Pielgrzymka to nie biwak ani udręka!

Magdalena Korzekwa

publikacja 27.07.2014 10:10

Jeśli ktoś idzie na pielgrzymkę i nie zaczyna bardziej kochać, to marnuje czas.

Pielgrzymka to nie biwak ani udręka! Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość Mariańska Pielgrzymka do Lichenia, Międzyborów, 09.07.2014.

Pielgrzymowanie jest ważne

Długo zastanawiałam się, czy napisać o tym, co leży mi na sercu od roku, czyli od czasu, gdy przeżyłam moją pierwszą pieszą pielgrzymkę na trasie Warszawa-Częstochowa. To były dla mnie mocne i owocne rekolekcje, takie spełnione marzenie. W wieku 7 lat pielgrzymowałam pieszo po raz pierwszy z rodzinnego Boronowa na Jasną Górę wraz z moją rodziną (ale to „tylko” dwa dni pielgrzymki; jednego dnia parafianie z Boronowa dochodzą na Jasną Górę, drugiego wracają i są wzruszająco witani przez pozostałych mieszkańców). Te pierwsze pielgrzymki z mojej parafii zasiały we mnie ducha pielgrzyma. I on żyje. Od tamtego czasu starałam się co roku przeżywać taki czas. I cieszę się, że mogłam pielgrzymować pieszo  z Warszawy, w której zamieszkałam wraz z początkiem studiów.

Idzie wierna Warszawa

Pamiętam wzruszające przejście przez Stolicę… Ludzi pozdrawiających nas na chodnikach. Niektórzy z nich byli wzruszeni… Inni podpowiadali intencje. Wielu włączało się do naszej modlitwy i śpiewu. Wiedziałam, że zabieram ich intencje. I cieszyłam się, że mogę pielgrzymować w imieniu mojej Rodziny, która towarzyszyła mi duchowo. Dla wielu obserwujących nas w Warszawie osób przejście kilku tysięcy pątników mogło być poruszeniem ich serca, często takiego serca, które pragnienie Boga i pięknego życia schowało ciut za głęboko… Wiedziałam, że dajemy świadectwo.

Poruszające były dla mnie poranki, gdy zaspani śpiewaliśmy godzinki, niejednokrotnie przechodząc przez urokliwe łąki, lasy i pola. Nie zapomnę Mszy św. sprawowanych dla pielgrzymów często w sanktuariach, które są piękne, ale nieznane… Najważniejsza jednak była świadomość, że jestem wśród osób, które zmierzają w jednym kierunku: do ukochanej Mamy. I miałam pewność, że to są osoby – które we wszystkich życiowych zawirowaniach – szukają Miłości, czyli Pana Boga.

Poczułam moc wspólnoty. Poczułam radość i wdzięczność, że mogę z nimi być. I – co najważniejsze – podczas pielgrzymki spotkałam starych i nowych przyjaciół. Bliskie więzi po 10-dniach pielgrzymowania pozostaną do końca życia.

Pokuta to nie zaniedbanie ciała!

Pielgrzymka stawia pewne wymagania: spartańskie nieraz warunki, reakcje na zmęczenie, podenerwowanie czyjąś postawą…  Pozwólcie, że napiszę o tych sprawach, które dla każdego pielgrzyma mają znaczenie i o których może być trudniej mówić księżom czy organizatorom, bo oni mają wiele innych zadań (dla organizatorów pielgrzymka zaczyna się ofiarną pracą wiele miesięcy lub tygodni wcześniej!). Na drodze pielgrzymki spotykamy wspaniałych gospodarzy, którzy dzielą się z nami swoim miejscem, dają dach nad głową i karmią nas. Jesteśmy im za to wdzięczni. Grupy pielgrzymkowe nocują zazwyczaj w namiotach na podwórkach prywatnych osób, którym jesteśmy winni wdzięczność za ich gościnność. Wysłanie pocztówki z podziękowaniem nie powinno być zbyt dużym wysiłkiem pielgrzyma… Zachęcam do tego, żeby spisywać adresy gospodarzy i wysłać im pozdrowienie, podziękowanie i pomodlić się za nich.

