Sztuczki niepiękne

Franciszek Kucharczak

GN 27/2014 |

publikacja 03.07.2014 00:15

Dobry malarz żyje z obrazów, zły – z obraz.

Sztuczki niepiękne rysunek franciszek kucharczak /gn

Przed prawie dekadą niejaka Dorota Nieznalska wywołała skandal „instalacją” w postaci krzyża, na którym widniały męskie genitalia. Wskutek tego została wielką artystką, męczennicą sztuki, mile widzianą na zachodnich salonach sztuki. Tak się od tego rozochociła, że postanowiła dać się rozpiąć nago na krzyżu w Wielki Piątek, i to w Salzburgu. Ale nawet Austriacy tego nie zdzierżyli i „performance” nie doszedł do skutku.

Przypominam tamtą historię, bo dobrze pokazuje jeden z kierunków rozwoju „artystów”. Jeśli ktoś ma talent, tworzy po prostu coraz lepsze dzieła. Coraz lepiej rzeźbi, rysuje, maluje coraz lepsze obrazy. Ambitne beztalencie natomiast coraz mocniej obraża. Wywołuje taki „artysta” możliwie jak największy skandal, a następnie grzeje się w ogniu protestów, byle nie za dużych, bo umierać to on nie ma zamiaru (dlatego obraża katolików, a nie, na przykład, szyitów). I zapewne święcie potem wierzy, że jest naprawdę dobrym artystą, bo jest przecież niezrozumiany. A van Gogh też był niezrozumiany. Niech więc motłoch trzyma swoje klerofaszystowskie gęby i słucha mądrych, gdy go pouczają, co to sztuka. A kiedy już się ludzie nauczą i przyzwyczają, trzeba ich obrazić jeszcze bardziej. Do porno dodać maso i sado, homo i zoo, najlepiej w kościele, najlepiej w dniu jakiegoś stosownego święta.

Nie inaczej było z „Golgotą Picnic”. Co to – organizatorzy nie wiedzieli, że oglądanie masturbacji w kontekście ukrzyżowania Zbawiciela to nie jest to, co Polacy lubią najbardziej? Nie wiedzieli, że uroczystość Serca Jezusowego wzmaga niestosowność organizowania takiego spektaklu? Czyżby – choć „Golgota Picnic” wywołała protesty nawet w zlaicyzowanej Francji – sądzili, że w Polsce nie wywoła?

Chyba nikt nie jest tak naiwny, żeby sądzić, że tu chodziło o promocję prawdziwej sztuki. To po prostu wypróbowana taktyka dozowania obrażania. Najpierw „genitalna” wystawa z krzyżem, potem „jasełkowy szatan” drący Biblię, potem jeszcze coś, i jeszcze coś – a gdy już naprawdę nic się nie wymyśli, praca będzie skończona. Bo docelowo chodzi o znieczulenie na Boga i wszystko, co może z Nim mieć związek. Chodzi o pozbawienie człowieka miejsca ucieczki, o splugawienie każdej rzeczy, która pachnie Bogiem.

Jasne, że „artystom” o to nie chodzi. Oni nie rozumieją tego, w czym biorą udział. Ale diabeł to rozumie. To jemu o to chodzi. Chrześcijanie więc, jeśli mają rozumieć, co się naprawdę dzieje, gdy ktoś próbuje grzebać w moralności, gdy kwestionuje realność grzechu i wymagania sprawiedliwości, muszą wiedzieć, że gra idzie tu o zbawienie. W takiej sytuacji trzeba protestować, tak jak trzeba reagować, gdy ci znieważają matkę. I w Poznaniu tak się stało. Protesty przerosły rachuby organizatorów. Odwołanie spektaklu było ciężką porażką „postępu” – i stąd też furia jedynie słusznych mediów. Organizowane w różnych miejscach Polski odczyty tej „sztuki” i pokazy wideo były tylko żałosną próbą uratowania twarzy. Ale to się nie udało, zwłaszcza że w tym spektaklu twarze większej roli nie grają.

I dobrze.

Polityka rozwodnika

Instytut Polityki Rodzinnej w Madrycie przedstawił „Sprawozdanie z ewolucji rodziny w Europie na rok 2014”. Wynika z niego, że Hiszpania osiągnęła już czwartą pozycję wśród europejskich krajów, jeśli chodzi o bezwzględną liczbę rozwodów. Przed Hiszpanami są Niemcy, potem Wielka Brytania i Francja. Gwałtowny wzrost liczby rozwodów (aż o 150 procent) nastąpił w Hiszpanii po tym, jak poprzedni, socjalistyczny rząd premiera Zapatero wprowadził w 2005 r. ustawę o rozwodzie ekspresowym. Wystarczy wniosek jednej ze stron, bez podania przyczyny i bez czasu na refleksję – i rozwód gotowy. Za sprawą tego przyśpieszenia w Europie co niespełna pół minuty rozwodzi się małżeństwo. I niech ktoś jeszcze mówi, że dla życia osobistego nie ma znaczenia, jaką władzę sobie ludzie wybiorą. A właśnie – Polska jest na piątym miejscu, zaraz po Hiszpanii. W ostatnich latach liczba rozwodów wzrosła u nas o 41,9 proc. Ciekawostka taka.•

Lepsze feministki

Aborcjoniści się pokłócili. W ONZ starły się malezyjskie feministki z ekologami dążącymi do powstrzymania zmian klimatycznych za pomocą zmniejszenia liczby urodzeń. Nie żeby feministki były przeciw aborcji. Poszło jednak o to, że feministki z Malezji nie przyjęły argumentacji ekologów. Panie upatrywały w ich strategii źródło nadużyć, mogących prowadzić do przymusu aborcyjnego. Oburzyły się, że bogate kraje Północy „chcą ograniczenia płodności kobiet w krajach ubogich w imię zatrzymania zmian klimatycznych”. Zwróciły uwagę, że to głównie bogate kraje spowodowały dewastację środowiska, a konsekwencjami nonsensownych programów naprawczych chcą obciążyć kobiety z krajów rozwijających się. Jak widać, w biedniejszych krajach nawet feministki są mądrzejsze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.