Gorąco i nerwowo na Camp Nou

PAP |

publikacja 18.04.2016 07:01

Piłkarze Barcelony nie potrafią zażegnać kryzysu, w którym są od początku miesiąca. W niedzielę w 33. kolejce przegrali trzeci mecz ligowy z rzędu - u siebie z Valencią 1:2. 500. bramkę w karierze zdobył Argentyńczyk Lionel Messi.

Gorąco i nerwowo na Camp Nou Lionel Messi PAP/EPA/Quique Garcia

Pięciokrotny laureat Złotej Piłki wpisał się na listę strzelców w 64. minucie, gdy wykorzystał płaskie dośrodkowanie Jordiego Alby z lewego skrzydła. Zmniejszył stratę Barcelony na 1:2, a także przerwał najgorszą od sześciu lat passę liczby meczów bez gola i asysty (pięć).

Poprzednio do siatki trafił 16 marca w spotkaniu Ligi Mistrzów z Arsenalem Londyn (3:1). Od tego czasu czekał na to jubileuszowe 500. trafienie, wliczając występy w Barcelonie i drużynie narodowej. W niedzielę miał więcej okazji, ale jego strzały blokowali obrońcy lub bronił bramkarz Valencii. Zupełnie nie wychodziły mu też rzuty wolne.

Nieskuteczni byli też jego koledzy. "Duma Katalonii" potrafiła rozgrywać piłkę w środku pola i zbliżyć się z nią pod bramkę rywali, ale w decydujących momentach zawodzili również Brazylijczyk Neymar i Urugwajczyk Luis Suarez. Z kolei goście atakowali rzadziej, ale w ofensywie byli szybsi.

Pierwszego gola zdobyli w 26. minucie. Pomógł im w tym Chorwat Ivan Rakitic, który wślizgiem przeciął dośrodkowanie, posyłając piłkę do własnej bramki. W końcówce pierwszej połowy po kontrataku na 2:0 podwyższył Santi Mina.

Po golu Messiego na 1:2 gospodarze wpadli w rytm, do jakiego przyzwyczajali kibiców przez kilka miesięcy, kiedy nie ponieśli ani jednej porażki w 39 kolejnych meczach. Prawie bez przerwy byli przy piłce i konstruowali kolejne ataki, ale defensywa "Nietoperzy" była czujna, a kilka razy uratował ich bramkarz Diego Alves (jedną z błyskotliwych interwencji po strzale Rakitica Brazylijczyk okupił urazem barku, ale po chwili przerwy wrócił do gry).

Valencia wyprowadziła za to kilka kontrataków, ale gościom też brakowało zimnej krwi. Stuprocentową okazję zmarnował najskuteczniejszy piłkarz tego zespołu Paco Alcacer, który skiksował mając przed sobą już tylko bramkarza rywali.

Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że walka o tytuł mistrzowski w Hiszpanii jest już rozstrzygnięta. Po 30 kolejkach Barcelona miała dziewięć punktów przewagi nad Atletico i 10 nad Realem Madryt. Jednak oba stołeczne kluby od tego czasu są bezbłędne, natomiast Katalończycy dorobku nie powiększyli. Obecnie mają 76 punktów i są sklasyfikowani nad Atletico tylko dlatego, że mają lepszy bilans bezpośrednich spotkań z tym rywalem. "Królewscy" są na trzecim miejscu z punktem straty do prowadzącej dwójki.

Kilka dni wcześniej Barcelona uległa na wyjeździe Atletico 0:2 i odpadła z Ligi Mistrzów w ćwierćfinale. W pierwszym meczu zwyciężyła 2:1, ale nie potrafiła utrzymać przewagi z Camp Nou.

We wcześniejszym niedzielnym spotkaniu Atletico pokonało Granadę 3:0. Bramki zdobyli Koke (w 15. minucie), Fernando Torres (59.) oraz Angel Correa (83.).

W sobotę zwycięstwo odniósł także Real - na wyjeździe z Getafe 5:1. Gole strzelili kolejno Karim Benzema, Isco, Gareth Bale, James Rodriguez i w doliczonym czasie gry Cristiano Ronaldo. To już 31. ligowa bramka Portugalczyka, który jest liderem klasyfikacji strzelców. Goście, ostatni w tabeli, odpowiedzieli tylko trafieniem Pablo Sarabii (na 1:3).

Jest już pewne, że "Królewscy", Atletico i Barcelona zajmą miejsca na podium Primera Division, w związku z czym na pewno zagrają w fazie grupowej kolejnej edycji Champions League.

"Cieszę się, że po raz kolejny osiągnęliśmy jeden z celów klubu. Mamy dobrą passę, więc informacja o awansie do LM jest trochę niezauważona, ale my jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi" - podkreślił argentyński szkoleniowiec Atletico Diego Simeone.

W niedzielę czwarty w tabeli Villarreal niespodziewanie przegrał na wyjeździe z Rayo Vallecano 1:2, natomiast Sevilla, bez odpoczywającego po ćwierćfinałach Ligi Europejskiej Grzegorza Krychowiaka, zremisowała z Deportivo La Coruna 1:1.