Jestem 
staroświecka 
i sobie to chwalę

Piotr Legutko


GN 24/2014 |

publikacja 12.06.2014 00:15

Kto w Polsce ma tytuł, by wzywać lekarzy do obrony każdego życia? Dr Wanda Półtawska. Zapracowała na to własną biografią.


Jestem 
staroświecka 
i sobie to chwalę HENRYK PRZONDZIONO /gn

Jan Paweł II mówił o niej „mój osobisty ekspert od Humanae vitae”. Taki tytuł (O życiu ludzkim) nosi encyklika Pawła VI z 1968 roku, powstała w dużej mierze przy współpracy biskupa krakowskiego i jego „osobistego eksperta”. Nawet ludzie niespecjalnie życzliwi dr Wandzie Półtawskiej nie kwestionują faktu, że miała ona ogromny wpływ na sposób myślenia świętego papieża o sprawach etyki małżeńskiej i rodzinnej. Wydana w 1960 roku książka biskupa Karola Wojtyły „Miłość i odpowiedzialność” w wielu rozdziałach opiera się właśnie na wiedzy i doświadczeniu krakowskiej lekarki. W jednym z listów do niej przyszły papież pisał wprost: „to moja i Twoja książka”. 


Walka z systemem


Mianował ją „strażniczką doktryny” i powierzył zadanie zbudowania Instytutu Teologii Rodziny. Rok 1968 to był czas ogromnego ataku na Kościół właśnie za obronę życia. Trzeba było przekonywać, uczyć, umacniać w wierze. Wanda Półtawska jednoczyła ludzi o mocnej formacji religijnej i solidnej wiedzy medycznej. Biskupa i lekarkę łączyło przekonanie, że właśnie toczy się walka o przyszłość narodu z systemem komunistycznym, który niszczy rodzinę poprzez promowanie aborcji i antykoncepcji. Na pani doktor wstrząsające wrażenie robiły kolejki młodych dziewcząt czekających na „zabieg”, bp Wojtyła nie mógł pojąć, dlaczego kobiety decydują się na zabijanie własnych dzieci. Ogromnie cierpiał z tego powodu. Gdy został arcybiskupem, jego pierwszą decyzją było napisanie listu do diecezjan, w którym zapewniał, że Kościół zabezpiecza pomoc zarówno moralną, jak i materialną wszystkim kobietom chcącym urodzić dziecko. 
Wspólnie przeciwstawili się „cywilizacji śmierci”, ale łączyło ich coś więcej. 
„Nie miał siostry, mama wcześnie umarła, otwierałam więc dla niego nową rzeczywistość. A był zafascynowany kobiecością” – opowiada dr Półtawska w telewizyjnej rozmowie o niezwykłej, ponadpółwiecznej przyjaźni z Karolem Wojtyłą, opisanej później w książce „Beskidzkie rekolekcje”. Swoje listy do niej, także już po wyborze na Stolicę Piotrową, podpisywał „brat”, nazywał ją w nich „siostrą”.

Przygotowane na wszystko


Od początku było jasne, że to niezwykle silna osobowość. Już w szkole urszulanek koleżanki nazywały ją z tego powodu żartobliwie „pułkownikiem”. Wzrastała w pierwszym pokoleniu wolności, zapatrzonym w świat wartości, bardzo religijnym i patriotycznym. Przysięgę konspiracyjną złożyła już w listopadzie 1939 roku, wpadła w niemiecki „kocioł” zaledwie 14 miesięcy później. Po jedną 20-letnią dziewczynę przyszło sześciu gestapowców. Podkreślała wielokrotnie, że jej pokolenie wytrzymało piekło, bo wcześniej miało mocne wsparcie wychowawcze zarówno w domu, jak i w szkole. Aresztowanie, tortury, nawet śmierć, przyjmowano wtedy jako coś naturalnego, cenę, jaką płaci się za wierność ojczyźnie. W pewnym sensie była na to przygotowywana. 
Tamto pokolenie bardzo różni się od współczesnej młodzieży, która – jak mówi dr Półtawska – jest „wiotka”. „Teraz młodym jest trudniej, bo dostają sprzeczne sygnały, a świat wokół jest zakłamany. Dlatego im bardzo współczuję. Bo jestem przekonana, że młodzież jest najlepszą częścią narodu. Ja dziś raczej staram się wychowywać rodziców, bo to dom powinien chronić przed światem” – mówiła w telewizyjnej rozmowie z Krzysztofem Ziemcem. 
Choć dla studentów i słuchaczy bywa bardzo wymagająca, to cieszy się wśród nich niezwykłym autorytetem. Młodym ludziom bardzo imponuje jasność i zdecydowanie jej poglądów. Widzą, że to rzadkość w świecie płynnych, „postnowoczesnych” wartości.


