Uzdrowiciel szmaciarz

Franciszek Kucharczak

GN 40/2014 |

publikacja 02.10.2014 00:15

Interesy z diabłem są wyłącznie w interesie diabła.

Uzdrowiciel szmaciarz rysunek franciszek kucharczak /gn

W jednym z podręczników do języka polskiego dla klas VI jest czytanka o sympatycznym młodym diabełku, który spotyka płaczącą dziewczynkę. Postanawia namówić ją, żeby oddała mu duszę, i obiecuje w zamian wszystko, co mała zechce. „Mój braciszek jest chory, cały czas leży w łóżku, a lekarz nie daje nadziei. Uzdrów go, a oddam ci duszę i pójdę z tobą choćby do samego piekła” – mówi dziewczynka. Diabełek wypowiada zaklęcie i dziewczynka wybucha radością: „Braciszku! Wyzdrowiałeś! Masz zdrowe nóżki! Możesz chodzić!”.

Z dalszej, ćwiczeniowej części czytanki, dowiadujemy się, że dziewczynka dociera pod ziemię, gdzie ojciec diabełka pyta ją, za co sprzedała duszę. Gdy słyszy, że za zdrowie brata, wyje: „Nie mogę zabrać duszy osobie, która chce dobrze dla drugiego człowieka. To byłoby niehonorowe”. I odsyła ją z powrotem, zapewniając, że jej brat jest i będzie zdrów.

Wzruszająca historyjka z przesłaniem. Religijna rzecz nieomal. Nieomal, bo w podręczniku do polskiego nie może być przecież historyjki naprawdę religijnej, na przykład o tym, jak ktoś wyprosił cud uzdrowienia za sprawą modlitwy do Boga. To by była nietolerancja, narzucanie światopoglądu chrześcijańskiego. Takie rzeczy to tylko na religii, niesłusznie obecnej w szkole (ale nad tym siostry feministki pracują). Bóg nie przejdzie, ale diabełek przejdzie. Zwłaszcza że diabełek przyjemny taki. Dobroczyńca. Uzdrowiciel. A jego tata może trochę gorszy, ale generalnie w porządku facet, honorowy. Trzyma się zasad. Krótko mówiąc, hulaj duszo, bo piekło, jeśli nawet jest, to nie dla tych, co zapisują duszę diabłu „w dobrym celu”. A dobrym celem jest przecież, żeby dziecko było zdrowe. Za wszelką cenę.

Czyta się to tak, że zdrowie to wartość nadrzędna, a diabeł jest tej wartości dysponentem. Taki komunikat po tej lekturze dociera do dzieci. I jest to komunikat diabelsko kłamliwy, rażąco sprzeczny z nauką Ewangelii. Jezus mówi, że lepiej sobie rękę lub nogę odciąć, lepiej sobie wyłupić oko, jeśli są powodem zgorszenia, niż gdyby się miało w pełnym zdrowiu trafić do piekła. Chodzi przecież o prawdziwe szczęście, a przy nim wszelkie szczęście doczesne, więc przemijające, nie jest warte niczego. Natomiast z czytanki dzieci wyciągają wniosek całkowicie odwrotny, że owszem, jak człowiek chory, to i duszę warto sprzedać za jego zdrowie.

Ależ transakcja! Szczęśliwa wieczność za złudną obietnicę iluś tam lat w fizycznym, lecz nie duchowym ani nie psychicznym zdrowiu. Ale żeby się pociechy nie bały robić takich transakcji, czytanka uspokaja: Nie bój się, będzie dobrze, przecież chcesz dobra, za to do piekła się nie idzie.

A pewnie – za dobro do piekła się nie idzie. Tylko że układy z podłym szmaciarzem, który zawsze kłamie, to żadne dobro. To Bóg decyduje o wszystkim, a Jego wola jest zawsze dobrem. I dzieci muszą to wiedzieć.

A tak się składa, że również mój syn korzysta z tego podręcznika. Już z nim o tym rozmawiałem. Ale czy my, rodzice, musimy zajmować się rozbrajaniem min ukrytych w podręcznikach? Ktoś chyba je tam podłożył?

Porażka guru

Jerzy Owsiak przegrał proces karny, który wytoczył blogerowi Piotrowi Wielguckiemu, znanemu jako MatkaKurka, za krytykę w internecie po adresem jego i Wielkiej Orkiestry Świąteczniej Pomocy. Owsiak skarżył blogera m.in. za to, że jego zdaniem ten pomówił go o przywłaszczenie pieniędzy pozyskiwanych z publicznej zbiórki. Sąd jednak uniewinnił Wielguckiego  z zarzutów odnoszących się do tekstów: „Jerzy Owsiak – król żebraków i łgarzy, złoty melon sekty WOŚP”, „Guru Owsiak w 11 lat wyjął 46 Złotych Melonów”. Uznał jedynie, że bloger zawinił, nazywając szefa WOŚP „hieną cmentarną”, jednak odstąpił od kary, bo Jerzy Owsiak odpowiedział mu w mediach zniewagą wzajemną. W uzasadnieniu sąd orzekł, że fakty podane w publikacjach Wielguckiego „nie przekroczyły granicy prawdy”, a stylistyka jego tekstów (z wyjątkiem „hieny”) „mieściła się w granicach wolności słowa”. Wyrok sądu był dużym ciosem dla środowiska „postępu”. Więc trzeba było sobie radzić. „Gazeta Wyborcza” tak zatytułowała informacje o porażce Owsiaka: „Bloger winny znieważenia Owsiaka, ale kary nie będzie”. Chcieć to móc, czyż nie?

Nowy etap dyskusji

Jan Hartman, filozof, a ostatnio także polityk od Palikota, pochylił się na swoim blogu nad legalizacją związków kazirodczych. „Być może piękna miłość brata i siostry jest czymś wyższym niż najwznioślejszy romans niespokrewnionych ze sobą ludzi?” – pyta, choć chyba zna już odpowiedź. Odrzuca argument zagrożenia wadami genetycznymi u potomstwa, bo „w dobie skutecznej antykoncepcji czas postawić sobie pytanie: co właściwie może dziś służyć za usprawiedliwienie zakazu kazirodztwa?”. Aha, ale żeby była jasność: prof. Hartman „nie jest za legalizacją związków kazirodczych” – chce tylko dyskusji na ten temat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.