Podczas pielgrzymki zapukałam do wielu domów z prośbą o możliwość skorzystania z prysznica czy o nocleg. Jestem tym osobom wdzięczna, że otworzyły mi swoje drzwi. Jestem im wdzięczna za gościnność, za troskę, za zaufanie!

Chciałabym jednocześnie poprosić Księży o to, aby jednak unikali przedstawiania spartańskich warunków jako zalety pielgrzymki… Pokuta to nie zaniedbanie ciała! Można do tych warunków podejść od strony umartwień. To powinno być jednak indywidualną postawą. Zapewniam każdego mężczyznę, a zwłaszcza księży, że brak łazienki, czy zamkniętego pomieszczenia z wodą, w którym można się umyć, jest dotkliwy dla kobiet. Zwłaszcza po wielu kilometrach przebytych pieszo w upale lub deszczu. Zwracam na to uwagę tym bardziej, że wysłuchiwałam rozżalonych kobiet, które buntowały się słysząc księdza zachęcającego przez mikrofon do umartwień przez brak normalnej możliwości wykąpania się, a po czym (już nie do mikrofonu) wykonującego telefon do kogoś znajomego z prośbą o „załatwienie” gorącej kąpieli…

Chyba nie jest dobrze, gdy księża jako mężczyźni w sile wieku i kondycji, namawiają swoich pielgrzymów (zwłaszcza kobiety, bo tych przecież więcej na pielgrzymce) do umartwień, a sami korzystają z przywilejów…  Oczywiście, nie mam na myśli sytuacji, gdy jacyś gospodarze chcą ugościć księdza. Oczywiste jest, że w takiej sytuacji obecność Kapłana w ich domu może być dla nich błogosławieństwem i nie powinno się odmawiać!

Podobnie, nie jest dobrze, gdy wybrana grupa organizatorów ma dostęp do przenośnego prysznica przygotowanego tylko dla siebie… Każdy rozsądny pielgrzym docenia ich wysiłek i jest wdzięczny za ich pracę. Jednak oczywiste jest, że dzielenie pielgrzymów na tych, którym zapewnia się prysznic i na tych, którzy go nie mają, jest smutne i sprzeczne za charakterem pielgrzymki.

Nie mam pojęcia, jak wygląda praca kwatermistrzów. Domyślam się, że to bardzo odpowiedzialne zadanie, zwłaszcza, że to na tych osobach spoczywa kontakt z gospodarzami. Na pewno należy docenić tych kwatermistrzów, którzy wiernie wykonują swoją posługę, a zwłaszcza tych, którzy dla np. 200 osobowej grupy osób są w stanie znaleźć co najmniej 10 (albo więcej!) gospodarstw (nie zawsze jest to możliwe, bo miejscowości, w których nocuje pielgrzymka, mogą być niewielkie). Przyjęcie przez gospodarzy mniejszej grupy (np. 10-15 osób) pozwala nawiązać z tymi osobami indywidualny kontakt i ugościć je. Niektórzy gospodarze, którzy otworzyli mi swoje drzwi, mówili, że czasem u nich też nocowały większe grupy i że z chęcią znowu przyjęliby pielgrzymów pod swój dach albo chociaż udostępnili swoje podwórka jako pola namiotowe. Może warto pomyśleć o tym, aby pielgrzymka zawitała do większej liczby domów?

Warto też trzymać żelazną zasadę osobnego pola namiotowego dla namiotów żeńskich i męskich (zazwyczaj te zasady były respektowane, chociaż zdarzało się chyba, że tworzono „wspólne” pola namiotowe). To samo dotyczy organizatorów, w tym medyków i innych służb. Między służbami także podział na płeć na noclegu powinien być respektowany bez wyjątków. Warto, aby księża wyjaśniali sens takiego podziału. Wszak ten podział jest dla szacunku i naszej swobody! Jest on po to, aby można swobodnie wykonać różne czynności, umyć sobie bez skrępowania włosy, zrobić makijaż;) No i takie noclegi mocno integrują na pewno kobiety (mężczyzn pewnie też).

Pielgrzymka potrzebuje księdza!