Potrafi zbesztać…


Wanda Półtawska stroni od politykowania, ale nie od polityki, która może służyć ludziom. Dlatego przez 10 lat była radną miasta Krakowa. Wspierała Radio Maryja, ale ma do tego środowiska taki sam dystans, jak do wszystkich innych. Dla potrzebujących jest do dyspozycji 24 godziny na dobę, ale do oficjalnej działalności publicznej nie ma cierpliwości. Z pewnością nie ma też daru dyplomacji. Słynie raczej z mówienia prosto w oczy rzeczy… nie tylko przyjemnych, bez względu na konsekwencje.
„Potrafi zbesztać, to prawda, ale nawet święci mieli ostre języki. A jej język jest czysty, klarowny, nie trzeba jej prześwietlać” – mówił o dr Półtawskiej ks. prof. Tadeusz Styczeń, podobnie jak ona obecny przy śmierci Jana Pawła II. 
Ludzie mają dla niej ogromny szacunek, choć nie jest to osoba, którą łatwo da się polubić. Ale też zupełnie jej na tym nie zależy. Ci, którzy znają Wandę Półtawską dłużej, podkreślają, że ta pozorna szorstkość kryje niezwykłą wrażliwość pani doktor. Sama na swoich wykładach przekonuje, by w ocenie innych nie dawać się zwieść pozorom. Oceniać „oczyma duszy”, bo najważniejszy jest „człowiek wewnętrzny”. To także element nauczania Jana Pawła II. 
Jest całkowicie odporna na mody. Nie kalkuluje, nie chce nikomu się przypodobać. Nie akceptuje „nowoczesności”, odznacza się całkowitą niezależnością myśli i ocen. „Oczywiście, że jestem staroświecka i sobie to chwalę. Nowoczesność, która jest poniżeniem człowieka, nie jest żadnym postępem” – mawia. 


Zrozumieć okrucieństwo


Dlaczego dla niej świat jest tak jednoznaczny – czarno-biały? To na pewno kwestia wychowania, niezwykle silnego charakteru, wstrząsających życiowych przejść i spiżowej wręcz wiary. 
Obóz w Ravensbrück, gdzie trafiła z zaocznym wyrokiem śmierci, w dużej mierze zadecydował o przyszłych życiowych wyborach Wandy Półtawskiej. Widziała na własne oczy, jak esesman wrzuca do pieca nowo narodzone dziecko. Wspomina, że scena ta nie tylko wstrząsnęła nią do głębi, ale wzbudziła postanowienie, że jeśli uda jej się wyjść z obozu, będzie walczyć o życie każdego dziecka. Sama była królikiem doświadczalnym, dokonywano na niej eksperymentów medycznych. Leżała już nawet na stosie trupów, uznana za zmarłą. Tam w ostatnich przebłyskach świadomości zapragnęła zostać lekarzem. Dlaczego psychiatrą? Wyjaśnia, że chciała zrozumieć, dlaczego człowiek może dopuszczać się takich okrucieństw.
Moralny radykalizm Wandy Półtawskiej wynika właśnie z wielkiej miłości do drugiego człowieka. Pani doktor uważa, że każdy z nas może postawić sobie poprzeczkę bardzo wysoko, bo przecież jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Wymaga od innych bardzo dużo, no, może trochę mniej niż od siebie.


