Wystraszyć Rosję

Jacek Dziedzina

publikacja 01.02.2015 06:00

Chcesz pokoju – szykuj się do wojny. Stara rzymska zasada odstraszania wroga własnym potencjałem militarnym nie miała w ostatnich latach wielu wyznawców w Polsce. Czy zakup nowoczesnej broni od Amerykanów to spóźniona i przepłacona pobudka?

Wystraszyć Rosję Jakub Kaczmarczyk /PAP W 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu-Krzesinach, w obecności m.in. ambasadora USA w Polsce Stephena Mulla (drugi z lewej) i wicepremiera polskiego rządu Tomasza Siemoniaka (trzeci z lewej) podpisano umowę na zakup przez polską armię 40 pocisków JASSM do samolotów F-16

Polska podpisała z USA umowę kupna 40 pocisków manewrujących JASSM. To jeden z najnowocześniejszych rodzajów broni typu powietrze–ziemia. Pociski odznaczają się ogromną precyzją (trafiają w cel z dokładnością do 2 mm) i niską wykrywalnością. Przenoszone będą przez myśliwce F-16, które w ten sposób podniosą swoją zdolność bojową. Koszt inwestycji to w sumie 250 mln dolarów. Czy to dużo? Kwota obejmuje nie tylko 40 rakiet, ale cały system, który będzie je obsługiwał, a także koszty „rewitalizacji” naszych F-16. Umowa otrąbiona została jako wielki sukces Polski, bo nie dość, że znaleźliśmy się w elitarnym gronie państw, które taką broń będą posiadać (poza USA mają ją tylko Australia i Finlandia), to jeszcze umowa została wynegocjowana w bardzo szybkim tempie. Są jednak pewne wątpliwości. Po pierwsze, cena wydaje się jednak wygórowana, bo choć Finowie zapłacili mniej więcej tyle samo, to jednak za 70, a nie 40 pocisków. Po drugie, F-16 będą unowocześniane dopiero w 2016 r., a wstępną gotowość bojową z pociskami JASSM osiągną dopiero w 2017 roku. I tu dochodzimy do sedna: nie chodzi już nawet tylko o pieniądze, ale o to, że przespaliśmy przynajmniej dekadę na pozyskiwanie najnowocześniejszych typów broni, co miałoby charakter odstraszający dla potencjalnego agresora. Do 2017 r. po pierwsze daleko, a po drugie – same JASSM aż tak bardzo nie odstraszą: ich zasięg to ok. 370 km. Mówiąc otwarcie: może i „wystraszą” baterie rosyjskie rozlokowane w obwodzie kaliningradzkim, ale co najwyżej rozśmieszą cały arsenał umieszczony w głębi Rosji.

Ciepła woda nie wystarczy

Trudno oprzeć się wrażeniu, że od czasu wejścia do NATO elity polityczne w Polsce żyły w pewnej ułudzie: jesteśmy w najpotężniejszym sojuszu wojskowym na świecie, więc pora na ciepłą wodę w kranie, a nie zbrojenie się po zęby. Można spać spokojnie. Nawet gen. Stanisław Koziej w wywiadzie dla GN mówił: „Gdybyśmy byli poza NATO, musielibyśmy wydawać dużo więcej na swoją obronę, niż to jest konieczne w ramach NATO”. Oczywiście generał nie jest tak naiwny, by powiedzieć, że samo członkostwo w NATO daje nam z automatu pełne poczucie bezpieczeństwa. Niemniej pobrzmiewa w tej wypowiedzi coś z przekonania, że bycie w sojuszu trochę jednak zwalnia nas z „nadmiernych” wydatków na zbrojenia. O krótkowzroczności takiego podejścia mówi gen. Roman Polko: – Myślenie, że jak wstąpimy do NATO, będziemy wydawać mniej, jest błędne. Pomaga się silnemu. Jeżeli działamy zespołowo, wszyscy  się zbroimy, a nie robimy tak, że zawiązujemy pakt: my się rozbroimy, a inni będą nas bronić – mówi w rozmowie z GN były szef GROM. Jego zdaniem zbrojenie się w celu odstraszania jest jedyną metodą rozmowy z Moskwą. – Do Rosji nie mówi się językiem dyplomatycznych gestów. Z barbarzyńcą rozmawia się jego językiem, bo będzie reagował tylko na demonstrację realnej siły, a nie na takie śmieszne ruchy, że przyleci jakaś kompania, stu żołnierzy, amerykańskim samolotem i zacznie swoje „manewry” – uważa gen. Polko. I wylicza część zaniedbań pod tym względem w europejskiej i polskiej polityce obronnej: – W całej Europie budżety wojskowe są bardzo mocno okrajane, tak jakby w XXI w. nie zagrażały nam konflikty. U nas podobnie: pomysł na likwidację 6. Brygady Powietrznodesantowej, a później niszczenie morale żołnierzy 25. Brygady Kawalerii Powietrznej przez brak dowódcy, czy  tzw. zreformowanie, a tak naprawdę zdeformowanie systemu dowodzenia, na którym najbardziej ucierpiały siły specjalne, ledwo co wzmocnione – to wszystko nie wygląda dobrze – dodaje.