Tak, właśnie tak. Grupa pielgrzymkowa nie powinna pielgrzymować samotnie. Potrzebuje Ojca. Kogoś, kto jest pierwszy na nogach i ostatni kładzie się spać pewny, że wszyscy są bezpieczni. Księdza na pielgrzymce nie zastąpi żadna osoba świecka: najpiękniej maszerująca kobieta ani najprzystojniejszy porządkowy. Nie wystarczy też, gdy ksiądz spaceruje za pielgrzymką pełniąc cenną posługę spowiednika. Drugi ksiądz (a najlepiej kilku, ale to czasem trudne) potrzebny jest w centrum wydarzeń!

Do czego może prowadzić brak księdza w grupie? (bo ksiądz np. zmęczył się i pojechał samochodem, bo zaspał, bo mu się nie chce już iść, bo idzie, ale nie jest Ojcem, tylko buja w obłokach albo plotkuje…). Taka sytuacja prowadzi albo do chaosu i przeobrażenia pielgrzymki w jarmark (Drodzy Księża, my naprawdę mamy o czym rozmawiać!), albo do wytworzenia się nowych liderów grupy (którzy mogą być szczerzy w mówieniu o swojej wierze i z dobrą wolą, ale jednocześnie nieprzygotowani do prowadzenia grupy, wprowadzający zamęt, mówiący o chrześcijaństwie według swoich wyobrażeń, a niekoniecznie według Ewangelii. I – co najważniejsze – są świeckimi, czyli tymi, których Wy – Księża – macie prowadzić!). Drodzy Księża – nie bójcie się być naszymi Ojcami! Potrzebujemy Was, a nie kolejnych dużych chłopaków czy kumpli. Mamy ich wystarczająco.

Pielgrzymka potrzebuje planu modlitwy i mądrych konferencji

Ta prosta zasada wcale nie jest oczywista i za nią też odpowiedzialni są księża (oczywiście współpracując ze świeckimi). Obowiązkowe punkty dnia pielgrzymkowego to rozpoczęcie godzinkami, śpiew, w odpowiedniej porze dnia różaniec (jedna część to minimum – w końcu po to jest pielgrzymka) i koronka, następnie konferencje (dobrze przygotowane! Najlepiej mówione, a nie czytane, bo wtedy lepiej trafiają do serca. I to na tematy, jakie interesują i są ważne. W wielu grupach odmawia się też Liturgię Godzin i zachęcam, aby nie pomijać tego punktu programu.

Warto też przyjąć zasadę, że w drodze się nie rozmawia. Postoje są regularne, wtedy jest czas na rozmowy i poznawanie ludzi. Na pewno pewien sprzeciw budzi wprowadzanie w drodze czasu „na porozmawianie”. Zazwyczaj to wyraz lenistwa prowadzącego : )

Śpiew

Mam dość dużą wrażliwość muzyczną (w słuchaniu) i obserwowałam wielokrotnie reakcje pielgrzymów na wykonywane pieśni i piosenki. Bez cienia wątpliwości muszę przyznać, że największe skupienie pielgrzymów można zaobserwować podczas wieczornych apeli, podczas Apelu Jasnogórskiego (tego wykonywanego na tradycyjną melodię!), śpiewanych godzinek czy innych tradycyjnych modlitw. Te pieśni najbardziej poruszają i pomagają w skupieniu zarówno kobietom, jak i mężczyznom, a tych drugich przecież zawsze nam mało w Kościele.

Nie chciałabym prezentować tutaj żadnych radykalnych poglądów odnośnie pieśni, tamburynów i gitar. Lubię czasem poszaleć i poskakać, zatańczyć belgijkę. Z nastawieniem na „czasem”. Nie jest dobrze, gdy centrum grupy pielgrzymkowej stanowią wesołkowate pioseneczki dla przedszkolaków. Niektórych na pewno warto unikać. Bo jednak dziwnie wygląda 30-letni mężczyzna, który – chcąc grzecznie włączyć się do śpiewu – nuci „dzieckiem Bożym jestem ja, lalalalala” albo który wymachuje rączkami, bo wypada włączyć mu się do pokazywania czegoś, co wygląda nienaturalnie… Za to normalnie i – chciałoby się powiedzieć – poruszająco – wyglądają mężczyźni śpiewający godzinki, Bogurodzicę (na Jasnej Górze zachęca się, aby tę pieść wykonywali tylko mężczyźni! Uwierzcie mi, że to brzmi wspaniale!) czy odmawiający różaniec.

