Coraz bliżej wieczności

Dlaczego właściwie tak hucznie wchodzimy w Nowy Rok?

Coraz bliżej wieczności

Tak na zdrowy rozum, to nie jest to jakiś wyjątkowy moment. Owszem, zmienia się data. A w związku z tym kończy się jakiś tam finansowych rozliczeń z państwem. Ale to chyba wszystko. Nie mają te obchody podłoża religijnego ani patriotycznego. Nie rozpoczynamy kolejnego etapu życia, jak uczniowie 1 września. Nie rozpoczynamy nowego cyklu rozważań nad historią zbawienia, jak w pierwszą niedzielę Adwentu. Dnia też zaczęło już przybywać parę dni temu. To co właściwie świętujemy? I dlaczego dla wielu z nas nie bawić się w ten wieczór, to jakby popełnić towarzyskie harakiri?

Huczne obchody Nowego Roku są dla mnie dowodem na to, że do świętowania nie trzeba mieć żadnego wielkiego powodu. Pretekst wystarczy. I szczerze mówiąc mocno mnie to niepokoi. Nie żebym chciał komukolwiek zabraniać w Sylwestra się bawić! Nie mam nic przeciwko temu! Ale skoro do świętowania nie trzeba mieć powodu, a wystarczy pretekst....

Przyznaję, że ostatnimi laty coraz bardziej niecierpliwiły mnie narzekania, że źle świętujemy Boże Narodzenie. Że w sklepach i na naszych ulicach zaczyna się ono stanowczo zbyt szybko i zbyt szybko zastępowane jest nastrojem karnawałowym. I że w naszych rodzinach coraz częściej świętuje się nie narodziny Jezusa, ale tradycję, pełny stół, prezenty  i nastrój. Jasne, coś w tym jest. Z drugiej jednak strony zawsze pocieszałem się myślą, że przecież jeśli ludzie ten dzień świętują, to mniej czy bardziej jasno wiedzą jednak dlaczego. I że nawet jeśli dla kogoś jest to tylko pusta tradycja, to dopóki świętuje, może przyjść odkrycie sensu tych obchodów. Kiedy jednak patrzę na świętowanie Nowego Roku (ciągle, konsekwentnie, choć przecież nie wiadomo dlaczego piszę to z dużej litery), moja nadzieja przygasa. Można świętować tylko i wyłącznie dlatego, że taka jest tradycja. Powodu mieć nie trzeba. 

Jakaś rada? Nic odkrywczego. Nie walczyłbym jakoś specjalnie z tym, co w obchodzeniu  naszych chrześcijańskich świąt trąci nieco pogaństwem. Ot, jak Mikołaj-Krasnal z reniferami na Boże Narodzenie. Zbyt łatwo wylać dziecko z kąpielą. Jeśli jednak chcemy, by nasze chrześcijańskie święta pozostały  chrześcijańskimi nie tylko z nazwy, musimy się ciągle troszczyć o ich dobre przeżywanie. Choćby dbając o ich ciągłe odnoszenie do naszych prawd wiary czy wydarzeń biblijnych. Inicjatywa orszaku Trzech Króli w Uroczystość Objawienia Pańskiego jest chyba dobrym tego typu działania przykładem. 

Myślę też o drugim, równie oczywistym kierunku działań, o których chrześcijanie nie powinni zapominać. Pokazuje ją Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, która „chrzci noworoczne zabawy. Jeśli ludzie świętują, warto dać też im też wtedy okazję do tego, by się pomodlili. By święta zupełnie bez Boga nie stały się rozsadnikami zarazy bezbożności... 

Jest jednak coś jeszcze... Czy Was, Drodzy Czytelnicy,  nie niepokoi to, że będziecie teraz pisali 2017? I że już nigdy przy bieżącej dacie nie napiszecie 2016, podobnie jak nigdy nie pojawi się tam 2005, 1999, 1981, 1976? I że raczej nie dożyjecie już możliwości wpisania, jak kilkadziesiąt lat temu 8 VIII 88, godzina 8:08? Tak, ta zmiana daty, którą za nic nie znaczącą uznałem na początku mojego komentarza, może jednak nieść dla współczesnego człowieka niezwykle ważną treść. O której zresztą w kościołach księża dość często mówią: „czas ucieka, wieczność czeka”...

Kiedy patrzę na to z tej perspektywy przestaję się dziwić, że w tę noc wielu woli się upić ;) Wiem jednak, że Wy, Drodzy Czytelnicy, jesteście ludźmi wierzącymi w zmartwychwstanie ciała i życie wieczne. Dlatego Wam i sobie chciałbym raczej powiedzieć: nie martwy się. Przemijamy i choć może czasem żal jest nam tego całego piękna, które już za nami, ale przecież to najlepsze, najszczęśliwsze, wieczne i nieprzemijające jeszcze przed nami! Życzę więc i Wam i sobie, by to nasze pielgrzymowanie w tym roku upływało jak najradośniej. Wieczność coraz bliżej! :)
 

TAGI: