PAP |
publikacja 08.10.2009 14:38
Premier Donald Tusk powiedział w czwartek w Sejmie, że jest zdeterminowany, by wyjaśnić tzw. aferę hazardową "do samego końca"; ubolewał też, że do jego najbliższego otoczenia trafili "ludzie, którzy nie umieją dotrzymać standardów i mają niepożądane znajomości towarzyskie".
Jakub Szymczuk/Agencja GN
Premier Donald Tusk
Podczas czwartkowej debaty nad informacją rządu o przebiegu prac legislacyjnych nad projektem zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych szef rządu mówił, że afera pokazuje kilka kluczowych bolączek Polski: zagrożenie nielegalnym lobbingiem, niski standard polityków i nadużywanie służb specjalnych do działań politycznych.
"Wszystkie te sprawy powinniśmy potrafić wyjaśnić możliwie obiektywnie, jeśli na tej sali czy w komisji śledczej możliwy jest obiektywizm" - zaznaczył.
Jego zdaniem warunkiem powodzenia tego procesu jest zachowanie "elementarnych proporcji między kampanią wyborczą, wojną polityczną, a chęcią wyjaśnienia prawdy". "To od państwa zależy, ze wszystkich klubów i kół, czy praca w tej komisji, te proporcje miedzy chęcią dojścia do prawdy, a zbiciem politycznego interesu będą chociaż jako tako wyważone" - powiedział premier.
Przyznał, że źle się stało, iż do jego najbliższego otoczenia trafiają ludzie, którzy nie umieją dotrzymać standardów i mają niepożądane znajomości towarzyskie. Dodał, że przy okazji afery doszło do "skandalicznych zachowań, dwuznacznej aktywności" Mirosława Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego, ale też z drugiej strony - mówił - miały miejsce dziwne, polityczne zachowania szefa CBA.
"Sprawa ma dwie strony, być może nielegalnego lobbingu, a na pewno skandalicznych zachowań i dwuznacznej aktywności niektórych polityków PO: Mirosława Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego, i drugą stronę - dziwnych o charakterze niewyjaśnionym, ale ewidentnie politycznych, zachowań szefa CBA. To widać gołym okiem" - powiedział.
Podkreślał, że dymisje Chlebowskiego i Drzewieckiego były szybkie i "nikt dotychczas takich decyzji, tak przykrych, w takim tempie nie podejmował". Przypomniał, że kiedy sprawa "haniebnie zaniżonych standardów" dotyczyła najbliższego otoczenia premiera rządu PiS Jarosława Kaczyńskiego, to nie słyszał o żadnych sankcjach. Premier jako przykład zaniżonych standardów podał negocjacje Adama Lipińskiego (PiS) i Renaty Beger (Samoobrona).
Jak ocenił, istotą problemu jest skala i sposób reagowania. "Niech ktoś na tej sali wstanie i powie, że reakcje Platformy są zaniżone - jeśli chodzi o standardy. Ja nie mówię, że standardy są genialne, że są w 100 procentach trafne. Nie było do tej pory w ostatnich 20 latach przykładu takiej determinacji, nawet jeśli nie jest perfekcyjna, jak ta, którą wykazał mój rząd i PO w tych dniach" - oświadczył Tusk.
Premier oświadczył też, że nie pozwoli na powrót do władzy tych, którzy z wykorzystywania służb wobec konkurentów politycznych, z nienawiści i z represji zrobili filozofię rządzenia.
Szef rządu zapewnił, że podległe mu służby nigdy nie wykorzystywały i nie będą wykorzystywać walki z korupcją do walki z opozycją. Jego zdaniem, "dobrze się stało", że CBA "doszło do informacji o skandalicznych zachowaniach polityków". "Nie miałem i nie mam żadnych zastrzeżeń o charakterze etycznym czy politycznym wobec pana (Mariusza) Kamińskiego za to, że doszedł do tej wiedzy i mi ją przedstawił" - podkreślił.
Dodał, że normalne funkcjonowanie rządu i premiera jest możliwe wtedy, kiedy ma się stuprocentową pewność, że działania służb "służą walce z korupcją i niczemu innemu tylko temu".
Jako pozytywny przykład współpracy rządu i służb podał operację ABW, która doprowadziła do aresztowania prezesa ZUS Sylwestra R. Ta operacja - zdaniem premiera - zakończyła się sukcesem, ponieważ w działaniu ABW "nie było żadnego innego celu, tylko wyeliminowanie korupcji". "Przez dwa lata służby mi podległe, odpowiedzialne za walkę z korupcją, nie użyły żadnego najmniejszego instrumentu, aby walkę z korupcją przekształcić w walkę z opozycją. Nie było i nie będzie na to atmosfery, ani przyzwolenia, ani zamówienia" - mówił Tusk.