Europa pije latte

Wygląda na to, że nawet dramatyczne wydarzenia na Ukrainie i wzmożone prowokacje rosyjskich samolotów nie wybudziły jeszcze do końca z błogiego letargu zadowolonej z siebie Europy. Profesor Andrew Michta z Centrum Europejskich Analiz Politycznych w Waszyngtonie zauważa: – Po dyskusji panelowej w Warszawie ambasador dużego państwa europejskiego wyraził ulgę, że po inwazji Rosji na Ukrainie Stany Zjednoczone ponownie koncentrują się na Europie. Podtekst tej wypowiedzi jest taki, że skoro Ameryka koncentruje się na Ukrainie, Europa może wrócić do jazdy po gładkich drogach, jedzenia rogalików i popijania caffé latte. Ten ambasador bynajmniej nie tkwi sam w tym przekonaniu. Coraz więcej Europejczyków wydaje się pocieszać przekonaniem, że Amerykanie biorą ten ciężar na swoje barki – mówi GN. – Odpowiedziałem temu ambasadorowi, że jeśli tak rzeczywiście uważa się w stolicach europejskich, to Europejczycy śpią głębokim snem – dodaje.

JASSM wystraszyły Rosję?

Politolog z Waszyngtonu broni jednocześnie warunków, na jakich Polska podpisała umowę o zakupie pocisków. Zaznacza jednak, że to dopiero początek długiej drogi unowocześniania polskiej armii. – JASSM to tylko część polskiego programu zbrojeń. Polska planuje przecież wydać 41 mld dolarów do 2022 roku na modernizację sił zbrojnych na wielu poziomach: m.in. sił przeciwpancernych, jest też w końcowej fazie wyboru między dwiema propozycjami nowego systemu obrony powietrznej i przeciwrakietowej. Przedmiotem dyskusji są obecnie dodatkowe kluczowe przetargi, w tym dotyczące zakupu 70 nowych śmigłowców, negocjowany jest też program modernizacji marynarki wojennej. Ale oprócz JASSM żaden z planowanych systemów nie ma takiego strategicznego znaczenia dla równowagi sił w północno-środkowej Europie – dodaje odważnie prof. Michta. I tłumaczy: – Po wdrożeniu systemu do F-16 JASSM da Polsce możliwość namierzania celów poza typowym rosyjskim zakresem. A co najważniejsze, pozwoli Warszawie nakierować pociski na rosyjskie rakiety Iskander Rosji, jeśli Moskwa zdecyduje się umieścić je w Kaliningradzie – dodaje. Jego zdaniem już można zauważyć efekty decyzji o zakupie JASSM przez Polskę. – Jeżeli były jakiekolwiek wątpliwości w tej kwestii, to ostatnie działania Rosji powinny nas uspokoić. Otóż po ujawnieniu wyniku negocjacji ws. JASSM Rosjanie zmienili swoje plany budowy bazy lotniczej SU-27 w zachodniej Białorusi i przesunęli go dalej na wschód do Bobrujska, umieszczając go poza zasięgiem JASSM – mówi Michta. Jak widać, zbrojenie może mieć oddziaływanie odstraszające. Zakup JASSM ma także znaczenie strategiczne dla USA w ich pozycji na północno-wschodniej flance NATO. Z punktu widzenia NATO umieszczenie pocisków JASSM w Polsce komplikuje ruchy Putina. Ale te widoczne sukcesy nie mogą znowu uśpić czujności: JASSM może i „przegoniły” rosyjskie baterie spod granicy z Polską, ale prawdziwym straszakiem będą dopiero rakiety dalekiego zasięgu, które będzie można wycelować w obiekty umieszczone w głębi Rosji. A na to na razie się nie zanosi.

Pomogą, nie pomogą?

Zwiększenie wydatków na jak najnowocześniejszą broń jest ważne nie tylko z dlatego, że to odstrasza. W najgorszym wypadku trzeba brać pod uwagę również i to, że żadne straszaki nie działają i dochodzi do realnej inwazji. Czy bez odpowiedniego własnego uzbrojenia możemy czekać na pomoc ze strony NATO? Generał Roman Polko mówi otwarcie: – Nie ma pewności, że NATO stosunkowo szybko mogłoby podjąć jakąś decyzję, ze względu na różnice polityczne. Ja bym tu wyróżnił dwie sytuacje. Pierwsza to ewentualne zagrożenia, także ze strony Rosji, tzw. kryzysowe, które nie są jeszcze bezpośrednią agresją. W takich sytuacjach szantażu, gróźb oczywiście nie mamy gwarancji, że całe NATO wystąpiłoby po naszej stronie. Ale zupełnie inaczej byłoby wtedy, gdybyśmy mieli do czynienia z bezpośrednią agresją zbrojną, czyli podlegającą art. 5 traktatu waszyngtońskiego. W sytuacji zbrojnej agresji na terytorium państwa członkowskiego NATO jest wystarczająco pewnym instrumentem reagowania. Nie miałbym wątpliwości, że wszyscy wystąpiliby solidarnie. Natomiast dopóki nie ma tej jasnej sytuacji, że jest zbrojna agresja, to słuszne są wątpliwości w skuteczność NATO. I z tego powodu musimy utrzymywać w pełni wiarygodny własny potencjał zbrojny, aby być w stanie samodzielnie sobie radzić aż do czasu, gdy w ramach NATO zapadnie jednomyślność – mówi b. dowódca GROM. Dlatego stara rzymska zasada „Chcesz pokoju – szykuj się do wojny” powinna być mottem wszystkich kolejnych rządów w Polsce. Na bezpieczeństwie nie można oszczędzać.

TAGI: