Nawracanie z niczego

Franciszek Kucharczak

GN 48/2014 |

publikacja 27.11.2014 00:15

Podobno na Zachodzie „odchodzą od chrześcijaństwa”. Bzdura. To nie jest żadne chrześcijaństwo.

Nawracanie z niczego rysunek franciszek kucharczak /gn

Podobno niemieccy radykalni muzułmanie – salafici – zamierzają nawracać Polaków. „Nasi bracia i siostry nagrywają już posłania po polsku, będziemy je publikować w internecie” – powiedział „Gazecie Wyborczej” Sven Lau, jeden z najbardziej znanych salafitów w RFN. I wyjaśnił, że owi „bracia i siostry” to polscy imigranci, którzy wyemigrowali do Niemiec i przeszli na islam. Twierdzi, że jest takich wielu i są żarliwymi wyznawcami.

Bardzo możliwe. Podobnie jest przecież z wieloma rdzennymi mieszkańcami Europy. Czy to dziwne, że Europejczyk, któremu wtłacza się do głowy, iż religijne przekonania należy ukrywać, a seksualne upodobania ujawniać, w końcu ma tego dość i idzie za potrzebą duszy? Bo każdy człowiek ma instynkt wieczności i tęskni za czymś radykalnym, większym niż on sam. Zostaliśmy stworzeni jako istoty wyjątkowe, wyposażone w wolną wolę, z duszą nieśmiertelną, która chce się manifestować – i zrobi to niezależnie od tego, czy się ją uznaje, czy też nie. To dlatego córki białych ludzi Zachodu wkładają islamskie chusty, choć wiedzą, że islam ma w głębokim poważaniu wszelkie ideały feministek. To dlatego „synowie genderu”, wychowywani na bezpłciowych mydłków, w końcu zatęsknili za męskością, którą odnajdują w islamie.

Jeśli ktoś myśli, że na islam przechodzą chrześcijanie, jest w głębokim błędzie. To postchrześcijanie, dzieci ludzi, którzy wyrzekli się Chrystusa. To ci, co w spadku po rodzicach otrzymali diabelski komunikat: „nie ma niczego oprócz tego, co widzisz, więc jedz, pij i używaj”. Dzieci Zachodu, żyjąc w cieniu katedr, nie wiedzą już, że romańskie, gotyckie czy barokowe sklepienia nie po to zostały wzniesione, żeby skrywać pustkę i żeby sobie turyści pod nimi fotki robili. Ci ludzie zostali wychowani w pogardzie do tego, co stanowi o ich tożsamości, bo im wmówiono, że nie istnieją wyższe wartości duchowe, więc nie ma i nigdy nie było o co walczyć – ani o wiarę, ani o moralność, ani o wierność. I że nietolerancją jest mówić innym o swej wierze, bo przecież – ha, ha – tylko oszołomy tak robią. Więc wyrzeknijmy się oczekiwania na Pana, bo sami jesteśmy panami. Zapomnijmy o Bożym Narodzeniu, bo jest tylko ludzkie narodzenie. Ustrojone choinki niech zostaną, trzeba gdzieś dawać prezenty.

„Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy” (2 Tm 3,5) – przestrzegał św. Paweł. Ale długo tak się nie da. Albo człowiek powróci do mocy Chrystusa, albo nawet pozorów się wyrzeknie i przystanie choćby do terrorystów. Byle tylko byli jacyś, byle nie byli letni. Bo kto się do reszty nie sprzedał temu światu, ten woli zostać kimkolwiek niż nikim.

Właśnie wróciłem z kursu „Nowe Życie”, na którym wiele osób doświadczyło mocy Chrystusa. „Nie wiedziałam, że to możliwe” – mówiła mi jedna z uczestniczek, oszołomiona łaskami, jakie na nią spadły.

O tak, możliwe. Kto wezwie Chrystusa, ten pozna Jego moc. I będzie głosił Dobrą Nowinę, choćby bogini Tolerancja zakazała. I powróci radykalizm – bynajmniej nie islamski. Prawdziwy, zdrowy radykalizm Ewangelii.

Teraz maluchy

Pracownicy publicznego żłobka „Zaczarowany zamek” w Rzymie przygotowali dla rodziców wystawę książek zalecanych do czytania dzieciom. Jak podała „Rzeczpospolita”, uwagę rodziców zwróciły ilustrowane książeczki o „rodzinach” z dwiema „mamusiami” lub z dwoma „tatusiami”. W środku jednej z nich znaleźli historyjkę o kochających się paniach, które bardzo chciały mieć dzieci, więc z pomocą przyszła im klinika w Holandii. Tam „uprzejmi panowie przekazują w darze swoją spermę dla tych, którzy jej nie mają”… I tak dalej. W innej książeczce tłumaczono maluchom, dlaczego tatuś może mieć narzeczonego. Była też książeczka o chłopczyku, który w głębi duszy czuł się dziewczynką i gdy to odkrył, doznał wspaniałej przemiany, niczym brzydkie kaczątko z baśni Andersena. Gdy rodzice zaprotestowali przeciw takiej indoktrynacji, dyrektorka żłobka powołała się na wydany przez wydział edukacji władz Rzymu okólnik z listopada ubiegłego roku, w którym zapisano m.in.: „Aby walczyć z homofobią, z mordowaniem, biciem i prześladowaniem kobiet przez mężczyzn, w procesie edukacji dzieci w wieku do sześciu lat należy zdecydowanie zwalczać nierówność płci i tradycyjny podział na role społeczne”. Trzeba przyznać, że to genialny sposób uchronienia kobiet przed „mordowaniem, biciem i prześladowaniem przez mężczyzn”, bo gdy tak edukowani chłopcy dorosną, trudno będzie ich nazwać mężczyznami.

Komu kartę?

Małgorzata Fuszara od równego traktowania chce, żeby Karta Dużej Rodziny dotyczyła też… związków partnerskich. Bo uwzględnianie tylko rodzin wielodzietnych spowoduje „dyskryminację określonej grupy”. Słusznie – jak równe traktowanie, to równe. Dać taką kartę nawet singlom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.