Rewolucja bez rewolucji

ks. Artur Stopka

Wystarczy zamiast „konsultacja” lub „sondaż” użyć słowa „plebiscyt” i już mamy „rewolucję w Kościele”.

Rewolucja bez rewolucji

„Rewolucja w Kościele. Nuncjusz Józef Kowalczyk ogłosił wśród biskupów nieformalny plebiscyt na prymasa” – emocjonuje się na pierwszej stronie wtorkowa (8 września 2009) Gazeta Wyborcza. Dalej z tekstu Katarzyny Wiśniewskiej, dowiadujemy się, że „Nuncjusz po raz pierwszy na taką skalę postanowił wciągnąć biskupów w procedurę wyboru (następcy abp Henryka Muszyńskiego na stanowisku biskupa gnieźnieńskiego – przyp. ks. A.S.) i rozpisał wśród nich ankietę”. Jednym słowem – sensacja goni sensację.

Na pozór red. Wiśniewska dobrze odrobiła pracę domową. Tekst sugeruje, że zapoznała się z obowiązującymi w Kościele procedurami. Napisała przecież: „Procedura wybierania prymasa jest taka sama jak przy wyborze biskupa. Nuncjusz przedstawia papieżowi trzech kandydatów (tzw. terno). Zapewne z tego grona Benedykt XVI wybierze prymasa, choć formalnie może wskazać kogoś innego”. Zapytała nawet eksperta, dziennikarza, który jej powiedział: „To rewolucja, wcześniej nuncjusz raczej tak nie robił”. Tyle, że wiedzę o tym, jak się w Kościele katolickim wybiera biskupów dziennikarka Gazety Wyborczej potraktowała wybiórczo.

Prawie trzy lata temu napisałem artykuł zatytułowany: „Skąd się biorą biskupi?”. Wyłożyłem w nim szczegółowo, jak wygląda cała procedura. Wyjaśniałem: „Ogromną rolę w tym procesie odgrywa nuncjusz apostolski w danym kraju. To on zgłasza do Stolicy Apostolskiej trzech kandydatów. W jaki sposób tworzy ich listę, zwaną „terno”? – Radzi się i pyta, prosi o propozycje nie tylko konferencję episkopatu, metropolitów, biskupów z metropolii, ale również wiele innych osób – tłumaczy bp Libera. Nuncjusz pyta również kolegium konsultorów danej diecezji, jej kapitułę katedralną, a także niektórych księży, zakonników, siostry zakonne oraz świeckich. Wszystkie te konsultacje odbywają się w absolutnej tajemnicy. Nuncjusz oczekuje nie tylko nazwiska kandydata, ale również uzasadnienia”.

Pół roku później w Tygodniku Powszechnym okazał się tekst samego redaktora naczelnego, ks. Adama Bonieckiego, pod niemal identycznym tytułem „Skąd się biorą biskupi” (ale bez pytajnika). O wiele lepszy ode mnie znawca życia Kościoła objaśniał jeszcze bardziej szczegółowo: „Gdy chodzi o nominację biskupa dla wakującej diecezji, np. w Polsce (podobnie jest gdzie indziej, tylko kraje misyjne mają swoje odrębne procedury), nuncjusz apostolski zwraca się do Rady Stałej Konferencji Episkopatu, do biskupów z danej metropolii, do rady kapłańskiej danej diecezji, do rady konsultorów diecezji i do osób cieszących się zaufaniem o podanie nazwisk kandydatów z uzasadnieniem i wyczerpującą charakterystyką. Spośród otrzymanych wybiera pięciu, których nazwiska pojawiają się najczęściej i których charakterystyki są najbardziej przekonujące. Nuncjusz przeprowadza badanie tych pięciu kandydatów, z nich wybiera trzech, których nazwiska przekazuje Kongregacji. Kongregacja przeprowadza swoje badania, może też wysunąć kandydata, który na otrzymanej liście nie figurował.

Badanie, o którym mowa, zwykle polega na rozesłaniu do godnych zaufania osób, które mają coś do powiedzenia na temat ewentualnego kandydata, szczegółowego kwestionariusza. Jest on opatrzony klauzulą „sub secreto pontificio”: nawet o fakcie otrzymania owej ankiety nie wolno nikomu powiedzieć, kwestionariusza nie wolno kopiować, a oryginał należy odesłać wraz z odpowiedziami”.

Jak widać w powyższych cytatów, przeprowadzanie konsultacji z członkami Konferencji Episkopatu danego kraju jest zwykłym obowiązkiem nuncjusza, przygotowującego listę kandydatów na biskupa dla jakiejś diecezji.

Warto też przypomnieć, że Kodeks Prawa Kanonicznego nakazuje, by biskupi każdej metropolii lub konferencja episkopatu sporządzili listę prezbiterów, którzy nadają się do pełnienia urzędu biskupa. Listę przygotowuje się w tajemnicy (także przed tymi, którzy się na niej znajdują) i po wspólnej naradzie. Na liście kandydatów mogą się znaleźć nie tylko księża diecezjalni, ale również zakonnicy. Również każdy biskup może przesłać do Stolicy Apostolskiej nazwiska kapłanów, których uważa za godnych i odpowiednich do sprawowania posługi biskupiej.

Ale informacja o tym, że nuncjusz zgodnie z obowiązującymi procedurami przeprowadził wśród polskich hierarchów konsultacje w kwestii następnego metropolity gnieźnieńskiego nie brzmi sensacyjnie. Nie da się nią błysnąć na pierwszej stronie. Wystarczy jednak zamiast „konsultacja” lub „sondaż” użyć słowa „plebiscyt”, uogólnić jednozdaniową wypowiedź kolegi dziennikarza i już mamy „rewolucję w Kościele”.

Ostatnio Nie tylko Gazeta Wyborcza, ale i inne z uporem milczały o Mszach świętych, w których licznie uczestniczyli uczniowie w związku z inauguracją nowego roku szkolnego. Nie dostrzegły też, że integralną częścią obchodów rocznicy podpisania Porozumień Jastrzębskich była Msza św., podczas której padły bardzo ważne słowa. Zamiast tego w tonie sensacyjnym dowiadujemy się, że Nuncjusz Apostolski w Polsce robi, co do niego należy. Nie ma to jak medialne wyczucie „potrzeb odbiorcy”. Pełne gratulacje dla Gazety Wyborczej i pani Katarzyny Wiśniewskiej osobiście. ;-)