Ich krew przyniosła pokój

Monika Łącka

publikacja 05.12.2015 21:08

Ich przyjazd do Peru był jak wjazd Chrystusa do Jerozolimy. To było już preludium męki - mówił o. prof. Wiesław Bar OFMConv, podczas dziękczynnej Mszy św. za beatyfikację polskich franciszkanów, zamordowanych w Peru

Ich krew przyniosła pokój Monika Łącka /Foto Gość O. Zbigniew i o. Michał umacniali mieszkańców Peru w wierze i uczyli życia w bliskości z Jezusem - mówił o. Wiesław Bar OFMConv.

Gdy w Peru o godz. 16. czasu polskiego na stadionie w Chimbote rozpoczęła się beatyfikacyjna Eucharystia, której przewodniczył kard. Angelo Amato, prefekt watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, w krakowskiej bazylice oo. franciszkanów radość była równie wielka.

To właśnie w Krakowie przed laty o. Zbigniew Strzałkowski OFMConv. i o. Michał Tomaszek OFMConv. studiowali, a w ich sercach dojrzewało powołanie do wyjazdu na misje.

Nie bez powodu więc kościół szczelnie wypełnił tłum wiernych, którzy na dziękczynną Mszę św., której przewodniczył kard. Stanisław Dziwisz, przyszli ze wzruszeniem i radością, by uczestniczyć w historycznym dla Kościoła wydarzeniu.

- Przed przyjazdem polskich misjonarzy do Peru połowa miasteczka Pariacoto stanęła w ogniu. Ludzie z 300 parafii nie mieli wtedy kapłanów. Doczekali się ich dopiero, gdy pojawili się dwaj młodzi franciszkanie z Polski. Codziennie byli więc oni zawożeni do innej parafii i przedstawiani. O. Zbigniew tak pisał wtedy do rodziców: "Rozpoczęliśmy naszą pracę, widać w niej Bożą opiekę, nie będzie źle". Ich przyjazd do Peru był jednak niczym wjazd Chrystusa do Jerozolimy. To było już preludium męki - zauważył w homilii o. Wiesław Bar, wicepostulator procesu beatyfikacyjnego i kierownik Katedry Prawa Kanonizacyjnego i Sakramentów Świętych KUL.

Jak przekonywał, Jezus dawał braciom wiele znaków. - Kiedy wkrótce po ich przybyciu do Peru na wioskę spadła plaga szarańczy, o. Zbigniew sprawował Eucharystię o uwolnienie od niej. Prośby i modlitwy zanoszone do Boga poprzez posługę misjonarzy zostały wysłuchane, plaga ustąpiła. To bardzo umocniło wiarę ludności - opowiadał.

Podobnie było, gdy w Pariacoto panowała susza. - Trzeba się modlić - mówił o. Zbigniew. I znów wielkie było umocnienie, gdy w nocy spadł deszcz i roślinność ożyła - dodał o. Bar.

Jego zdaniem misjonarze przybyli do Peru, by widzieć Jezusa, a On przysłał im odpowiedź, że nadeszła już ich godzina.

- Ziarno obumarło, ale dało plon obfity, stało się symbolem życia. Ich śmierć stała się znakiem, by być przygotowanym na spotkanie z Bogiem, a będąc gotowym nie zapominać, że droga do Jezusa wiedzie przez krzyż - tłumaczył wicepostulator procesu beatyfikacyjnego.

Jak mówił, o. Zbigniew i o. Michał wszystkich traktowali po bratersku i pracowali z ludźmi tak, że aż ręce im po wieczór krwawiły. - Gdy mogli się wycofać, mówili: "Dobrze, że jesteśmy z wami, zostaniemy do końca". Mieli świadomość, co może się stać, bo byli świadkami zamachów. Na pytanie: "Co się stanie, gdy umrzesz?", o. Zbigniew odpowiedział jednak: "Nic nie szkodzi, pochowajcie mnie w Pariacoto" - wspominał o. Bar.