Według premiera, szef CBA Mariusz Kamiński, badając sprawę ewentualnej korupcji przy pracach nad projektem zmian w ustawie hazardowej, użył jej w konflikcie politycznym, posłużył się insynuacją i kłamstwem. Jak podkreślił, gdyby Kamiński miał odejść z urzędu, bo jest politycznie niewygodny dla obecnego rządu, to podjąłby decyzję o jego odwołaniu "pierwszego dnia, którego objął funkcję premiera".
"Nie potrzebowałem dodatkowych danych, wystarczyło mi obserwować Mariusza Kamińskiego za rządów PiS. (...) Nie potrzebowałem dodatkowych danych, aby wiedzieć jak niewygodny z punktu widzenia poglądów politycznych będzie to dla mnie urzędnik" - mówił szef rządu.
Zaznaczył, że nie miał wątpliwości, że Kamiński "nie z miłości do prawdy, tylko nacechowania politycznego zrobi wszystko, aby udowodnić, że ta władza jest skorumpowana czy niegodna urzędowania". Widząc to uznałem, że właśnie po to tam jest, pod warunkiem, że nie przekroczy prawa, kompetencji i nie wkroczy w sferę zachowań niedopuszczalnych etycznie - dodał Tusk.
Premier zwrócił uwagę, że ten sam materiał (dotyczący prac nad projektem zmian w tzw. ustawie hazardowej) w sierpniu według Kamińskiego nie stanowił podstawy do złożenia zawiadomienia do prokuratury, a we wrześniu był do tego wystarczający. W sierpniu - podkreślił premier - Kamiński nie skierował materiału do prokuratury, a zdecydował się na to dopiero, kiedy materiał "znalazł się w mediach i w rękach polityków PiS".
Jak podkreślił, gdyby Kamiński miał uczciwe intencje, to z każdą sprawą podobną do afery hazardowej przychodziłby do premiera. Ale z żadną sprawą nie przyszedł poza tą, przez dwa lata - zauważył szef rządu.
Premier ocenił, że szef CBA zastawił na niego pułapkę, która polegała na tym, że choć otrzymał informację na temat tzw. afery hazardowej, nie mógł podjąć żadnych decyzji politycznych w obawie przed "demaskacją".
"Czy wyobrażacie sobie państwo, jak wyglądałaby ocena działania premiera polskiego rządu, gdybym powiedział: muszę zdymisjonować ministra Drzewieckiego, a pan Chlebowski powinien się usunąć z życia politycznego, ale nie powiem dlaczego. Taki mam kaprys" - mówił Tusk podczas debaty nad informacją rządu na temat prac nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej.
Premier zaznaczył, że bardzo serio potraktował instrukcje postępowania sugerowane przez CBA. Jak mówił, Biuro polecało: "podjąć działania, wyjaśniać, zdobywać informacje dotyczące tego procesu legislacyjnego, żeby on nie był wypaczany i jednocześnie zachować w dyskrecji fakt, że w innej zupełnie sprawie toczy się operacja CBA wobec tych wrocławskich biznesmenów".
Szef rządu powiedział, że w tej niewielkiej przestrzeni do działania, jaką wyznaczył mu Kamiński, zrobił "absolutnie wszystko, aby dyskrecja została zachowana" i jednocześnie zdobywał niezbędne informacje do podejmowania dalszych decyzji.
"Tysiące stron dokumentów, dziesiątki lobbystów, siedem lat wstydu i hańby nad tą ustawą każdego z ugrupowań. To jest materiał, który miałem obowiązek wyjaśnić i to w ramach dyskrecji, o którą prosił pan minister Kamiński" - zaznaczył Tusk.
O Andrzeju Czumie Tusk powiedział, że minister sprawiedliwości "wykazał się w mediach zbyt pozytywną emocją w stosunku do polityków, wobec których zaczyna się toczyć sprawa", a w kilka dni później uznał, że ta "dwuznaczność utrudnia mu funkcjonowanie i zrezygnował z funkcji".
"Ja ministrowi Czumie mogę złożyć tylko najwyższe uznanie i szacunek, że ułatwia mi utrzymanie standardów nawet w tak trudnej sytuacji, która staje się osobiście bolesna także dla ludzi bardzo uczciwych, takich jak Andrzej Czuma" - dodał szef rządu.
Tusk powtórzył też, że przed dymisją ministrowie zwrócili się do niego mówiąc, że trudne byłoby wyjaśnienie ich udziału w całej sprawie, gdyby dalej byli w rządzie. "A ja im powiedziałem, że rząd musi się zajmować setkami spraw - gospodarką, kryzysem, budżetem - i nie wyobrażam sobie, aby moi ministrowie połowę czasu poświęcali na tłumaczenie się z różnych spraw" - zaznaczył.
Tusk dodał też, że nie ma nic zaskakującego w tym, że wraca do Sejmu jego zaplecze polityczne (chodzi o Pawła Grasia, Sławomira Nowaka i Rafała Grupińskiego - PAP). W sytuacji, kiedy to właśnie w Sejmie będzie toczyła się "polityczna wojna wypowiedziana przez opozycję".