Cud ojca Pio


Zło oglądała z bliska, doświadczyła go na sobie, potem naukowo badała jego naturę. Sama długo nie mogła wyjść z obozowej traumy, wciąż śnił się jej obóz. Terapią okazało się dopiero spisanie wspomnień. Tak powstała książka „I boję się snów”, wydana jednak dopiero w 1961 roku (16 lat po napisaniu), potem tłumaczona na wiele języków. Ale równie mocne było w jej życiu doświadczenie dobra i poczucie ludzkiej godności w najtrudniejszych chwilach. Także w obliczu śmierci. Mówi, że czas wojny pokazał jej właściwy wymiar życia ludzkiego i wagę podejmowanych decyzji. „Świadomość, że dziś możesz umrzeć – wszystko zmienia, nie wybierasz już byle czego. W moim pojęciu myśl o śmierci jest myślą twórczą, nadaje sens życiu” – wyznaje w biograficznym filmie „Dusia”. 
Blisko śmierci była wielokrotnie, także po wojnie. Chorowała na raka. W 1962 roku bp Wojtyła napisał list do ojca Pio, prosząc o wstawiennictwo za „chorą na raka krakowską lekarką, byłą więźniarką, matką czwórki dzieci”. Nie padło jej nazwisko. Po wyzdrowieniu dr Półtawska pojechała do San Giovanni Rotondo. Uczestniczyła we Mszy św. odprawianej przez przyszłego świętego. „Potem ojciec Pio odnalazł mnie w tłumie, podszedł, pogłaskał po twarzy i powiedział – ni to pytając, ni stwierdzając: teraz już dobrze. Rozpoznał mnie, a ja już byłam pewna, komu zawdzięczam wyzdrowienie” – wspomina dr Półtawska. Sprawa stała się głośna, zarówno ze względu na tego, który prosił, jak i na tę, która została w sposób niewytłumaczalny z medycznego punktu widzenia uzdrowiona.


Pokażcie wartości!


Jest człowiekiem czynu, praktykiem. „Filozofuje mój mąż, ja działam” – lubi mawiać. (Mąż, prof. Andrzej Półtawski, faktycznie jest filozofem). Uważa, że tylko w jeden sposób można przekazać dobro: dając świadectwo. Więc na każdym kroku pokazuje, że można żyć inaczej niż otaczający nas zmaterializowany i skomercjalizowany świat.
Nie skupia się na potępianiu zła, ale promocji dobra. Całe życie zawodowe i aktywność społeczną krakowskiej lekarki można do tego sprowadzić. Podobnie jak Karol Wojtyła nie straszy młodych ludzi konsekwencjami grzechu, ale stara się ukazać im piękno miłości. „Przestańcie się czepiać zbrodni – pokażcie, jakie jest życie bez zbrodni. Pokażcie wartości: wielodzietną rodzinę, szczęśliwą. Ludzi, którzy nie obnażają swego ciała, tylko je szanują. Dawać świadectwo prawdzie i pięknu, a nie ciągle grzebać się w grzechach” – zachęca dziennikarzy.
Jednym głosem z Janem Pawłem II dr Półtawska przekonuje, że nasze życie jest drogą do nieba. Niełatwą, wymagającą, pełną wyrzeczeń. Jeśli małżonkowie mają tego świadomość, są w stanie przetrwać wszystkie kryzysy, inaczej też siebie traktują. Małżeństwo jest w tej wizji powołaniem, dla którego wiele trzeba poświęcić. 
Równocześnie robi sto różnych rzeczy, wszystkie w obronie życia. Kiedy skarżyła się „bratu” na zmęczenie, mawiał: „Będę się modlił, żebyś mogła, co nie możesz”. – No to mogę. Gdzie pan znajdzie babę 90-letnią, która jedzie osiem godzin, śpi cztery, wykłada kolejne osiem? – pyta Krzysztofa Ziemca. Retorycznie, bo przecież wiadomo, że drugiej Wandy Półtawskiej nie ma.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.