Dwaj franciszkanie pozostali w sercach miejscowej ludności, która dziś dziękuje im za to, że nauczyli ich nadawać życiu miłość i radość. Dziękuje im też za pokój, bowiem po śmierci misjonarzy zaczęły zanikać zamachy. Ich krew przyniosła więc odkupienie i błogosławieństwo dla Peru.

O tym, że krew przelana przez o. Zbigniewa i o. Michała zaowocowała pokojem, mówił też kard. Stanisław Dziwisz. - Oni obaj odpowiedzieli na słowa ojca świętego Nie lękajcie się! Dziś uczą nas odwagi i poświęcenia aż do ofiary z życia - podkreślał metropolita krakowski.

Po Mszy odczytany został też list Andrzeja Dudy, prezydenta RP.

"»Ojcowie dla nas nie umarli» - te słowa mieszkańcy Pariacoto napisali na sztandarze, który nieśli żegnając swoich misjonarzy. I dziś nie sposób wątpić w tę głęboką prawdę. Młodzi misjonarze wciąż żyją w pamięci mieszkańców Pariacoto i innych miejscowości. Jest to pamięć wdzięczna. Żyją też w pamięci mieszkańców swoich rodzinnym miejscowości, gdzie organizowane są biegi i memoriały ich imienia. Żyją też w końcu w Krakowie, na Franciszkańskie, gdzie studiowali, podczas gdy na ulicach miasta odbywały się starcia młodzieży z milicją komunistyczną. Kilka lat później zginęli na drugim końcu świata głosząc Jezusa i walcząc przeciwko tej samej nieludzkiej ideologii. Poprzez swoje życie dali świadectwo wierności Bogu i ludziom. Są męczennikami wiary i miłości, świadkami nadziei" - napisał prezydent.

Z kolei Alberto Salas-Barahona, ambasador Peru w Polsce, który uczestniczył w krakowskich uroczystościach, mówił, został zobowiązany przez prezydenta Peru do przekazania Polsce i Krakowowi radosnego pozdrowienia.

- Męczennicy są darem dla naszego państwa, którego mieszkańcy wciąż są do nich przywiązani i ich pamiętają. Jesteśmy przekonani, że ich świadectwo przyczyniło się do wyzwolenia Peru z komunizmu i terroru. Dziś nie ma tak ani jednej rodziny, w której ktoś nie zginął z rąk komunistów. Tak jest też i w mojej rodzinie. W ciągu 13 lat zginęło bowiem aż 70 tys. ludzi - opowiadał. - Posługa męczenników pomogła wzrastać w wierze i pozostać przy Chrystusie, a także zjednoczyć się w dążeniu do pokoju. Niech to przesłanie pomoże i dziś w budowaniu przyjaźni między Polską, a Peru oraz w budowaniu wspólnoty Kościoła. Niech Bóg błogosławi oba narody - dodał.

Warto wspomnieć, że nowi błogosławieni - o. Zbigniew i o. Michał - bardzo poprawili warunki życia ludności w Pariacoto. Zbudowali i wyposażyli pierwszą izbę porodów, by dzieci nie umierały już z braku wody i higieny.

W wiosce nie było też asfaltowych dróg, pomoc medyczna praktycznie nie istniała. O. Zbigniew i o. Michała  zakontraktowali pierwszego lekarza, aby raz na tydzień przyjeżdżał do wioski.

Gdy przyjechał po raz pierwszy, miał tylko jeden obowiązek. Urzędowo potwierdził zgon obu misjonarzy.

Po dziękczynnej Mszy św., podczas której odbyło się premierowe wykonanie Mszy Męczenników, skomponowanej przez Piotra Pałkę, została także otwarta wystawa pamiątek i relikwii po o. Michale i o. Zbigniewie. Znalazły się na niej m.in. szaty liturgiczne, ich ubrania, świadectwa szkolne, listy, a nawet rower. Każdy, kto w sobotni wieczór uczestniczył w uroczystościach, mógł też otrzymać obrazek z relikwiami drugiego stopnia - fragmentami ubrań męczenników.

Czytaj również: