemy, by najdalej w 2030 r. 10 proc. energii w kraju pochodziło z elektrowni atomowej – stwierdził.

Ma swoje plusy

Co to w ogóle jest Program Polskiej Energetyki Jądrowej? To oficjalny dokument rządu, który określa m.in. czasowe ramy realizacji poszczególnych etapów programu oraz ich kolejność. Program nie dotyczy jednego konkretnego reaktora, tylko – jak wskazuje jego nazwa – całego programu rozwoju nowej gałęzi energetyki. Gałęzi, na którą rząd zdecydował się z przynajmniej kilku powodów. Budowa elektrowni jądrowej to spory wydatek, ale z kolei prąd z atomu jest tańszy od prądu z wielu pozostałych źródeł. Na pewno bardziej ekologiczny, bo z elektrowni jądrowej do środowiska nie dostają się szkodliwe związki. Elektrownia atomowa jest jednak bardzo mało elastyczna. Włączenie czy wyłączenie reaktorów to procedura trwająca kilkanaście dni. Tutaj nie da się – jak np. w przypadku elektrowni wodnej czy gazowej – włączać i wyłączać urządzeń w zależności od dobowego zapotrzebowania na prąd. Ale faktem też jest, że tam, gdzie elektrownia ma powstać, czyli na północy kraju, nie ma dużych zakładów produkujących prąd. Tam jest tak duże zapotrzebowanie na energię, że elektrownia atomowa mogłaby pracować pełną parą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.