Aby podać kilka konkretów: na pewno nie są dobrym wyborem na pielgrzymkę pioseneczki śpiewane z dziećmi w przedszkolach. To, że są skoczne i miłe, nie wystarczy. Podobnie, cudny dorobek Arki Noego z największymi ich hiciorami też z pewnością nie jest repertuarem pielgrzymkowym dla grupy wiekowej 20-35 (a to chyba główna grupa wiekowa pielgrzymki studencko-postudenckiej). W takich piosenkach mogą odnaleźć się niektóre dziewczynki i niektóre kobiety, ale na pewno nie większość mężczyzn. Chciałabym też obalić mit, jakoby perkusja czy tamburyn były konieczne do przejścia całego dnia. Nie. Tak nie jest. To, co najbardziej pomaga iść, to porządne śniadanie i obiad, modlitwa, świadomość intencji, chęci, wspierający pielgrzymi.

Na koniec tej części dodam, że nie wyobrażam sobie pielgrzymki bez przepięknego uwielbieniowego utworu „Jestem tu, by wielbić” czy „Podnieś mnie Jezu” albo „Tak mnie skrusz” i „W lekkim powiewie”! No i dodam, że w mojej grupie i w całej pielgrzymce grali i śpiewali prawdziwi artyści! A tytułowa piosenka wykonywana przez scholę Franciszkanów „Ja wierzę Panie, że to Ty” do dziś przypomina mi te cudne chwile…

W okrzykach powściągliwi

Chciałam jeszcze poprosić o pewną powściągliwość w okrzykach. Mam wrażenie, że większość pielgrzymów jednak „nie czuje” potrzeby wykrzykiwania „hip, hip, Jezus!”, czy „Maryjo! Idziemy do Ciebie!”. Podobnie, warto, aby księża kontrolowali świadectwa i luźne myśli, jakie część pielgrzymów chciałaby wypowiadać. Zachęcam nie do powstrzymania od takiej aktywności, ale do przygotowania jej. Jeśli jakiś Ksiądz chce wprowadzić taki element do grupy (osobiście byłabym bardzo ostrożna w tym względzie), to ważne jest, aby były to bardzo wybrane świadectwa konkretnych nawróceń, a nie frywolne zachwycanie się ptaszkami czy kwiatkami. Pamiętajmy, że w grupie pielgrzymkowej nie ma tylko osób z konkretnych wspólnot, gdzie pewne dzielenie się drobiazgami jest naturalne. Na pielgrzymkę idą tacy pielgrzymi, których ktoś namówił, tacy, którzy szukają sensu w życiu, tacy, którzy chcą się wyciszyć i przeżyć rekolekcje. Idą wreszcie tacy, którzy dali sobie może ostatnią szansę na odkrycie Boga. Dajmy im szansę na zobaczenie go tak, jak się pojawia: poprzez symboliczne, delikatne, ciche poruszenia Swojego Ducha.

Radość a nie wesołkowatość

Radość, którą możemy przeżywać jako chrześcijanie, płynie nie z wesołkowatości, okrzyków czy deklaracji, ale z miłości. Każda pielgrzymka powinna mieć na celu umocnienie chrześcijan w miłości. Jeśli ktoś chodzi na kolejne pielgrzymki i nie staje się przez to święty, to warto rozważyć, czy nie wykorzystuje tego czasu jako czasu wesołego (albo smutnego) biwakowania, spotkania ze znajomymi zamiast jako czasu na wygrywanie życia. Można być latami obecnym w katolickiej wspólnocie, chodzić na pielgrzymki, angażować się w organizowanie dobrych wydarzeń, ale lekceważyć swoje powołanie… Pamiętajmy o tym.

I na zakończenie: bądźmy dumni! Pielgrzymowanie piesze z różnych zakątków Polski na Jasną Górę i do innych miejsc jest naszą wspaniałą tradycją. Dbajmy o nią. Gdy rozmawiam z ludźmi z zagranicy i mówię o naszej tradycji, to spotykam się z reakcjami podziwu i zachwytu. Niech pielgrzymka będzie obowiązkowym punktem wakacyjnej duchowej i religijnej odnowy. I niech pomaga nam bardziej kochać. Tylko wtedy pielgrzymowanie ma sens.